Planowaliśmy z Pawłem dużą rodzinę, chcieliśmy mieć dzieci, byliśmy otwarci na dzieci i na to, co przyniesie los – mówi Małgorzata Ostrowska-Królikowska w rozmowie z Magdaleną Szefernaker.
Poniżej fragmenty książki „Mama na obcasach”, w której aktorka i mama pięciorga dzieci opowiada o relacji z mężem, z dziećmi i o tym czym dla niej jest aktorstwo.
Magdalena Szefernaker: Pięcioro dzieci – to robi wrażenie. Często od swoich znajomych słyszę, że planują mieć dwoje, maksimum troje dzieci, ale na pięcioro nie każdy jest w stanie się zdecydować. A już na pewno nie jest łatwo godzić pracę zawodową z wychowaniem dzieci.
Małgorzata Ostrowska-Królikowska: Nie powiem, że to jest łatwe i nikogo nie namawiam, ale mi się życie właśnie tak ułożyło. Planowaliśmy z Pawłem dużą rodzinę, chcieliśmy mieć dzieci, byliśmy otwarci na dzieci i na to, co przyniesie los.
Nie masz takiego poczucia, że coś Cię ominęło? Nie żałujesz ról, dodatkowego, wymarzonego angażu, z którego musiałaś zrezygnować, by zająć się dziećmi?
Dużo było takich ról po drodze, które jednak musiałam odpuścić. Pamiętam na przykład, że miałam grać jakąś szekspirowską postać, to akurat Wojtek Adamczyk robił w teatrze, no i zaszłam w ciążę z Jaśkiem. Wydaje mi się, że to są właśnie takie próby. W takich momentach myślę, że łatwo jest podjąć niedobrą decyzję, ale dzięki kręgosłupowi moralnemu, który masz, dokonujesz właśnie tych wyborów, że idziesz tą drogą, a nie inną, bo przecież ktoś powie, że mogłaś usunąć dziecko i robić karierę. Ktoś powie, że tak też można – że to jest kwestia wyboru.
Ty nie wybrałaś takiej drogi.
Ja bym się na to nigdy nie zdecydowała, bo dla mnie każde dziecko to była ogromna radość.
I udowodniłaś, że pracując, jako mama potrafisz być świetnie zmotywowana, potrafisz osiągać sukcesy, o czym świadczy chociażby Twoja rozpoznawalność w świecie aktorskim.
Uważam, że jakichś wielkich sukcesów zawodowych to ja nie osiągnęłam, po prostu wykonuję swoją pracę. Na pewno zawsze starałam się być dobrze zorganizowana w domu, a rodzina i moje dzieci zawsze były dla mnie priorytetem. Starałam się tak organizować swoje życie, żeby to wszystko pogodzić, bo praca też była dla mnie bardzo ważna, a kiedyś nawet najważniejsza. Było tak do momentu, gdy pojawiły się dzieci, potem ten ciężar troszeczkę się rozłożył.
Dzieci to nie tylko radość z macierzyństwa i ojcostwa, lecz także troska o to, żeby im niczego nie zabrakło. To ciągłe zabieganie o rzeczy doczesne, ale jednak niezbędne do rozwoju.
My w ogóle z Pawłem nie myśleliśmy w takich kategoriach. My braliśmy to, co przynosi życie. Nie kombinowaliśmy tak. Pamiętam też czasy, kiedy u nas w domu się nie przelewało i musieliśmy z Pawłem wybierać, czy pieluchy kupić dla dziecka, czy inne rzeczy. Teraz jak sobie o tym myślę, to nie wiem, jak my wtedy dawaliśmy radę. Może to było tak, że ja wówczas zaufałam Panu Bogu i to już dalej poszło.
Prócz zaufania Bogu, co jeszcze pomagało Wam utrzymać rodzinę, by mogła dobrze funkcjonować i się nie rozpaść?
Najważniejsza do tego, żeby to wszystko można było utrzymać razem, to jest miłość. Wiem, że to banalnie brzmi, ale bez miłości nie ma szans. I to jest to spoiwo. Oczywiście, że były takie chwile, kiedy denerwował mnie mój mąż i bywały takie momenty, że czułam się samotna, niezaopiekowana, kiedy wszystko miałam na głowie. Chodziłam z zakupami i różne rzeczy musiałam organizować, ale w pewnym momencie życia człowiek dokonuje takiego prawdziwego wyboru. I broni tego, w czym się określił, i tego, co wybrał. Dla mnie oznacza to, że wybrałam tego człowieka na dobre i na złe. Choć teraz gdzieś tam głęboko w sercu jest jakaś strata, jakaś pustka, ale jest życie i życie toczy się nadal. I to jest właśnie ten krąg życia.
To czym dla Ciebie jest małżeństwo?
Ktoś powie – no dobrze, ale jak coś nie wychodzi, to można wymienić tego człowieka na lepszy model, ale jestem osobą wierzącą, dokonałam jakiegoś wyboru, ja coś przyrzekłam i w mojej ocenie na tym polega dojrzałość, że jestem konsekwentna w obronie mojego wyboru. Co więcej, jestem tego zdania, że może się dziać nie wiadomo jak źle, mogą być kryzysy, ale mam wewnętrzny obowiązek, obowiązek moralny i etyczny być odpowiedzialną za tego człowieka. Nie jestem już tylko ja, tylko jak powiedział Jan Paweł II: „Odtąd jedno, choć nadal dwoje”. I uważam, że to jest właśnie to, o co w tym wszystkim chodzi – małżeństwo to jest jedność. Jeżeli przyrzekamy sobie przed Bogiem, to jest to niesamowita odpowiedzialność.
A czym jest dla Ciebie aktorstwo?
To jest przede wszystkim moja praca, ale aktorstwo jest też moją pasją. To jest wspaniałe, żeby mieć taką pracę, która jest zarazem Twoją pasją, żeby to była jedność. Wtedy swoją pracę wykonuje się z radością i ja właśnie z taką radością ją wykonuję. Często słyszę takie pytanie, czy nie nudzi mi się serial, w którym gram postać Grażyny Lubicz? A ja odpowiadam, że to jest moja praca, którą staram się wykonywać dobrze, na miarę moich możliwości. Nie ukrywam też, że ta praca sprawia mi dużo radości, tam się zmieniają ludzie, pojawiają się nowe wątki. To jest tak jakby takie moje drugie życie. W dodatku lubię tę postać, a nawet się z nią zaprzyjaźniłam, ona jest już częścią mnie, no i muszę przyznać, że udało mi się stworzyć kultową postać, a nie jest tak łatwo ją stworzyć.
Co by nie mówić, Grażynka Lubicz dała Ci wielką rozpoznawalność. Zapewne wiele osób Cię zaczepia w ten sposób: „Dzień dobry, Pani Grażynko”.
No pewnie, że tak jest. Teraz – mogę tak powiedzieć – to się nawet uspokoiło, ale były takie lata, że to było nagminne.
Można czuć misję w zawodzie aktorskim?
Celem mojej pracy jest to, żeby wypływało z tego dobro. Dla mnie ważne jest też to, że możesz w swojej pracy przekazywać innym wartości.
A jakie są Twoje wartości?
Są wartości materialne i są wartości etyczne. Dla mnie bardzo ważne są wartości etyczne, takie jak przyzwoitość, szacunek, prawda, miłość. Na pewno wartości to nie są tylko katolickie wartości, choć niektórzy tak myślą, że jak powiesz słowo „wartości”, to od razu będzie mowa o dekalogu, choć dekalog to oczywiście też są wartości. I jakby się tego trzymać, to wydaje się, że wszystko jest takie proste.
Wiara jest dla Ciebie wartością?
Tak, wiara w Boga jest dla mnie wartością. Wkurza mnie wiara kościółkowa, często też dostrzegam, że mamy taką kołtuńską wiarę, taką pod ludzi i pod publiczkę. Jesteśmy codziennie i co niedzielę w kościele, ale jak przychodzi sytuacja kryzysowa, gdzie trzeba komuś pomóc czy odpowiednio się zachować, to wtedy chowa się głowę w piasek.
Cały wywiad Magdaleny Szefernaker z Małgorzatą Ostrowską-Królikowską do przeczytania w książce „Mama na obcasach. Rozmowy z kobietami o łączeniu kariery zawodowej z macierzyństwem".
Family News Service