• Pytania o wiarę

„Kto pożądliwie patrzy na kobietę”

Cudzołóstwo Dawida z Batszebą to nie był akt miłości, to była bardzo brzydka miłostka. A przecież trzeba jeszcze zwrócić uwagę na to, że niefortunni kochankowie najciężej skrzywdzili swojego Stwórcę. Na ten aspekt grzechu my, ludzie współcześni, jesteśmy mało wrażliwi – zauważa w felietonie o. Jacek Salij OP.

Zdarzyło mi się kiedyś bezradnie wysłuchać wygadywania na słowo Pana Jezusa, który w Kazaniu na Górze powiedział: „Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa”.

Mój rozmówca nie miał wątpliwości, że są to słowa nieliczącego się z rzeczywistością idealisty. „Przecież – mówił – takie są prawa biologii, że osoba płci przeciwnej budzi dobrze znane każdemu z nas reakcje, i trzeba to w sobie uznać. Podobnie nie mam władzy nad tym, żeby jabłko nie pachniało mi apetycznie. Wystarczy, że będę się pilnował, by nie sięgnąć po cudze jabłko.

Próbowałem coś temu panu wyjaśniać, coś rozróżniać, coś tłumaczyć, ale nie udało mi się wzbudzić w nim religijnego respektu dla słów Pana Jezusa. W ogóle nie słuchał mnie, kiedy mówiłem, że przecież jesteśmy katolikami i wierzymy, że Jezus jest Synem Bożym i właśnie przez Niego człowiek został stworzony jako mężczyzna i kobieta. Toteż z całą pewnością On dobrze wie o tym, że nieraz pojawiają się w człowieku naturalne odczucia erotyczne – i nie tych naturalnych odczuć dotyczy Jego słowo z Kazania na Górze.

Wczytajmy się uważnie w przytoczone na początku słowo Pana Jezusa. Przecież On nikomu nie zabraniał zauważania tego, że kobieta jest kobietą, a mężczyzna mężczyzną. On wyraźnie mówił o spojrzeniach rozpustnych. Od takiego spojrzenia zaczął się na przykład ciężki grzech króla Dawida. Proponuję więc przypomnieć sobie, jak to było z Dawidem i Batszebą. To pomoże nam zobaczyć, co chciał nam powiedzieć Pan Jezus w przytoczonym zdaniu Kazania na Górze.

Otóż Dawid „zobaczył z tarasu swego królewskiego pałacu kąpiącą się kobietę” (1 Sm 11,2). Ogarnęło go pożądanie i, używając słów Ewangelii, „w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa”. Dopytał się, kim jest ta kobieta, i chociaż powiedziano mu, że jest ona mężatką, żoną jego oficera, zaprosił ją do pałacu, „a gdy przyszła do niego, spał z nią”. Krótkie spotkanie zaowocowało ciążą, Dawid włożył wiele wysiłku w to, żeby Uriasz, mąż Batszeby, niczego się nie domyślił, a kiedy mu się to nie udało, wydał zbrodniczy rozkaz, żeby „zorganizować” niby to przypadkową śmierć zdradzonego męża.

Szczególnie zauważmy, że Dawid nie był jakimś zdemoralizowanym bezbożnikiem; przeciwnie, był głęboko wierzącym człowiekiem. A mimo to uległ pokusie starodawnego Węża, że „będziecie jak bogowie”, i postąpił tak, jakby przykazania Nie cudzołóż oraz Nie zabijaj go nie obowiązywały. Grzech i zbrodnia króla Dawida to wielka przestroga, że również ktoś naprawdę pobożny może się dopuścić bardzo ciężkiego grzechu. Owszem, Dawid, upomniany przez proroka, uznał swój grzech, uniżył się i podjął pokutę. Ale potworna krzywda, jaką wyrządził Uriaszowi była już nie do naprawienia.

Również Batszeba doznała od niego dotkliwej krzywdy. Zapewne imponowało jej to, że sam król się do niej zaleca. Ale przecież on przez cały czas traktował ją czysto przedmiotowo, ona jednak mu na to pozwoliła. Dawid ją wykorzystał i przelotną miłostkę uznał za zamkniętą. Okazało się jednak, że ona nieoczekiwanie spodziewa się dziecka. Wówczas królewski kochanek wykazał się niemałą pomysłowością, żeby Uriasz nie zorientował się, że to nie jest jego dziecko. Ostatecznie Batszeba stała się współwinną śmierci swojego męża. Bo przecież gdyby nie zgodziła się wejść do cudzego łoża, jej mąż nie zostałby posłany na niechybną śmierć.

W sumie, cudzołóstwo Dawida z Batszebą to nie był akt miłości, to była bardzo brzydka miłostka. A przecież trzeba jeszcze zwrócić uwagę na to, że niefortunni kochankowie najciężej skrzywdzili swojego Stwórcę. Na ten aspekt grzechu my, ludzie współcześni, jesteśmy mało wrażliwi. Przecież nie brak dzisiaj ludzi, którym wydaje się, że jeżeli jakiś grzech popełniany jest za obopólną zgodą i jeżeli (rzekomo) nikogo nie krzywdzi, to może to w ogóle nie jest grzech. Czyżby przestało się już dla nas liczyć to, że stworzył nas Ten, który jest Miłością i że stworzył nas na swój obraz? Czyżby rozpusta naprawdę nie była aktem buntu wobec Stwórcy ludzkiej natury?

Człowiek jest tym jedynym na naszej ziemi stworzeniem, którego Bóg uzdolnił i powołał do miłości, toteż – że posłużę się słowami ostatniego soboru – „nie może człowiek odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”. Dojrzała miłość polega na wzajemnym oddawaniu samego siebie osobie ukochanej w bezinteresownym darze. Toteż trudno zaprzeczyć, że romans Dawida i Batszeby nie miał nic wspólnego z miłością. To była zwyczajna rozpusta, parodia miłości.

Według zamysłu Stwórcy, ludzkie dzieci mają poczynać się w głębokiej i trwałej miłości swoich rodziców, aby w jej przestrzeni rosnąć i wychowywać się w ciągu pierwszych kilkunastu lat swego życia. W ten sposób nasza płciowość stanowi wezwanie do takiej miłości, która sięga aż do życia wiecznego. Jest potwierdzeniem ludzkiej godności, która zakazuje sprowadzać człowieka do poziomu środka do celu czy przedmiotu użycia. Tej prawdy o miłości broni słowo Chrystusa, żeby zaniechać pożądliwych spojrzeń na kobietę.
 

 

 

 

 

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama