Pan Jezus dokonał serii spektakularnych cudów. Skoro korzysta ze swojej boskiej mocy, aby uzdrawiać, czemu nie sięga po nią, aby bronić się przed niesprawiedliwością? Może wszystko. Ale On nie przyszedł zniszczyć swych wrogów. Jego zwycięstwo będzie miało inny charakter i będzie zwycięstwem trwałym.
Pełny tekst czytań wraz z komentarzem >>
COŚ WIĘCEJ NIŻ „TAKTYCZNY ODWRÓT”
Pan Jezus „oddalił się stamtąd”. W obliczu niebezpieczeństwa wycofuje się. Postępuje roztropnie, ale możemy odczuwać pewne rozczarowanie. Jak to, Pan Jezus się boi? W naszej kulturze, tak mocno naznaczonej romantyzmem, od bohatera oczekujemy, że bohatersko stawi czoła silniejszemu przeciwnikowi.
Zwolennik politycznego realizmu weźmie w obronę Pana Jezusa. To taktyczny odwrót, przegrupowanie, aby wrócić i uderzyć we właściwym momencie. W pewnym sensie, tak właśnie się stało, tylko że Pan Jezus kieruje się politycznym realizmem, lecz realizmem miłości. Ostatecznie, miłość Boga jest jedynym trwałym elementem rzeczywistości.
Nasz Pan wycofuje się po dokonaniu licznych uzdrowień, które dają Mu sławę cudotwórcy. W kategoriach politycznych, jest silny. Ma lud po swojej stronie, mógłby zaryzykować konfrontację z faryzeuszami, mało tego, wielu prawdopodobnie stanęłoby po Jego stronie, gdyby ogłosił, że sięga po władzę polityczną. Nie wykorzystuje jednak swojego prestiżu. Traci dogodną okazję, później straci jeszcze lepszą, gdy po rozmnożeniu chleba lud będzie chciał Go obwołać królem.
Ostatecznie idzie do Jerozolimy i stawia czoła swym przeciwnikom, gdy Jego popularność wśród ludu uległa osłabieniu. Swoją decydującą bitwę stacza zaś na Krzyżu, gdy Jego jedynymi sojusznikami jest Maryja, Jan, kilka wiernych kobiet oraz ukrzyżowany z Nim nawrócony przestępca. W kategoriach realizmu Miłości, to był najdogodniejszy moment.
Pan Jezus dokonał serii spektakularnych cudów. Skoro korzysta ze swojej boskiej mocy, aby uzdrawiać, czemu nie sięga po nią, aby bronić się przed niesprawiedliwością? Jakiś piorun, może choroba, która selektywnie zaatakuje tylko faryzeuszy? Może wszystko. Ale On nie przyszedł na świat, aby pokonać rzymskich okupantów, skorumpowanych saduceuszy czy fanatycznych, a zarazem przewrotnych faryzeuszy. Nie przyszedł zniszczyć swych wrogów. Dlatego św. Mateusz cytuje proroka Izajasza: „Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi”. Jego zwycięstwo będzie miało inny charakter i będzie zwycięstwem trwałym.
Żyjemy w świecie, w którym obecne jest zło. Miłość wymaga od nas, aby złu się przeciwstawiać. Możemy jednak się dać oszukać, sądząc, że zło można pokonać wchodząc w jego logikę. „Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj”
Czasem zwycięstwem będzie cofnąć się, nie dać sprowokować i wejść w spiralę nienawiści, czy to w relacjach osobistych, czy w sprawach publicznych. Na pewno postawą godną ucznia Chrystusa jest rezygnacja z odwetu. Ale bywa, że zwycięstwem będzie rezygnacja z dochodzenia swoich praw, pod warunkiem, że nie czynię tego ze strachu. Nigdy nie może oznaczać aprobaty dla zła czy wyrzekanie się prawdy. Taka ustępliwość byłaby maską dla obojętności. Tylko patrząc na Pana Jezusa, w codziennej modlitwie, będę wiedział, kiedy należy ustąpić w imię Miłości, a kiedy pójść do przodu, bez względu na to, jaki silni będą moi przeciwnicy.