Żyć Ewangelią mimo zabiegania. Jak dziś słuchać Boga mówiącego przez Pismo Święte?

Moja książka to nie tylko próba przybliżenia Czytelnikowi treści dobrej nowiny w świetle najnowszych odkryć biblistyki, ale także szukanie odpowiedzi na pytanie, jak żyć nią na co dzień – powiedział ks. Mariusz Rosik. W rozmowie z Opoką opowiedział o książce „Jezus Galilejczyk. Lew z pokolenia Judy”.

W tytule znajduje się określenie „Lew z pokolenia Judy”. Skąd się wzięło? Co oznacza? Dlaczego odnosimy je do Jezusa?

Szperając w konkordancji, czyli alfabetycznym spisie wszystkich słów występujących w Biblii z odesłaniem do odpowiednich ksiąg, odkryłem frapującą rzecz. Otóż określenie – czy lepiej: tytuł chrystologiczny – „Lew z pokolenia Judy” pojawia w Biblii tylko dwa razy. W pierwszej i ostatniej księdze. W Księdze Rodzaju i Apokalipsie. Ta pierwsza zapowiada Jego zwycięstwo, ta druga – proklamuje Jego zwycięstwo. Tuż przed śmiercią patriarcha Jakub błogosławił swoich dwunastu synów. Judzie powiedział: „Judo, młody lwie, na zdobyczy róść będziesz, mój synu! (…) Nie zostanie odjęte berło od Judy ani laska pasterska spośród kolan jego, aż przyjdzie ten, do którego ono należy, i zdobędzie posłuch u narodów” (Rdz 49,8-10).

Kiedy kilkaset lat później wędrujący z Egiptu Izraelici dotarli do Ziemi Obiecanej, pokolenie Judy zajęło tereny, na których później powstało królewskie miasto Jerozolima. Niedługo później tworzy się monarchia, a dwaj najwięksi królowie, Dawid i Salomon, pochodzą właśnie z pokolenia Judy. A ponieważ – zgodnie ze słowami proroctwa – berło nie ma zostać odjęte od Judy, rozpoczyna się czas oczekiwania na najpotężniejszego króla z tego pokolenia.

Publiczna działalność Jezusa, Jego nauczanie potwierdzane cudami, a zwłaszcza Jego męka, śmierć i zmartwychwstanie dowiodły, że to On jest zapowiedzianym Lwem z pokolenia Judy. Po dokonaniu swej ziemskiej misji Jezus Galilejczyk powstał niczym lew i jako zwycięzca uniósł się do niebios. To tam ujrzał Go Jan ewangelista, gdy pewnej niedzieli Bóg przemówił do niego apokaliptycznymi wizjami: „Oto zwyciężył Lew z pokolenia Judy!" (Ap 5,5). Janowa wizja świadczy o jednym: Jakubowe proroctwo dopełniło się. Zwyciężył Lew z pokolenia Judy! Zdobył posłuch u wszystkich narodów! Zasiadł na tronie wiecznego królestwa.

W jaki sposób pochodzi Ksiądz w książce do historii Jezusa? Jak ją prezentuje i jaki jest cel takiej formy?

Pomysł na publikację był taki, by krótkich felietonach pisanych w kluczu chronologicznym – od zwiastowania narodzin Jezusa aż do Jego zmartwychwstania i wniebowstąpienia – spojrzeć na postać Lwa z pokolenia Judy. Każdy z około stu pięćdziesięciu tekstów czyta się od dwóch do trzech minut i każdy zawiera jedno zdanie, które jest cytatem z Ewangelii. To taka Ewangelia dla zabieganych. Komentarze dotykają kwestii teologicznych, historycznych, archeologicznych, językowych, ale także – co najważniejsze – egzystencjalnych. Jest to nie tylko próba przybliżenia Czytelnikowi treści dobrej nowiny w świetle najnowszych odkryć biblistyki, ale także szukanie odpowiedzi na pytanie, jak żyć nią na co dzień. Co więcej, moim marzeniem było, by od czytania przejść do spotkania. Od czytania o Jezusie do spotykania Go na drogach codzienności. Jeśli w kimkolwiek lektura książki zrodzi pragnienie, by nawiązać bądź pogłębić osobisty kontakt ze Zbawicielem, oznacza to, że spełniła swą rolę.

Pisze Ksiądz, że modlitwa „Ojcze nasz” jest modlitwą na wskroś żydowską. Na czym to polega i jak to się stało, że jest sztandarową modlitwą chrześcijańską?

Jezus był Żydem, wyznawcą judaizmu biblijnego, więc Jego nauka jest zakotwiczona w Biblii Hebrajskiej. Po pierwsze, sama budowa Modlitwy Pańskiej przypomina modlitwy żydowskie. Wiele z nich było zbudowanych, jeśli można tak powiedzieć, na zasadzie menory, która stała w Miejscu Świętym świątynia jerozolimskiej, składającej się z podstawy i siedmiu ramion. Modlitwa Pańska to inwokacja „Ojcze nasz, który jesteś w niebie” i siedem próśb. Po drugie, wszystkie idee zawarte w każdej z tych próśb znajdziemy w nauczaniu judaizmu biblijnego. Owszem, Jezus jako oryginalny w swym nauczaniu rabbi, nieco inaczej rozkładał akcenty, zasadniczo jednak każdy Żyd jego czasów swobodnie mógł modlić się taką modlitwą. Wyobrażam sobie, że judeochrześcijanie, którzy w szabat szli do synagogi, a w niedzielę na Eucharystię, recytowali Modlitwę Pańską w synagogach.

