Wyrzuceni na mieliznę

Terapia osób z udarem mózgu nie jest łatwa. To jednak, co dzieje się w szpitalach, wzbudza poczucie grozy

Wyrzuceni na mieliznę

Niemal co osiem minut dochodzi w Polsce do udaru mózgu. Każdego roku choroba dotyka 60-70 tys. osób.

Warszawski szpital. Oddział rehabilitacyjny dla osób, które przeszły udar mózgu. Takich placówek jest w stolicy bardzo mało. Każdy chory, który przeszedł udar mózgu powinien być poddany rehabilitacji w przeciągu czternastu dni. A jak jest w rzeczywistości...?

Po korytarzach snują się pacjenci ubrani w pampersy — jesteśmy szczęściarzami — zagaduje mnie siwy mężczyzna — Możemy już chodzić i być niezależni. Ale niech pani zobaczy tych biedaków, którzy leżą. Przyszłam z koleżanką odwiedzić jej chorego ojca, który leży tu już drugi tydzień. Trafił na oddział po leczeniu w szpitalu w Grodzisku. Wchodzimy do kilkuosobowej sali. Na łóżku pod oknem leży ojciec Anny. Nagi od pasa. Między nogi ma włożoną szmatę. Mokra, przesikana ścierka, prześcieradło też zalane moczem. Uchylone okno, przez które wpada zimne styczniowe powietrze. Po awanturze z pielęgniarką, Anna dowiaduje się, że zabrakło pampersów. Chociaż codziennie dostarcza nowe pieluchy, personelowi coś się pomyliło z rozdzielczością. Pan Jakub ubabrany moczem leżał tak kilka godzin. Osłabiony, wyziębiony człowiek chory na POChP po dwóch dniach zachorował na zapalenie płuc. Dobrze, że pan Jakub może mówić i można się wszystkiego dowiedzieć.

Roznoszą kolację. Chleb, jakaś bliżej nieokreślona pasta, kawałek masła. Przy każdym chorym talerzyk „ląduje” na stoliku. Jakim cudem sparaliżowany chory ma po niego sięgnąć.  Nikogo z personelu to nie obchodzi. Drobimy z Anną chleb na małe kawałki, smarujemy masłem, pastą i karmimy chorych. — Przeważnie nikt do nich nie przychodzi — mówi moja koleżanka — Jestem u ojca codziennie i karmię cały pokój. Ojcu przynoszę obiad z domu i dzielę się tym posiłkiem każdego dnia z innym towarzyszem niedoli. Na nic zdały się moje uwagi, groźby, prośby, aby personel regularnie karmił pacjentów. Tak samo jest z pieluchami. Ciągle ktoś leży w ekskrementach. Dzisiaj trafiło na mojego ojca. To straszny oddział. W Grodzisku wszystko było inaczej. Doskonała opieka. Pacjenci umyci, nakarmieni. Personel życzliwy. Nie było niestety specjalistycznego oddziału rehabilitacji. Po stoczonych wielu walkach, bo nigdzie nie było miejsc, musiałam ojca tu przywieźć.

Patrzę na szare, wymizerowane twarze starych ludzi. Wodzą za nami oczami. Niektórzy proszą bełkotliwie o podanie picia, tej czy innej rzeczy. Samotność, cierpienie, upokorzenie, apatia. Czuję się, jakbym przebywała w przedsionku śmierci. Wielu z nich nikt nie odwiedza. Do jednego rzadko przychodzi stara schorowana żona, która sama wymaga opieki. Co z dziećmi, krewnymi? W pogoni życia zapomnieli o relikcie przeszłości, jakim dla nich stał się zniedołężniały ojciec, krewny.

Samotność w chorobie

Takich wypadków, jak ten jest zapewne dużo. W jednej z warszawskich starych kamienic umierała kobieta. Miała 82 lata i przeszła udar mózgu. Całe życie była samotna. Poświęciła się pracy nauczycielskiej. Uczyła historii w jednym z liceów. Za czasów jej aktywności zawodowej, życie w kamienicy wyglądało zupełnie inaczej. Wszyscy się dobrze znali i w razie potrzeby pomagali sobie.

Pani Katarzyna nie jeden raz uczyła dzieci sąsiadów. Przygotowywała je do egzaminów, do matury. Z biegiem lat starzy lokatorzy kamienicy odchodzili powoli, a ich miejsce zajęli głównie młodzi wynajmujący mieszkania. Ludzie przestali się wzajemnie dostrzegać. Żyli w swoim świecie, nie patrząc na dramaty za ścianą.

Pani Katarzyna coraz rzadziej wychodziła z domu, była coraz słabsza. Któregoś razu zasłabła na ulicy. Okazało się, że przeszła udar mózgu. Po pobycie w szpitalu, wróciła do pustego domu. Przychodziła do niej raz dziennie siostra PCK. Ale ta opieka była niewystarczająca. Pani Katarzyna nie mogła chodzić. Co to oznacza dla osoby samotnej, nie trzeba opisywać.  Gdyby nie pomoc jednej rodziny, zgniłaby w odchodach. — Moja mama i ja pomagałyśmy pani Kasi — mówi Aldona, sąsiadka z niższego piętra - Mama codziennie gotowała dla niej obiad. Wpadała wieczorem z kolacją. Najgorsza była toaleta. Obie z mamą należymy do szczupłych, drobnych kobiet i choć pani Kasia była bardzo chuda, miałyśmy wielki kłopot ze zmianą pampersów. Było trochę lżej, gdy nauczyła nas tej czynności siostra, przychodząca do pani Katarzyny. Którejś nocy nasza sąsiadka cicho odeszła. Strach pomyśleć, jakby wyglądało jej życie, gdyby nie nasza pomoc przez te miesiące.

Życie po udarach

Udary mózgu to druga przyczyna śmierci w Polsce. Wśród osób, które przekroczyły sześćdziesiąty rok życia, co czwarta zapada na tę chorobę. A u osób, które mają za sobą  czterdziestkę, to główna przyczyna inwalidztwa. Wiadomo, że udarowi sprzyja wysokie ciśnienie tętnicze, cukrzyca i migotanie przedsionków serca. A dużo osób nawet nie wie, że choruje na jedną z tych chorób. Na światło dzienne wychodzi ten fakt dopiero podczas rutynowych badań.

W medycynie obchodzi się Światowy Dzień Udaru Mózgu. Dyskutuje się nad profilaktyką i leczeniem. W 2011 roku podczas tej konferencji wydano Manifest Udarowy mający przybliżyć ludziom niebezpieczeństwa tej choroby. Ale w praktyce nadal nie jesteśmy w stanie zapobiec i skutecznie leczyć udary mózgu. U osób, które przeżyły pierwsze tygodnie, najistotniejsza jest rehabilitacja. To ona pozwala chorym wrócić do sprawności.

I tu jest największy problem. Specjalistycznych oddziałów rehabilitacyjnych brakuje w całej Polsce. O ile pacjent w pierwszej fazie udaru może liczyć na profesjonalną pomoc na oddziałach neurologicznych, to z rehabilitacją są już poważne kłopoty. Najlepsza klinika Neurologiczna w Warszawie dysponuje tylko czterdziestoma łóżkami. Dochodzi do tego jeszcze Szpital MON na Szaserów, szpital na Grenadierów, szpital w Konstancinie i ośrodek rehabilitacyjny na Mazowieckiej. To kropla w morzu potrzeb na całą Warszawę i okolice. Szpitale po pierwszej fazie leczenia zwykle wypisują chorych do domu z zaleceniem podjęcia leczenia rehabilitacyjnego. I to jest pułapka. Chory po powrocie do domu nie ma co liczyć na  umieszczenie go na oddziale rehabilitacyjnym. Możliwość mają tylko pacjenci szpitalni. Jeżeli nie zmusi się szpitala, aby postarał się o przeniesienie chorego do placówki rehabilitacyjnej, to nie ma większych szans, aby trafić tam później. Jak ważny jest czas w tym wypadku, nie trzeba nikogo przekonywać.

Kilka lat temu o swojej przygodzie udarowej opowiadał znany muzykolog Bogusław Kaczyński. Mówił o codziennej żmudnej i niezwykle intensywnej rehabilitacji, która w stosunkowo krótkim czasie przywróciła mu sprawność. Ale na tak owocną rehabilitację trzeba mieć pieniądze, których nie ma przeciętny polski emeryt.

Gdy rehabilitacja nie przynosi szybkiego efektu, zarówno pacjent jak i jego rodzina stają przed dylematem. Co dalej? Jak teraz będzie wyglądało życie rekonwalescenta. Co zrobić, gdy chory nie ma nikogo bliskiego, kto mógłby się nim zaopiekować. Domów opieki dostępnych dla większości emeryckich kieszenie jest w Polsce jak na lekarstwo. A na miejsce w placówkach refundowanych przez NFZ trzeba czekać.

Dostępna jest duża liczba ofert prywatnych domów opieki. W swych folderach kuszą ładnym położeniem z daleka od zgiełku, w domach otoczonych zielenią, w których pacjent ma zapewnioną fachową opiekę, dobre wyżywienie i rehabilitację. Koszt takiego pobytu waha się od 2500 do 3500 zł. Który emeryt, nie mający bogatych dzieci może sobie na taki luksus pozwolić? Większość wegetuje w samotności, licząc na pomoc swoich bliskich, a w ostateczności  czekając na odwiedziny siostry PCK.

Społeczeństwo starzeje nam się w szybkim tempie, a długość życia wydłuża. Dlatego obowiązkiem państwa jest zadbanie również i o tych obywateli, którzy lata aktywności zawodowej mają za sobą. Większa troska o emerytów to jedno z podstawowych zadań dla nowej władzy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama