Lu Shaye, chiński dyplomata we Francji, przypuścił na Twitterze atak, który odbił się echem nawet we francuskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Po serii niewybrednych obelg Paryż stracił w końcu cierpliwość i wezwał Chińczyka „na dywanik”.
Lu Shaye to nowy rodzaj ambasadora reprezentującego swój kraj ze zjadliwością szokującą w kręgach dyplomatycznych. W Chinach zaliczany jest do „wilków-wojowników”. Sformułowaniami: „mały strajk”, „szalona hiena”, „ideologiczny troll” uderzał poprzez Twittera w szanowanego badacza z Fundacji Badań Strategicznych (FRS) Antoine’a Bondaza, którego krytykuje za antychińskie stanowisko. Zamieszanie spowodowane przez tego „wilka-wojownika” to część szerszej struktury. Jest on szczególnie ofensywny w obronie kontrmodelu promowanego przez Pekin.
Bondaz, którego atakował ambasador, zaprzecza, że jest „ideologicznym trollem”. „Nie mam nic osobistego przeciwko Lu Shaye i cieszę się z jego udziału w debacie publicznej” – powiedział. Podkreślił jednak, że we Francji panują zasady, których należy przestrzegać. Badacz uważa, że jego analizy dotyczące Chin są wyważone, a mimo to jest celem osobistych ataków i obelg. „Wszystko to nie odzwierciedla złożoności chińskiego społeczeństwa i daje zły obraz Chin we Francji” – podsumował.
Sytuacja miała miejsce po tym, jak Pekin został ukarany przez Europejczyków w związku z represjami wobec Ujgurów w chińskiej prowincji Xinjiang. Incydent jasno ilustruje narastające napięcie między Unią Europejską a coraz pewniejszymi siebie Chinami.
Sam Lu Shaye reprezentuje stanowisko własnego kraju, uważając – jako wysoki rangą urzędnik partii komunistycznej – że nie potrzebują oni lekcji od Zachodu – ani w kwestii zarządzania gospodarką, ani moralności. Zwłaszcza że jego kraj staje się supermocarstwem XXI wieku i dominującą siłą w gospodarce światowej.
Arogancja dyplomaty
Quai d'Orsay podało do wiadomości mediów, że na prośbę Ministra Spraw Zagranicznych Jeana-Yvesa Le Driana, Lu Shaye został wezwany na rozmowę. Zamierzano go poinformować o wszystkich skargach, jakie wpłynęły na niego do ministerstwa. Chiński ambasador jednak wymówił się od wizyty, powołując się na „kwestie porządku obrad”. Chińska ambasada, posługując się Twitterem, odpowiedziała, że chociaż Lu Shaye nie odwiedził francuskiego MSZ w dniu wskazanym w zaproszeniu, to następnego dnia „pojedzie tam, aby złożyć oświadczenia w sprawie sankcji nałożonych przez UE na osoby fizyczne i chińskie podmioty oraz kwestii związanych z Tajwanem”.
Oburzyło to Sekretarza Stanu ds. Europejskich Clémenta Beaune, który stwierdził, że nie wierzy w te tłumaczenia i przypomniał, że „ani Francja, ani Europa nie są popychadłami, i jeśli zostanie się wezwanym, gdyż jest się ambasadorem, stawia się na to wezwanie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych”.
Ostatecznie Quai d'Orsay zdecydowało się w publicznym oświadczeniu przedstawić swoje pretensje do chińskiego dyplomaty, uznając, że „przekroczył czerwoną linię”. Gdy ten w końcu pojawił się w MSZ, dyrektor ds. Azji, Bertrand Lortholary, powiedział dosadnie, że „metody ambasady oraz ton jej publicznego komunikowania się były całkowicie niedopuszczalne i przekraczały wszelkie granice powszechnie przyjęte dla ambasady”. Lortholary zaznaczył, że uważają sposób, w jaki Lu Shaye zwraca się do parlamentarzystów, badaczy czy dziennikarzy, za metodę zastraszania.
Drażliwe tematy
Rozmowa była krótka, nie dopuszczono chińskiego ambasadora do głosu w sprawie Tajwanu, twierdząc, że w tym celu musi przybyć kolejny raz. Ministerstwo tłumaczyło, że wymaga od niego, by zaprzestał swoich ataków, gdyż jego rolą jest poszukiwanie porozumienia i kompromisów. Tymczasem postawa dyplomaty stała się problemem dla relacji Francja-Chiny, które łączą wspólne interesy, a także zadania, nad którymi chcą wspólnie pracować, np. walka z globalnym ociepleniem.
Lu Shaye już w grudniu oświadczył, że jest „zdecydowanie przeciwny” wizycie francuskich dyplomatów na Tajwanie. Chińska Republika Ludowa uznaje Tajwan za jedną ze swoich prowincji, obecnie zbuntowanych przeciwko Pekinowi. Pekin tym bardziej potępia każdą wizytę zachodnich urzędników w tym regionie. Ambasador uważał, że udając się tam, senatorowie będą sprzyjać niezależnościowym tendencjom rządu Tajpej. Zaznaczył, że Chiny użyją siły, jeśli Tajpej ogłosi formalną niepodległość.
Paryż uznał również za „niedopuszczalną” decyzję Pekinu o ukaraniu dziesięciu obywateli europejskich, w tym francuskiego europosła Raphaela Glucksmanna, i czterech organizacji w odwecie za sankcje UE związane z rozprawieniem się Pekinu z muzułmańską mniejszością Ujgurską.
Ostra postawa MSZ zyskała aprobatę Antoine’a Bondaza. Stwierdził on w rozmowie z „Le Figaro”, że „kiedy dyplomacja i klasa polityczna nie reagują na obelgi wobec parlamentarzystów, stwarza to poczucie bezkarności”. Przyznał, że ambasador ma prawo do krytyki wizyt parlamentarnych, jednak niedopuszczalne jest, by decydował, co francuska delegacja ma prawo robić na Tajwanie i z kim wolno im tam rozmawiać.
Prawa człowieka przede wszystkim
Stosunki z Chinami dla krajów europejskich, także dla Francji były tak istotne, że przez długi czas stawiano kwestie praw człowieka na drugim planie. Represje wobec Ujgurów spowodowały, że stanowisko to stało się nie do utrzymania, zwłaszcza, w obliczu przebudzenia się opinii publicznej.
Asymetryczne sankcje zastosowane przez Chiny w odpowiedzi na europejskie sankcje w sprawie Xinjiangu mogą tylko dodatkowo pogorszyć nastroje.
Jednak Bondaz ma swoje zdanie na ten temat: „uważano, że brak publicznego mówienia o prawach człowieka w Chinach może przynieść nam ekonomiczne ustępstwa. To był błąd, ponieważ ta kwestia jest sednem równowagi sił. Jeśli nie będziemy w stanie obronić naszych wartości, naszego modelu, w tej rywalizacji wygra chińska wola oczerniania naszego systemu i nic nie osiągniemy”.
Pod znakiem zapytania stoi ratyfikowanie umowy handlowej między UE a Chinami. Chiny uznały Europę za „słabe ogniwo”, więc pozwalają sobie na najbardziej zjadliwe ataki.
COVID-19 sprzyja napięciom
Napięcia z Chinami zaostrzył dodatkowo kryzys związany z koronawirusem. Pekin wykorzystał sytuację do wychwalania wyższości swojego modelu i do przeciwdziałania wartościom demokratycznym promowanym przez Zachód. Lu Shaye został wezwany przez Quai d'Orsay w kwietniu 2020 roku po wiadomościach i tweetach z ambasady, broniących zarządzania pandemią COVID-19 w Pekinie i krytykujących działania podejmowane przez kraje zachodnie.
Zawirowania dyplomatyczne wywołane przez ambasadę chińską we Francji zdają się częścią większych problemów. Nigdy w przeszłości dyplomacja francuska nie wypowiadała tak ostrych uwag wobec głównego przedstawiciela Chińskiej Republiki Ludowej. Żaden z nich nie był jednak tak ofensywny, jak Lu Shaye wobec Francji.
Źródło: „Le Figaro”