Pisze Ksiądz: „Kto chciałby odrzucić Tradycję, ten – postępując konsekwentnie – musiałby odrzucić Nowy Testament”. Na czym polega ta konsekwencja? Jaka jest relacja między Pismem Świętym a Tradycją?

Mówiąc najkrócej: Pismo Święte jest wynikiem tradycji ustnej. Jezus nie powiedział: „Idźcie i piszcie”, ale „Idźcie i głoście”. Uczniowie więc rozpoczęli głoszenie dobrej nowiny. Spójrzmy jedynie na Nowy Testament. Ostatnia z ksiąg Nowego Testamentu pojawiła się dopiero na początku II stulecia, niemal osiemdziesiąt lat po zmartwychwstaniu Chrystusa. W tym czasie Ewangelia głoszona była za pomocą ustnego przekazu. Ta właśnie tradycja ustna doprowadziła do spisania ksiąg Nowego Testamentu. Kto więc chciałby odrzucić tradycję, ten – postępując konsekwentnie – musiałby odrzucić Nowy Testament, co jest oczywistym absurdem.

To nie wszystko. Idźmy dalej tym tropem myślenia. To właśnie w wyniku natchnionej tradycji zdecydowano o kanonie. Po raz pierwszy w całości kanon został sformułowany przez św. Atanazego, a powszechnie uznano go dopiero po 389 roku po synodzie w Rzymie. Tak więc przez trzysta pięćdziesiąt lat po zmartwychwstaniu Chrystusa nie istniał Nowy Testament w obecnej formie, a wiara Kościoła opierała się zasadniczo na ustnie przekazywanej tradycji. I dziś nie może być inaczej.

W jednym z rozdziałów mówi Ksiądz o ciekawostce językowej dotyczącej słów „łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne…”. Mowa tam o bramie, o wielbłądzie czy o czymś innym?

Miałem kiedyś przyjemność na jednej z konferencji naukowych spotkać profesora rodem z Syrii, mieszkającego blisko miejscowości Melula, gdzie do dziś mówi się językiem aramejskim, a więc językiem Jezusa. To on uświadomił mi, że rzekoma brama o nazwie Ucho igielne, jest wymysłem średniowiecznego mnicha żyjącego w Irlandii. Nie mogąc sobie poradzić z Jezusową wypowiedzią, ów mnich wpadł na pomysł, że taka brama z pewnością istniała w Jerozolimie. Owszem, była wąska, jednak na siłę udawało się tam czasem przejść wielbłądom.

Tymczasem z pomocą przychodzi język aramejski. Otóż termin gamal oznacza w nim nie tylko wielbłąda, ale także… linę okrętową lub sznur o pokaźnej średnicy. Jezus mówił więc, że łatwiej przepchnąć grubą linę przez wąskie ucho igły, niż bogatemu osiągnąć zbawienie. Marek Ewangelista wolał jednak z dwu znaczeń terminu gamal wybrać wielbłąda. A ponieważ powstałe pod inspiracją Ducha Świętego Ewangelie napisane są po grecku, to wielbłąd pozostaje „natchniony” kosztem grubaśnej liny ciągnionej przez żeglarzy.

Dlaczego tak ważne jest, żeby coraz głębiej wchodzić w Pismo Święte, poznawać konteksty, kwestie językowe czy kulturowe?

Przekonany o zmienności świata i o ciągłym ruchu w przyrodzie, na kilka wieków przed Chrystusem, Heraklit z Efezu wołał: „Niepodobna wejść dwukrotnie do tej samej rzeki”. Przejąwszy ten obraz, Ojcowie Kościoła przekształcili go mówiąc, że kto czerpie ze zdroju słowa Bożego, za każdym razem odnajduje w nim nowe bogactwo. Jeśli bowiem spragniony wędrowiec pochyla się nad strumieniem, to choćby co dzień przychodził w to samo miejsce, za każdym razem zaczerpnie inną wodę niż ta, którą pił wczoraj. A swoją drogą, aby zaczerpnąć źródlanej wody ze strumienia, trzeba przed nim uklęknąć.

Podobnie jest z Biblią. Aby dobrze ją poznać, trzeba zgłębić języki biblijne i kilka języków starożytnych, na które najwcześniej przekładano Biblię. Tylko w ten sposób można odkryć, jak rozumieli ją pierwsi chrześcijanie. Trzeba poznać historię starożytnego Izraela, Bliskiego Wschodu, Grecji i Rzymu. Trzeba zająć się archeologią krajów biblijnych i religioznawstwem. Ważny jest nie tylko judaizm, ale religia Kanaanu, Mezopotamii, Syrii, Egiptu i poszczególnych ludów: Moabitów, Ammonitów, Amalekitów i wielu innych. Konieczne jest zagłębienie się w źródła pisane, żydowskie, greckie, rzymskie, egipskie i wczesnochrześcijańskie. Trzeba zająć się antycznym literaturoznawstwem, filozofią grecką, retoryką, semantyką, semiotyką i krytyką tekstu. Ten nieprzebrany gąszcz dziedzin nauki jest konieczny do ciągle nowego odkrywania znaczeń biblijnych tekstów. Właśnie tak słucha się Boga mówiącego dziś do Kościoła.

Ks. Mariusz Rosik, „Jezus Galilejczyk. Lew z pokolenia Judy”, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2020.

« 1 »

reklama

reklama

reklama