Dariusz Kowalczyk SJ: Bóg nikogo nie może zmusić do otwarcia się na Jego miłość

„Czyściec to miejsce, w którym ci, którzy o Bogu często zapominali, uczą się Go pragnąć i kochać” – pisze o. Dariusz Kowalczyk SJ.

„Nawet największe grzechy nie są mocniejsze od Bożego miłosierdzia” – pisze o. Dariusz Kowalczyk SJ w najnowszym numerze tygodnia „Idziemy”. Snując listopadowe refleksje na temat śmierci, przywołuje wizje z „Dzienniczka” św. s. Faustyny Kowalskiej. 

„Potrzeba tylko jednego, a mianowicie tego, „aby grzesznik uchylił choć trochę drzwi serca swego na promień łaski miłosierdzia Bożego, a resztę już Bóg dopełni”. Dlatego Kościół o największych grzesznikach nie mówi, że na pewno są potępieni, bo nie wiadomo, czy gdzieś w ostatnich sekundach swego życia grzesznik w sposób wiadomy tylko Bogu nie wzbudził myśli „Jezu, zmiłuj się”. Z tego jednak nie wynika, że nie ma znaczenia, jakich wyborów dokonujemy w życiu, za Bogiem czy przeciw Niemu, bo i tak wszystko da się odwrócić w ostatnim momencie. Człowiek bowiem może wejść w taką zatwardziałość, że nawet w ostatniej chwili życia będzie szydził z Bożego miłosierdzia” – podkreśla dalej o. Kowalczyk.

Profesor Wydziału Teologicznego Papieskiego Uniwersytetu Gregorianum w Rzymie przypomina, że po śmierci następuje sąd szczegółowy. „Człowiek staje przed obliczem Jezusa Chrystusa miłosiernego i sprawiedliwego. Na obrazach przedstawiających sąd Boży widzimy niekiedy wagę, która mierzy nasze dobre i złe uczynki. Rzeczywiście, zobaczymy dobro i zło, jakie uczyniliśmy, ale istota sądu nie polega na aptekarskim odmierzaniu win i zasług, choć te mają swoje znaczenie. S. Faustyna usłyszała od Jezusa: ostatecznie „nic dusza nie ma na swą obronę, prócz miłosierdzia Mojego” (Dzienniczek 1075). Nikt nie zbawia się sam poprzez swoje dobre uczynki. Każdy natomiast może zostać zbawiony, jeśli z ufnością powierza się Bożemu miłosierdziu. „Wszyscy potrzebujemy tego miłosierdzia, a szczególnie w tej stanowczej godzinie” (Dzienniczek 811). Kiedy święci nazywali siebie grzesznikami i tym bardziej powierzali się Bogu, to nie czynili tego, bo tak wypada mówić, ale wyrażali swe głębokie doświadczenie” – pisze jezuita.

O. Kowalczyk wspomina o piekle. Podkreśla, że „piekła nie należy wyobrażać sobie w ten sposób, że ktoś woła przez całą wieczność o zmiłowanie, ale Bóg mówi, że już za późno”.

„Nie! Ten, kto definitywnie odrzuca Boga, nie prosi już o miłosierdzie. A Bóg nie może go zmusić do otwarcia się na Jego miłość” – podkreśla dalej o. Kowalczyk.

Dodaje, że łatwiej jest, czy to w sztuce, czy nawet w teologii, mówić ludziom o brzydocie piekła, aniżeli o szczęściu i pięknie nieba.

„W „Dzienniczku” niebo często jest określane jako „dom Ojca”. Faustyna tęskni za tym domem do tego stopnia, że życie na ziemi wydaje się jej wygnaniem: „Kiedyż się znajdę w domu Ojca naszego i napawać się będę szczęściem, które spływa z Trójcy Przenajświętszej” (Dzienniczek 918). Trzeba cieszyć się doczesnym życiem, ale warto także wzbudzać w sobie pragnienie nieba, pragnienie domu Ojca” – pisze jezuita.

„Jeśli ktoś otworzył się na Boże miłosierdzie, ale nie jest jeszcze gotów, by w pełni przyjąć niebo, to Bóg sam go oczyści i przygotuje. Ten proces nazywamy czyśćcem. W jednej z wizji Faustyna usłyszała od dusz czyśćcowych, że „największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem” (Dzienniczek 20). Tak! Czyściec to miejsce, w którym ci, którzy o Bogu często zapominali, uczą się Go pragnąć i kochać, i w ten sposób przysposabiają się do wejścia do nieba. Nasza modlitwa może im w tym pomóc. A z drugiej strony ich wstawiennictwo może pomóc nam tutaj na ziemi” – dodaje.

źródło: tygodnik „Idziemy” nr 46/ 2022

« 1 »

reklama

reklama

reklama