Niepłacący krzywdzi dziecko

Co jest powodem przyzwolenia społecznego na niepłacenie alimentów?

Z Robertem Damskim, komornikiem sądowym przy Sądzie Rejonowym w Lipnie, ekspertem zespołu ds. alimentów przy Rzeczniku Praw Obywatelskich i Rzeczniku Praw Dziecka, rozmawia Kinga Ochnio.

Ile dzieci nie dostaje należnych im pieniędzy?

Komornicy prowadzą w całej Polsce ok. 650 tys. spraw alimentacyjnych, co przekłada się na ponad milion dzieci, które otrzymują, a właściwie powinny otrzymywać, zasądzone alimenty. Średnia skuteczność egzekucji alimentów nie przekracza 25%. Nie jest to jednak wina komorników, którzy wykorzystują wszystkie dostępne im narzędzia, aby ten wynik poprawić. Przyczyną tak niskiej ściągalności jest głównie powszechne przyzwolenie społeczne dla uchylania się od odpowiedzialności finansowej za wychowanie dzieci.

Dlaczego rodzice nie płacą na swoje dzieci?

Największym problemem w egzekucji alimentów jest przyzwolenie na ich niepłacenie. Prawo i opinia publiczna pozwalają na to, żeby tacy „cwaniacy”, którzy swój majątek poprzepisywali na znajomych czy rodzinę, unikali odpowiedzialności za swoje długi. Niektórzy wręcz wprost się tym chwalą. Jeden z dłużników alimentacyjnych rzucił mi kiedyś wprost: „Auto jest szwagra, mieszkanie rodziców, a ja w zasadzie nie zarabiam. Pisz pan, że egzekucja okazała się bezskuteczna. Fundusz Alimentacyjny za mnie zapłaci i wszyscy będą szczęśliwi”. Tyle że za takich delikwentów, za których alimenty płaci fundusz, tak naprawdę płacimy my wszyscy. Jak nie przymierzając w kultowym filmie „Rejs”: „No i kto za to płaci? Pan płaci... Pani płaci... My płacimy...”. To są nasze pieniądze.

Co robić, kiedy osoba zobowiązana do płacenia alimentów, nie wywiązuje się z tego?

Przede wszystkim trzeba pojawić się u komornika, zaopatrzywszy się uprzednio w dwa dokumenty - wyrok sądu zaopatrzony w klauzulę wykonalności (to jest zwykle taka duża pieczęć z tyłu, która głosi, że ten wyrok nadaje się do wykonania) oraz wniosek egzekucyjny (do pobrania ze strony internetowej większości kancelarii komorniczych lub w samych kancelariach). We wniosku wpisuje się, za jaki okres alimenty nie były płacone. W formularzu są także rubryki, gdzie prosimy o wpisanie informacji o dłużniku. Gdzie ostatnio pracował, gdzie mieszka, gdzie go można spotkać. Niektórzy się na to zżymają. Ale to służy jedynie temu, by - jeśli to możliwe - zaoszczędzić czas. Jeśli komornik do wszystkich tych informacji musi dojść sam, zabiera mu to czas, który dłużnik może przeznaczyć np. na ukrycie majątku.

Jakie są najczęstsze sposoby na unikanie płacenia? Kto „wspiera” dłużników w uchylaniu się od odpowiedzialności?

Komornik, który jest ostatnim ogniwem wymiaru sprawiedliwości i zajmuje się egzekwowaniem zasądzonych alimentów, zderza się z fikcją, którą na użytek dłużnika alimentacyjnego tworzą jego bliscy. Ja to nazywam: zorganizowana grupa wspierająca dłużnika. W jej skład wchodzą najczęściej rodzice dłużnika, szczególnie matka, często także nowa partnerka. Czasem są to krewni, znajomi, którzy zgadzają się, żeby coś z majątku przepisać na nich i w ten sposób „wykiwać złego komornika”. Ale też pracodawcy. Wydaje im się, że tego wymaga lojalność, że pomogą wykiwać komornika albo „byłą”. Te osoby nie rozumieją, że tu nie o komornika i „byłą” chodzi. Oni oszukują dziecko. Gdyby to zrozumieli, może to przyzwolenie społeczne dla niepłacenia alimentów byłoby mniejsze.

Chyba trudno walczyć ze społecznym przyzwoleniem, skoro słyszymy o takich przykładach, jak zbiórka pieniędzy na byłego lidera KOD czy publiczne żalenie się żony jednego z aktorów na wysokie alimenty swojego męża...

Jako że nie mam szczegółowej wiedzy na temat sytuacji panów Kijowskiego i Zamachowskiego, a jedyne informacje na temat ich kłopotów z alimentami czerpię z przekazów medialnych, pozwolę sobie odpowiedzieć nieco bardziej ogólnie. Dla mnie jako komornika nie ma znaczenia, czy ktoś jest osobą prywatną, czy publiczną. Jeśli lekceważy wyrok sądu, to powinien ponieść konsekwencje. Kłopoty z płaceniem alimentów ma wiele znanych osób, jednak przestrzegałbym przed uogólnieniami. Jest bowiem spora różnica pomiędzy osobą, która sprytnie chowa swoje dochody poprzez zawieranie takich czy innych umów za pośrednictwem firmy nowej partnerki, a osobą, która zgodziła się na wysokie alimenty, kiedy dobrze zarabiała, a z powodu chwilowego kryzysu ma obiektywne trudności z ich płaceniem.

Co należałoby zrobić, aby zmienić społeczne nastawienie wobec alimenciarzy, którzy z „bohaterów”, którzy wykiwali byłe żony, staliby się w świadomości społecznej ojcami, którzy pozbawiają swoje dzieci środków do życia?

Największy paradoks polega na tym, że większą estymą cieszy się dłużnik, który kombinuje, jak nie oddać pieniędzy wierzycielowi, aniżeli komornik, który te pieniądze dla wierzyciela egzekwuje. Po prostu najwyraźniej, jako społeczeństwo, uważamy, że niespłacanie długów to sprawa - po pierwsze - prywatna, a po drugie - niemająca wpływu na wiarygodność.

Dlatego postuluje Pan wprowadzenie rejestru uporczywych dłużników alimentacyjnych?

Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, dlaczego dłużnik alimentacyjny, który może być winien kilkadziesiąt, nawet kilkaset tysięcy złotych, korzysta z dobrodziejstwa anonimowości. Nie musi być nigdzie wpisany, do żadnego z rejestrów, no chyba że pieniądze za niego wypłaca Fundusz Alimentacyjny. Może więc choćby wziąć kredyt czy rozwijać firmę. Rzecz w tym, by stworzyć taki rejestr i takie w nim stworzyć dolegliwości, by nikomu nie opłacało się do tego rejestru trafić. A jeżeli już trafi, to żeby chciał jak najszybciej stamtąd zniknąć.

Sami komornicy robią w kwestii egzekucji alimentów, ile mogą, jednak mogą coraz mniej, bowiem zarówno uprawnienia komorników, jak i środki na prowadzenie ich działalności sukcesywnie maleją. Przypominam, że komornicy nie mają żadnego finansowania „z zewnątrz” czy też środków z budżetu państwa. Utrzymują swoje kancelarie wyłącznie z pobranych opłat, te zaś naliczane są tylko w sprawach skutecznych. Skoro tych ostatnich jest niewiele ponad 20%, więc do prowadzenia pozostałych komornik musi zwyczajnie dołożyć.

Jest też druga strona medalu - ojcowie, którzy zostali zobowiązani do płacenia alimentów, narzekają, że była żona żąda pieniędzy, ale nie pozwala na kontakty z dzieckiem...

Takim samym złem, jak celowe i uporczywe unikanie odpowiedzialności za własne dzieci, jest utrudnianie rodzicowi kontaktu z dzieckiem, szczególnie w celu uzyskania korzyści finansowych. Obie postawy zasługują na potępienie.

Zgodnie z obowiązującymi od pół roku regulacjami kodeksu karnego konsekwencje, które mogą spotkać niepłacących alimenty, to dwa lata więzienia lub dozór elektroniczny - o co Pan postulował. Jak Pan ocenia skuteczność wprowadzonych przepisów? Czy te zmiany „motywują” do uregulowania zaległości?

Od lat działam na rzecz poprawy ściągalności alimentów, jestem także w zespole powołanym przez rzeczników praw dziecka i praw obywatelskich właśnie do spraw poprawy ściągalności alimentów. Moje pomysły wynikają z praktyki. Wiem, z czym zderza się komornik, gdy egzekwuje zadłużenie od dłużnika alimentacyjnego.

Moje propozycje nigdy nie szły w kierunku zaostrzenia kar. Nie uważam, żeby dłużników alimentacyjnych należało zamykać w więzieniach. To byłoby zupełnie bez sensu, nie tylko dlatego, że nie mamy tylu miejsc w więzieniach. Ja, jako podatnik, nie godzę się na to, żeby z moich pieniędzy utrzymywać dłużników alimentacyjnych. Koszt miesięczny utrzymania osadzonego w zakładzie karnym to przeszło 3 tys. zł. Do tego taki osadzony nie pracuje. A alimenty nadal powinien płacić. Dziecko nie dostaje alimentów, a podatnicy utrzymują jego ojca. To jednak nie wszystko. Jest jeszcze bardzo ważny problem stygmatyzacji dziecka. Ono jest niejako ukarane dwukrotnie. Nie dostaje od taty pieniędzy na utrzymanie, nie ma z nim kontaktu i jeszcze musi funkcjonować w swoim środowisku jako to, którego rodzic przebywa w zakładzie karnym.

Od dawna postulowałem dozór elektroniczny i cieszę się, że przynajmniej teoretycznie został wprowadzony. Mam nadzieję, że będzie ogólnie dostępny, że wystarczy sprzętu i determinacji odpowiednich służb. Na razie jeszcze nie widać wielkiej rewolucji. Powodzenie tego pomysłu zależy, jak sądzę, od tego, czy i jak często będzie realnie stosowany.

Osoby, które do czasu zakończenia procesu uregulują dług, nie muszą obawiać się kar. Czy dużo jest osób, które się „reflektują”, chcąc uniknąć kary?

Na razie nie widać przełomu, choć trzeba przyznać, że w wielu kancelariach pojawili się pojedynczy, dawno niewidziani dłużnicy, którzy „nagle” znaleźli pieniądze na zapłatę zaległych alimentów. Wydarzyło się to zaraz po wejściu w życie i nagłośnieniu nowego prawa. Jeśli nie ma to być jedynie jednorazowa reakcja, to nowe przepisy powinny być powszechnie stosowane.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 4/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama