Lekarz między „świecką” medycyną a wiarą

Czy chirurg może być wierzący? A jeśli jest – to być może powinien po prostu modlić się o uzdrowienie chorego, zamiast podejmować ryzykowne operacje?

Atmosfera panująca w szpitalach, czy ogólnie w służbie zdrowia, w ostatnich dwóch latach przypomina nieustannie zmieniające się pole walki. W takich „frontowych” warunkach trudno zadawać sobie fundamentalne pytania, szuka się raczej bieżących odpowiedzi i próbuje się radzić sobie z nawałem pracy, która przekracza możliwości systemu.

A jednak na dłuższą metę nie da się uniknąć głębszej refleksji nad tym, jak wiara ma się do możliwości, które daje współczesna medycyna. Czy, biorąc pod uwagę olbrzymi postęp medyczny, wiara ma jeszcze w ogóle sens, gdy chodzi o kwestię zdrowia? Czy zamiast modlić się o uzdrowienie lub przyjmować z pokorą chorobę jako wyraz szczególnej woli Bożej dla naszego życia nie lepiej po prostu zaufać lekarzom i darować sobie religijne rozważania?

Patrząc z punktu widzenia osoby chorej trudno chyba zgodzić się z tym, że kwestia naszego zdrowia należy wyłącznie do sfery medycyny i służby zdrowia. Jak jednak patrzą na to lekarze? Choć wielu z nich jest wierzących, rzadko wypowiadają się na temat relacji między swoją wiarą a praktykowanym przez siebie zawodem – tak jakby jedno i drugie stanowiły całkowicie odrębne, niestykające się ze sobą sfery. Tym bardziej cenna jest więc publikacja, w której autor – lekarz otwarcie mówi o swojej wierze, pokazując jak wpływa na jego podejście do chorych i samego problemu choroby.

„Chirurdzy. Opowieści prawdziwe” Lecha Muchy to książka wprawdzie nie całkiem nowa – wydana w 2018 roku, ale w obecnej sytuacji zyskująca szczególnie na aktualności. Jeśli cztery lata temu patrzyliśmy z dużym optymizmem na możliwości medycyny, dziś zapewne podchodzimy do nich z dużo większym dystansem. Sam autor przypomina początki swojej kariery lekarskiej, gdy uważał, że obecnie większość problemów onkologicznych jest uleczalna, o ile tylko zostaną odpowiednio wcześnie wykryte, dziś natomiast pisze „z upływem czasu pogłębiła się moja wiara we wszechmoc Boga, a nieco osłabła moja wiara we wszechmoc nauki”. Nie chodzi, rzecz jasna, aby ostro przeciwstawiać jedno drugiemu, ale żeby uczciwie przyznać, że ludzkie możliwości zawsze są i będą ograniczone.

Czy chirurg powinien po prostu operować, czy raczej modlić się o uzdrowienie – a  może robić jedno i drugie? Doktor Mucha pisze otwarcie, że oprócz wiedzy medycznej i umiejętności, których nabył w ciągu wieloletniej praktyki, posługuje się w pracy również modlitwą – choć naraża się tym samym na drwiny ze strony ateistów.

Autor dzieli się także swoimi przemyśleniami na temat relacji między wolną wolą człowieka a działaniem Stwórcy. Gdy mamy pokusę oskarżać Go o to, że, choć jest miłosierny i wszechmocny, nie robi nic (lub za mało), aby przywrócić nam zdrowie, pozwalając na cierpienie nas samych lub osób nam bliskich, powinniśmy przypomnieć sobie biblijną opowieść o pierwszych przedstawicielach rodzaju ludzkiego – Adamie i Ewie. Ich historia powtarza się w naszym własnym życiu. Nie żyjemy w świecie idealnym, w którym nasza relacja z Bogiem byłaby prosta i niezakłócona, ale w świecie skażonym grzechem, wraz ze wszystkimi jego konsekwencjami, takimi jak cierpienie. Wybierając życie „na własny rachunek”, nie możemy oskarżać Boga, że czyni zbyt mało. „Jeżeli strzelamy, nasze kule zabijają. Jeśli w czasie operacji popełnię błąd, człowiek, którego operuję, może umrzeć. Jeśli zaniedbamy swoje zdrowie, zgłosimy się za późno do lekarza albo nie zgłosimy się wcale, bo zawierzyliśmy znachorom czy jakimś zabobonom, na ratunek może nie być czasu” – pisze autor. Dodać do tego można, że nasz własny los zależy nie tylko od nas samych, ale także od całego środowiska, w którym żyjemy, które – tak jak my sami – jest skażone grzechem. Nie zawsze choroba jest wynikiem naszych własnych zaniedbań, ale może być skutkiem skażenia środowiska, smogu, a nawet uwarunkowań genetycznych, które noszą w sobie historię „skażenia grzechem” całej ludzkości.

Zamiast zadawać filozoficzne pytania, na które bardzo trudno jest znaleźć satysfakcjonującą odpowiedź, lepiej zaufać Bogu – pozwolić Mu zająć się naszym własnym życiem. Nie oznacza to bynajmniej rezygnacji z wiedzy medycznej, ale postawę życiową, w której oddaję Bogu należne Mu miejsce. Konsekwencją jest, jak pisze autor, wiara w to „że Bóg po to postawił mnie na drodze moich pacjentów, bym mógł im pomagać. Nie mogę jednakże prosić Boga o pomoc w ratowaniu jednych chorych, a zabijać innych, na przykład przez aborcję. Dlatego czyste sumienie i łaska uświęcająca są niezwykle ważne. Dlatego tak istotne jest, byśmy my, lekarze, mieli prawo do działania zgodnie z sumieniem”.

Na pytanie, czy nie lepiej jest po prostu całkowicie zaufać Bogu i zrezygnować z leczenia („dlaczego nie zamienisz noża na modlitwę. Może zamiast leczyć, uklękniesz i się pomodlisz?”) chirurg odpowiada jasno: „to oczywista demagogia. To, że oddaję się w swych czynach Bogu, nie znaczy, że nie mam obowiązku działać, i to najlepiej, jak umiem. Choć nie wolno nam wiary w naukę przedkładać nad wiarę w Boga, to nauki ani jej osiągnięć lekceważyć nie możemy”.

Książka nie bez powodu nosi podtytuł: „Opowieści prawdziwe”. Jej zasadniczym atutem nie są teoretyczne rozważania, ale przedstawiane konkretne sytuacje, z którymi autor zetknął się jako lekarz. Wiele z tych historii jest naprawdę przejmujących i zmuszających do głębszej refleksji nad naszym podejściem do zdrowia i choroby, jak choćby ta dotycząca starszego pacjenta po amputacji nogi. Pomimo trudnej sytuacji medycznej i kalectwa zdołał on zachować budujący otoczenie życiowy optymizm. Widać było jego silny charakter i pogodę ducha. Niestety, jak się okazało, zupełnie inaczej do jego sytuacji podeszła jego własna rodzina. Krewni, przerażeni perspektywą konieczności troszczenia się o dziadka po amputacji kończyny, zdecydowali o przeniesieniu go do domu starców. I oto stary człowiek, który żył nadzieją powrotu do domu, dowiaduje się, że nikt go już tam nie chce, że rodzina boi się jego kalectwa. Jak opisuje Mucha, „wszyscy mogliśmy zobaczyć, jak w tych pogodnych dotąd oczach pojawia się najpierw strach, potem rezygnacja, a potem normalne, ludzkie łzy..” Ta sytuacja pokazuje jak na dłoni, gdzie jako społeczeństwo znaleźliśmy się pod względem ludzkiej wrażliwości, gdzie podział się nasz humanitaryzm, skoro nie starcza go nawet dla najbliższych nam osób.

Na szczęście w książce nie brakuje też opowieści bardziej optymistycznych, ukazujących, że nie we wszystkich wygasło człowieczeństwo. Pojawiają się tu osoby, które gotowe są oddać krew dla swoich bliskich, troskliwe żony, mężowie i rodzice. Nawet jeśli nie wszystkie te historie kończą się medycznym happy endem, sama postawa tych ludzi napawa optymizmem.

Jak pisze Mucha „jesteśmy istotami stadnymi i potrzebujemy siebie nawzajem, dlatego tak ważna dla nas jest rodzina”. Choroba i śmierć należą do elementów ludzkiego życia. Próba ucieczki od nich, unikania tych tematów prowadzi donikąd. Prędzej czy później te kwestie pojawią się w naszym własnym życiu. To, jak traktowaliśmy chorobę i cierpienie innych, może odbić się jak w lustrze i dotknąć nas samych. Dlatego warto czytać takie książki jak „Chirurdzy”, aby patrzeć na życie w całości, aby nie pominąć tego, co w nim naprawdę ważne, choć na pewno niełatwe do przyjęcia.

Lech Mucha, „Chirurdzy. Opowieści prawdziwe”. Wydawnictwo eSPe, boskieksiazki.pl.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama