Nie chce się wierzyć

Zadaliśmy sobie klasyczne, ale ważne pytania: Kim jesteśmy? Co mamy czynić? Dokąd zmierzamy?

"Idziemy" nr 17/2009

Dariusz Kowalczyk SJ

Nie chce się wierzyć

Zaraz po świętach prawie 80 jezuitów, czyli ¼ członków prowincji warszawskiej, spotkało się w Kolegium w Gdyni na tzw. Forum Prowincji. Chodziło o braterskie bycie razem przez 4 dni, modlitwę i refleksję na temat jezuickiej tożsamości i misji w kontekście Kościoła powszechnego i Kościoła w Polsce. Zadaliśmy sobie klasyczne, ale ważne pytania: Kim jesteśmy? Co mamy czynić? Dokąd zmierzamy?

Na początek spotkania zaprosiliśmy Księdza Arcybiskupa Kazimierza Nycza, aby podzielił się z nami swoim oglądem sytuacji Kościoła w Polsce. W bardzo inspirującym wystąpieniu Ksiądz Arcybiskup wskazał na trzy okresy Kościoła po 1989 r. Pierwszy okres trwał do połowy lat 90. Był to czas uczenia się: jak być Kościołem w demokracji. W drugiej połowie lat 90. osiągnięto pewną równowagę i spokój w relacjach pomiędzy różnymi podmiotami demokratycznego państwa a Kościołem. Natomiast w trzecim okresie, po roku 2000, narasta konfrontacja kulturowa pomiędzy Kościołem a niektórymi środowiskami polityczno-medialnymi.

Tezę o konfrontacji potwierdza, tyle że ze swoistą dla siebie logiką, „Trybuna”, która uważa, że „biskupi dostali chyba jakiegoś politycznego szału od dawna nienotowanego. Takiego festiwalu wypowiedzi stricte politycznych nie było od lat. Zdaniem postkomunistycznego organu ów polityczny szał polegał m.in. na wygłaszanych w Wielkim Tygodniu aluzjach lub bezpośrednich odwołaniach do kwestii in vitro, eutanazji, aborcji oraz politycznych pomysłów z nimi związanych. Rozumiem, że zdaniem „Trybuny”, Kościół nie ma prawa głosić publicznie swego nauczania w sprawach moralnych. Geje mogą sprzeciwiać się tradycyjnej definicji małżeństwa, ale Kościół nie może sprzeciwiać się eutanazji. Unia Europejska mogła zadekretować, że kara śmierci jest wysoce niemoralna, ale Kościół nie może mówić, że aborcja to zabicie istoty ludzkiej. Ha! Co za oryginalne rozumienie demokracji i wolności słowa!

Dyskusja jezuitów w Gdyni to jedna z wielu prób rozeznania sytuacji Kościoła i własnego w nim miejsca, jakie podejmowane są przez różne podmioty kościelne: diecezje, parafie, zakony, ruchy świeckich, stowarzyszenia. Dlatego śmieszą mnie ci fachowcy od katolicyzmu, którzy nieustannie narzekają na brak refleksji w Kościele, bo nie dostrzegają świata poza ich własnymi, kanapowymi dyskusjami. Poza tym wiadomo, że jak tacy fachowcy się zejdą, to rozmawiają przed wszystkim o lustracji księży, przypadkach pedofilii oraz imperium Rydzyka, bo jakoś innych skojarzeń nie mają. No! Szukają jeszcze zawzięcie lidera dla Kościoła w Polsce.

Tymczasem jezuici dużo rozmawiali o odkryciu na nowo istoty swego powołania, która polega na byciu wezwanym przez Pana Jezusa w Kościele. Chociaż panie Senyszyn i Środa nie są w stanie tego pojąć, to tysiące zakonników nie dlatego są zakonnikami, że mają z tego jakieś ziemskie profity, ale dlatego, że spotkali Jezusa, który ich powołał i z tego powodu spędzają życie w posłuszeństwie i wytężonej pracy duszpasterskiej. Z tego spotkania bierze się różnorodne działanie mające na celu budowanie wspólnoty Kościoła i „pomaganie duszom”.

Wspomniana Środa, która cierpi na ostrą katofobię, inaczej widzi istotę sprawy. „Nie chce mi się wierzyć, że setki tysięcy księży, czyli mężczyzn przebywających w miejscach odosobnienia [jakiego odosobnienia?], wykazują rygoryzm moralny. Nie chce mi się wierzyć, by ich seksualizm nie znajdował jakiegoś ujścia. Najprościej rozładować go przez sięgnięcie po niczego nieświadome wiejskie dzieci”. Środa rzuca oszczerstwa tylko dlatego, że nie chce się jej wierzyć. Swego czasu byli tacy, którym nie chciało się wierzyć, że Żydzi nie porywają chrześcijańskich dzieci i nie przerabiają ich na macę. A mnie nie chce się wierzyć, żeby profesor Środa sama wierzyła w wypisywane przez siebie antykatolickie głupoty.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama