Zwierzęta domowe zamiast dzieci? Dokąd zmierza „cywilizowany” świat?

Problemem zachodniego świata nie jest „eksplozja demograficzna”, której obawiano się pięćdziesiąt lat temu, ale wyludnienie. Tymczasem ludzie zamiast mieć dzieci, kupują zwierzątka domowe.

 

Niedawna uwaga papieża Franciszka dotycząca tego problemu wzbudziła silną reakcję miłośników zwierząt. Papież nic, rzecz jasna, nie ma przeciw zwierzętom domowym, zwrócił jednak uwagę na to, że nie mogą się one stać substytutem rodzicielstwa. Posiadanie zwierzątka domowego przy jednoczesnej niechęci do rodzenia i wychowania własnego potomstwa, jak zauważa Franciszek, może być przejawem egoizmu.

Problem jest realny i dotyczy coraz większej liczby krajów na całym świecie. Nie chodzi o zwierzęta domowe. Chodzi o spadającą liczbę ludności, o liczbę urodzeń, która wynosi znacznie mniej niż wskaźnik zastępowalności pokoleń - 2,1 dziecka na kobietę.

Wśród 200 krajów świata dla których dostępne są obecnie dane demograficzne (podawane przez Bank Światowy za rok 2019), problem dotyczy dziewięćdziesięciu sześciu. Trudno nie dostrzec, że większość z nich należy do kręgu krajów rozwiniętych gospodarczo: Francja - 1,87, USA - 1,705, Czechy – 1,71, Irlandia – 1,7, Wielka Brytania - 1,65, Niemcy - 1,54, Japonia - 1,36, Włochy - 1,27. Do grona państw o bardzo niskiej liczbie urodzeń należą również Chiny - 1,696 oraz Rosja - 1,504. A Polska? Jeśli martwią nas kraje zachodniej Europy, przyjrzyjmy się własnym danym: współczynnik dzietności w roku 2019 wyniósł 1,42 (według Banku Światowego), a za rok 2021 – 1,378.

Wskaźniki spadają w większości krajów rozwiniętych. W zeszłym roku, wskaźnik urodzeń w Stanach Zjednoczonych spadł szósty rok z rzędu, podczas gdy w połowie stycznia Chiny ogłosiły, że liczba urodzeń w 2021 r. spadła do 10,6 miliona, czyli wyniosła o 1,4 miliona mniej niż w roku 2020. To, czego doświadczamy dziś to nie „eksplozja populacyjna”, przed którą ostrzegali socjologowie z lat 60-tych i 70-tych, ale implozja. Społeczeństwa zapadają się w sobie – i to jest naprawdę zła wiadomość.

Spadająca liczba ludności oznacza problemy. Najbardziej oczywistym jest mniejsza liczba osób w wieku produkcyjnym, które będą musiały utrzymać rosnącą liczbę niepracujących już osób starszych. A to z kolei zrodzi nowe napięcia międzypokoleniowe, którym bez wątpienia towarzyszyć będą nowe naciski na zalegalizowanie eutanazji jako narzędzia oświeconej polityki społecznej. Mniejsza liczba obywateli w wieku produkcyjnym oznacza także mniejszy potencjał gospodarczy, trudności z utrzymaniem infrastruktury i tracenie przez dany kraj znaczenia geopolitycznego.

Według Nicholasa Eberstadta z American Enterprise Institute, wytrawnego badacza trendów demograficznych, dobrobyt teoretycznie pozostaje możliwy nawet w obliczu spadku liczby ludności. Istotne jest jednak życiowe nastawienie członków społeczeństwa. Niechęć do posiadania dzieci jest często wyrazem pesymistycznej i wsobnej postawy: gdy nie traktujemy życia jako wartościowego, nie chcemy też się nim dzielić z następnym pokoleniem. Decyzja o posiadaniu dziecka jest wyrazem afirmacji życia. Pomimo wszystkich problemów, życie jest dobre, a przyszłość na tyle jasna, że chce się ją dzielić z kimś innym.

Papież, mówiąc o dzieciach i zwierzętach domowych, ani nie potępia miłośników zwierząt, ani też nie neguje życiowych problemów, z którymi muszą zmagać się rodzice. Wręcz przeciwnie, podczas ostatniej audiencji środowej odniósł się do nich z wielkim realizmem:

„W tej chwili myślę o tak wielu ludziach, którzy są przygnieceni ciężarem życia i nie potrafią już mieć nadziei ani się modlić. (...) Myślę także o rodzicach, którzy stają wobec problemów swoich dzieci: dzieci z wieloma chorobami, dzieci chore, także na choroby przewlekłe. (...) Tak wiele jest problemów rodzicielskich. Zastanówmy się, jak im pomóc. A tym rodzicom mówię: nie bójcie się. Tak, to jest ból. Bardzo dużo. Ale pomyślcie o tym, jak Józef rozwiązywał problemy i poproście Józefa, aby wam pomógł. Nigdy nie potępiajcie dziecka”.

Posiadanie dzieci to trud i odpowiedzialność. Ale to także radość i poczucie życiowego spełnienia. To również wyraz chrześcijańskiej nadziei, że warto żyć, że sensem życia nie jest tylko przyjemność i indywidualistycznie pojmowana „samorealizacja”, ale miłość, która w szczególny sposób wyraża się w małżeństwie i rodzicielstwie. Być może tu jest problem: „cywilizowany” świat odrzucając chrześcijaństwo, odrzuca jednocześnie tę głęboką nadzieję i odrzuca własną przyszłość.

 

Wykorzystano: artykuł Russell Shaw „The Pope, the Pets, and Population” (CNA) oraz tekst środowej audiencji papieskiej z 26 stycznia.

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama