Z Anną Zagalską, żoną, matką i młodą babcią, o pięknie bycia mamą i widocznych owocach dobrego wychowania dzieci rozmawia Agnieszka Czylok.
Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli macierzyństwo miałoby być łatwe, nie zaczynałoby się od porodu… Jak wspomina Pani pierwsze chwile bycia mamą?
Były dla mnie bardzo radosne, choć i trudne. Każde z moich dzieci było od poczęcia chciane i kochane, jednak byłam pełna obaw, czy nadaję się na mamę i jak sobie poradzę z wychowaniem. Od początku czułam wielką odpowiedzialność za małego człowieka, który najpierw wzrastał we mnie, a później przyszedł na świat. By jak najlepiej przygotować się do bycia mamą, zaczęłam kupować czasopisma i książki związane z rozwojem dziecka w łonie matki, z porodem i wychowaniem. Nie miałam wtedy komputera, nie było dostępu do Internetu, a jakąś wiedzę chciałam mieć, by zapewnić moim dzieciom jak najlepsze warunki do życia i rozwoju. Rzeczywistość często okazywała się odmienna od oczekiwań, gdyż nie do końca wszystko przebiegało książkowo. Przed porodem córki musiałam miesiąc być w szpitalu, bo lekarz prowadzący szedł na urlop, a chciał mnie wpisać na oddział, będąc w pracy. Bałam się wyjść na własne życzenie, więc pełna sił i zdrowia towarzyszyłam rodzącym mamom i pomagałam im w chwilach połogu. Dużo mam z dziećmi przewinęło się przez wieloosobową salę szpitalną, a mojej córce na świat się nie spieszyło. Urodziła się dwa tygodnie po terminie, a poród trwał dwie doby. Był bardzo męczący i związany z nieprzyjemnym zachowaniem personelu, ale swoją uwagę skupiłam na rodzącym się dziecku, by pomóc mu jak najbezpieczniej przyjść na świat.
Po porodzie miałam ogromne problemy z karmieniem piersią. Mała nie przybierała na wadze, nakłaniano mnie do dokarmiania i zaprzestania naturalnego karmienia. Nie chciałam przestać karmić, bo wiedziałam, że to najlepsze, co mogę dziecku dać, a poza tym córka nie bardzo chciała pić z butelki. Znalazłam wykaz osób wspierających karmienie naturalne i kontakty. Była tam jedna osoba z Rudy Śląskiej, w której mieszkam. Ona mi bardzo pomogła. Uspokoiła, że dzieci karmione piersią mogą nie przybierać, ale nie należy się tym przejmować i karmić dalej. Nie przestawałam więc, ufając, że daję mojemu dziecku to, co najlepsze. Wiele innych problemów pojawiało się zarówno przy jednym, jak i przy drugim dziecku, ale o tym by można książkę napisać... Wiem, że w tych wszystkich problemach Bóg mnie wspaniale prowadził i zawsze pomagał mi znaleźć jakieś rozwiązanie!
Jak duży wpływ wywiera osoba mamy na kształtowanie postaw w rodzinie?
Rola matki w kształtowaniu postaw w rodzinie jest bardzo istotna od pierwszych chwil życia dziecka. Mama jest przecież najbliżej maleństwa jeszcze przed jego narodzeniem. To jej bicie serca słyszy, będąc w jej łonie. Przy tych dźwiękach rozwija się, rośnie, czuje bezpiecznie. Ważne, by to bezpieczeństwo zapewnić mu również po porodzie, gdy nagle wokół pojawi się tak wiele obcych mu bodźców. Nie umniejszam i roli ojca w kształtowaniu postaw w rodzinie. Oboje są dziecku bardzo potrzebni, by mogło się prawidłowo rozwijać. Trudno dobrze wychować dziecko samym przytulaniem, albo samym wymaganiem. Równowaga musi być zachowana. Bez przytulania dziecko nie nauczy się kochać i okazywać innym uczuć, a bez wymagania, może stać się życiowym niedorajdą, nie potrafiącym sobie z niczym poradzić. Myślę, że najbezpieczniej dzieci czują się, gdy mają oboje rodziców i rola każdego z nich ma w ich życiu ogromne znaczenie.
A skąd Pani czerpie wzorce?
Tak jak wspomniałam wcześniej, od początku bycia mamą wiele czytałam, ale dużo dobra i miłości wyniosłam też z mojego domu rodzinnego, bo zawsze czułam się kochana przez rodziców i czuję nadal. Mama zawsze się o nas mocno troszczyła i czyni to do dziś. Zrezygnowała z pracy, by zająć się dziećmi, rodziną, domem. Zawsze pokorna i oddana rodzinie. Były chwile, że było nam bardzo ciężko, nie zawsze było co włożyć do garnka, ale mama nie ustawała w miłości i oddaniu, a tata starał się jak mógł, by zapewnić nam byt. Miłość rodzi miłość. Tak jak moi rodzice przekazali mi ogrom miłości, czułości, opieki i wsparcia, tak też i ja, tak jakoś naturalnie, starałam się i wciąż się staram przekazać to moim dzieciom. Cieszy mnie to, gdy widzę owoce tej miłości i to, że jest ona przekazywana dalej w ich życiu.
Należy Pani wraz z mężem do Domowego Kościoła Ruchu Światło-Życie. Co daje bycie w takiej wspólnocie?
W Ruchu Światło-Życie jesteśmy z mężem od 2010 r. Wtedy to zdecydowaliśmy się wstąpić do Oazy Rodzin i była to jedna z najlepszych decyzji podjętych w naszym życiu. Od tej chwili dzielimy nasze życie małżeńskie i rodzinne na czas przed Domowym Kościołem i po wstąpieniu do niego. To wspólnota, dzięki której zbliżyliśmy się do siebie i do Pana Boga oraz wzmocniliśmy więzi rodzinne. Gdyby nie ten Boży dar, nie wiem czy byśmy mieli siłę wytrwać w małżeństwie, bo naprawdę czasami nie jest łatwo. Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki wspaniale opracował pod natchnieniem Ducha Świętego formację rodzin w Domowym Kościele. Dał nam mocne dary, zwane zobowiązaniami. Wyraźnie dostrzegam ich wartość w chrześcijańskim rozwoju małżeństwa i rodziny. Modlitwa osobista i spotkanie ze Słowem pogłębiają relację z Bogiem, modlitwa małżeńska i rodzinna oraz comiesięczny dialog wzmacniają relacje małżeńsko-rodzinne, reguła życia doskonali nas we wspólnym pożyciu, a rekolekcje wszystko porządkują i podsumowują. Modlitwa wraz, z dorosłymi już teraz, dziećmi jest wspaniałym rytuałem rodzinnym, dzięki któremu możemy być razem, porozmawiać i pomodlić się za siebie wzajemnie. Dzieci wcześniej nie bardzo chciały być w oazie młodzieżowej, a po pierwszych rekolekcjach rodzinnych z chęcią przystąpiły do wspólnoty, która dodatkowo wpłynęła na kształtowanie ich chrześcijańskiej postawy. Przebywanie w towarzystwie młodzieży o tych samych wartościach pomogło im przetrwać pośród różnych zagrożeń współczesnego świata.
A czy jako mama czuje się Pani doceniana?
Tak, czuję się doceniana jako mama. Otrzymuję od moich dzieci spore pokłady troski i miłości. Naprawdę, miłość rodzi miłość, a to, co dajemy dzieciom, to również od nich otrzymujemy. Im więcej dajemy od najwcześniejszych lat życia, tym więcej od nich otrzymamy później.
A Pani pragnienia? Nie schodzą na dalszy plan?
Moje pragnienia Pan Bóg spełnia na bieżąco. Już wiele spełnił, a wciąż pojawiają się nowe, które On spełnia z wielkim przyspieszeniem, zgodnie ze słowami Psalmu, który jest moim ulubionym i stanowi moje życiowe motto: „Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca. Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” (Ps 37, 4-5). Od lat staram się żyć według tych słów i widzę naprawdę obfitość Bożej łaski w swoim życiu. Czasem spełnia nawet te “niemożliwe do spełnienia”.
Rozmowy z dziećmi to jedno, przykład - drugie…
Zawsze szczerze rozmawiałam ze swoimi dziećmi, bo rozmowy są bardzo ważne! Dziękowałam, prosiłam, przepraszałam. Zachowywałam się tak, jak i od nich bym oczekiwała. Z szacunkiem odnosiłam się do ludzi. Uczyłam je modlitwy i sama się modliłam. Do kościoła chodziłam z nimi, a nie wysyłałam ich samych, robiąc coś innego. Uważam, że przykład jest bardzo ważny.
Zrobiła Pani wszystko jako matka, aby dzieci były szczęśliwe…?
Trudno powiedzieć, czy na pewno zrobiłam wszystko, by moje dzieci były szczęśliwe, ale starałam się zrobić to jak najlepiej. Patrząc na ich uśmiech, widzę, że są szczęśliwe, co również raduje moje serce. Nigdy nie zmuszałam ich do czegoś, by zaspokoić swoje ambicje, raczej otwierałam się na ich talenty. Syn chciał grać na organach, zapisałam go na organy. Jak mu się po jakimś czasie znudziło, nie zmuszałam do dalszej gry. Różni księża namawiali go na bycie ministrantem, ale jego to nigdy nie pociągało, więc nie zmuszałam. Do oazy młodzieżowej wstąpił późno, ale wtedy z pełnym zaangażowaniem, bo z własnej chęci. Nie narzucałam im wyboru drogi życiowej, studiów, same decydowały o tym, co chcą dalej robić w życiu. Wiedziałam, że aby były szczęśliwe, powinny same dokonać wyboru. Co nie znaczy oczywiście, że im nie radziłam, kiedy o to prosili. Myślę, że teraz spełniają się w życiu idealnie, a ja nadal im kibicuję we wszystkich ich działaniach.
Została Pani już babcią i od trzech lat obserwuje córkę w roli mamy...
Widzę w mojej córce wiele matczynych cech, które wyniosła z domu. Cieszę się, gdy w obliczu pewnych problemów mówi: „Mama, Ty dałaś radę, to i ja dam radę”. Prosi o modlitwę, gdy jest taka potrzeba. Jest troskliwa, opiekuńcza. Potrafi kochać.
Jakieś rady dla młodych matek, które pragną dobrze wypełniać swoją rolę, ale wydaje im się to trudne…?
Jak to się mówi: „wszystko jest trudne zanim stanie się łatwe”. Nie będę mówić, że wychowanie dziecka jest łatwe, bo nie jest. Miałam koleżanki mówiące, że dzieci wychowują się same, a później miały problemy z dorosłymi już dziećmi. Oczywiście, problemy zdarzają się również, gdy robimy wszystko, co w naszej mocy, by nasze pociechy były dobre i szczęśliwe. Ja miałam tę łaskę, że moje silne zaangażowanie w wychowanie dzieci teraz pozytywnie owocuje. Ważne jest to, żeby pokochać dziecko od chwili poczęcia i od tego momentu okazywać mu miłość. Warto czerpać wiedzę w tematyce wychowania z właściwych periodyków i radzić się doświadczonych mam, których dzieci uważamy za dobrze wychowane. Warto poświęcać dziecku dużo czasu, często z nim rozmawiać, bawić się, być słownym. Pamiętać, że ono bierze z nas przykład. Nie bać się też stawiania granic. Bardzo ważna jest też modlitwa w intencji dzieci i codzienne błogosławienie im. Wychowanie dzieci nie jest proste, trzeba naprawdę poświęcić sporo czasu, by móc w ich dorosłym życiu zachwycić się tym, jakie są.
Współfinansowano ze środków Funduszu Sprawiedliwości, którego dysponentem jest Minister Sprawiedliwości