Naukowcy uważają, że pomysł, aby pozwolić ludziom o niskim ryzyku zakażenia wirusem SARS-CoV-2 żyć w obecnym czasie bez ograniczeń, może doprowadzić do miliona zgonów, którym można zapobiec dzięki dystansowi społecznemu.
Pandemia rośnie w siłę. Do głosu doszli ponownie zwolennicy tzw. odporności stadnej, którzy uważają, że ten sposób walki z koronawirusem może być najbardziej skuteczny. Odporność zbiorowiskowa zakłada formę pośredniej ochrony przed chorobami zakaźnymi, która występuje, gdy znaczna część danej populacji stała się odporna na infekcję. Ma to następnie zapewniać ochronę osobom nieodpornym. Taki rodzaj walki z wirusem SAR-CoV-2 zyskał już wielu fanów, którzy jednak, jak uważają naukowcy, najwyraźniej nie pogłębiają tematu związanego z epidemią.
Czego, według osób związanych z nauką, nie mówią zwolennicy odporności stadnej?
W oczach zwolenników odporności stadnej ten sposób walki z koronawirusem ma być lepszy dla gospodarki. Jednak na pewno nie będzie lepszy dla wielu rodzin, które mogą opłakiwać swoich bliskich. Wg naukowców przy tej opcji złudnie patrzy się na ogół, a nie na dramat pojedynczych ludzi. Tymczasem każda śmierć z powodu COVID-19 jest tragedią dla konkretnej rodziny. I dlatego wprowadzanie restrykcji ma na celu chronić życie każdego człowieka. Zwolennicy odporności zbiorowiskowej zdają się też zapominać, że COVID-19 może być równie niebezpieczny dla osób młodych. Naukowcy już teraz opisują przypadki ciężkiego przebiegu choroby u młodych osób, u których, według założeń, miała ona przebiegać łagodnie. Dziś już wiemy, że grupy wysokiego ryzyka są liczne. W dodatku nie ma gwarancji, że osoby, które już przeszły zakażenie koronawirusem, nie zachorują ponownie na COVID-19.
A co z tą gospodarką?
Tutaj też wcale nie jest tak kolorowo, jak się wydaje. Jeśli nabywanie odporności zbiorowiskowej nie sprawdzi się przy COVID-19, to doprowadzi to wręcz do gospodarczej tragedii. Nie mówiąc już o dramacie przy działaniu służby zdrowia. Trafnie pisze o tym Piotr Rzymski, doktor habilitowany nauk medycznych, na portalu „Polityka”, powołując się na wybitnych specjalistów. „Naukowcy bezwzględnie stwierdzają, iż nabywanie odporności stadnej na drodze zakażenia bardzo dużej liczby osób z grupy niskiego ryzyka byłoby niebezpiecznym błędem prowadzącym do dużej liczby zgonów, niewydolności systemu opieki zdrowotnej i katastrofalnych skutków dla gospodarki. Dokładnie takiego samego zdania jest Anthony Fauci, wybitny specjalista w zakresie chorób zakaźnych, doradca prezydentów USA. Przyzwolenie na rozprzestrzenianie się koronawirusa, by budować odporność stadną, nazywa „totalnym nonsensem” - czytamy w artykule na portalu „Polityka” (przyp. red. - cały tekst można przeczytać tutaj).
Odporność zbiorowiskowa czy odpowiedzialność zbiorowa?
Tedros Adhanom Ghebreyesus, szef WHO, immunolog, wypowiedział ostatnio bardzo mocne słowa: „Pozwolenie niebezpiecznemu wirusowi, którego nie do końca rozumiemy, by działał swobodnie, jest po prostu nieetyczne. Pozwolenie COVID-19 na niekontrolowane krążenie oznacza zatem pozwolenie na niepotrzebne infekcje, cierpienie i śmierć”. Światowa Organizacja Zdrowia podała, że ok. 10 procent populacji posiada w pewnym stopniu odporność na wirusa. Większość ludzi jest jednak na niego wciąż podatna. I dlatego potrzebne są lockdowny. Diagnostyk laboratoryjny, Piotr Reske, na portalu biotechnologia.pl pisze: „Gdyby nie robić tzw. lockdownów i założyć, że bez takich narzędzi doszłoby w krótkim czasie do zakażenia nie 30 mln, ale 120 mln Amerykanów, to mogłoby dojść do śmierci ponad miliona osób i wprowadzenia stanu wojennego w USA. Widać więc, jak wiele jest tu niewiadomych i szacowania”. Odporność zbiorowiskowa w tym przypadku niesie stanowczo zbyt duże ryzyko.
Pozostaje więc zasada DDM i i dbanie o siebie nawzajem. Zamiast walki o odporność zbiorowiskową trzeba obecnie wykazywać odpowiedzialność zbiorową.