Najstarsza, paulińska pielgrzymka na Jasną Górę, która po raz pierwszy wyszła ze stolicy w 1711 roku to matka wielu pielgrzymek, wielkie dziedzictwo duchowe - mówi w rozmowie z KAI kard. Kazimierz Nycz.
Metropolita warszawski, w przeddzień wyruszenia na Jasną Górę dziesiątek tysięcy wiernych, zwraca też uwagę, że zmienia się sposób wędrowania do sanktuarium, potrzeby wiernych, ale niezmiennie jest podróż do źródeł wiary, do Chrystusa przez wstawiennictwo Jego Matki, dlatego ta pielgrzymka będzie trwała do końca świata.
Kard. Nycz przypomniał, że w czasie komunizmu pielgrzymka, organizowana przez ojców paulinów była jedną z dwóch - trzech pielgrzymek, tolerowanych przez władze. Ma ona ogromne zasługi historyczne dla rozwoju religijności, a w czasie zaborów do scalania Polaków w podzielonej na obce państwa Polski.
W 1981 roku, po powstaniu "Solidarności" i pewnych ustępstw władz, z tej najstarszej pielgrzymki wyodrębniły się kolejne. Są wśród nich akademicka, która wychodzi dzień wcześniej, 5 sierpnia, liczy ok. 4 tys. uczestników, ale wszyscy wchodzą na Jasną Górę razem, 14 sierpnia. Jest pallotyńska tzw. "Siedemnastki", też akademicka, która wychodzi w tym samym dniu, co pielgrzymka paulińska i bierze w niej udział 2 tys. młodych ludzi. I jest także pielgrzymka niepełnosprawnych, która w szczytowych latach liczyła ponad tysiąc osób. Ponadto jest pielgrzymka wojskowa, w której maszeruje 400 do 800 żołnierzy. W sumie na Jasną Górę 14 i 15 sierpnia z Warszawy dotrze ok. 20 tys., a z całej Polski ok. 100 tys. wiernych. - Jest więc pielgrzymka paulińska matką bardzo wielu pielgrzymek - podsumował kard. Nycz.
Metropolita warszawski zwrócił uwagę, że jest to historyczny fenomen religijności, który narodził się setki lat temu, ale też zjawisko nowe, gdyż powstały nowe pielgrzymki, które mają swój styl i sposób organizacji duszpasterstwa.
Z kolei z Białych Marszów w Krakowie organizowanych w latach 80., też wyodrębniły się pielgrzymki na Jasną Górę. Zadaniem organizatorów, biskupów, kapłanów, animatorów, jest natomiast uczynić z tych pielgrzymek prawdziwe rekolekcje w drodze.
To wielkie dziedzictwo duchowe, jego kontynuacja i trwanie pielgrzymki, byłyby niemożliwe, gdyby nie zakonnicy, ale przede wszystkim ludzie młodzi, którzy w niej uczestniczą. Gdyż jest w nich zapotrzebowanie na tego typu drogę - drogę modlitwy, drogę wspólnoty, drogę śpiewu, ale także drogę ogromnego wysiłku, trudu, ascezy. Jest zapotrzebowanie, a uczestnicy znajdują w niej wciąż nowe elementy, które odpowiadają tym potrzebom. - Na przestrzeni dziesięcioleci mojej obserwacji, widzę zachodzące zmiany - stwierdził kard. Nycz.
Zwrócił uwagę, że zmieniły się warunki wędrowania, inne są warunki materialne, noclegów, żywienia, możliwość poradzenia sobie z bagażem, itd., natomiast nie zmienia się potrzeba pielgrzymowania, w trakcie którego ludzie odnajdują siebie, ludzkie przyjaźnie, ale przede wszystkim odkrywają najważniejsze więzy między człowiekiem, a człowiekiem i człowiekiem, a Panem Bogiem.
- Pielgrzymka na Jasną Górę będzie więc trwać do końca świata, bo jest głęboką potrzebą, ale równocześnie fundamentem i źródłem czegoś, co prowadzi do Pana Boga. Od uczestników zależy, na ile to trwa po ukończeniu wędrówki - stwierdził metropolita warszawski.
- Wędrowanie na Jasną Górę to niewątpliwie polski fenomen, ale trzeba pamiętać, że od 20 lat pielgrzymowanie odradza się w Europie, odżyła pielgrzymka do Santiago de Compostella, a tam wysiłek jest o wiele większy, bo trzeba przejść o wiele więcej kilometrów. Spotkałem nawet w tym roku ludzi, którzy przeszli 70, 100, 300 kilometrów. Spotkałem też młodego człowieka, Grzegorza Polakiewicza, który mając tylko jedną nogę, przeszedł szlak od Lizbony do Compostelli. Zajęło mu to kilkadziesiąt dni, ale wrócił dumny, umocniony, zadowolony. Podróż do źródła wiary, duchowego odradzania się - posumował duchowny.
aw / Warszawa