„Orlęta. Grodno ‘39”. Film nie tylko o wojnie sprzed lat

To film pełen podziałów, nienawiści, okrucieństwa, brutalności, bestialstwa. To film o dzieciach szukających swego miejsca w takiej rzeczywistości. I nie jest to film tylko o przeszłości.

Każde dzieło, film, książka, utwór muzyczny, obraz, spektakl telewizyjny, odbierane są w konkretnym kontekście, na który twórcy zwykle nie mają wpływu. Problem w tym, że okoliczności zewnętrzne mogą radykalnie wpłynąć na wymowę dzieła i na postrzeganie jego zamierzonego przesłania. Tak stało się z najnowszym, wchodzącym właśnie na ekrany polskich kin, filmem Krzysztofa Łukaszewicza (scenariusz i reżyseria), zatytułowanym „Orlęta. Grodno ‘39”.

Zdjęcia ukończono w listopadzie 2020. Premiera została zapowiedziana na 9 września br. Przez ten czas stało się coś, co spowodowało nieuniknioną zmianę perspektywy, z jakiej się ten film ogląda. W lutym br. Rosja rozpoczęła bezpardonową agresję na Ukrainę. Za naszą wschodnią granicą, u naszego bezpośredniego sąsiada, od ponad pół roku toczy się prawdziwa wojna. Pociski padają czasami zaledwie kilka kilometrów od terytorium naszej Ojczyzny. Przemoc, śmierć, nienawiść, strach, bohaterstwo i bestialstwo nie są historią sprzed dziesięcioleci, którą odtwarzają aktorzy na potrzeby opowieści z przeszłości. Są teraźniejszością.

Data premiery filmu „Orlęta. Grodno ‘39” ma wymiar symboliczny. To dzień dokładnie w połowie między 1 a 17 września, pomiędzy rocznicą hitlerowskiej agresji na Polskę a napaścią sowieckiej Rosji, będącą efektem paktu Ribbentrop-Mołotow. Grodno w ciągu niewiele dni stało się ofiarą podwójnej agresji. Najpierw niemieckiej, potem radzieckiej. W filmie pokazano obydwie, lecz ta druga przykuwa większą uwagę. Nie tylko z powodu toczącej się aktualnie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Także dlatego, że – jak zwracają uwagę twórcy – dzieło Krzysztofa Łukaszewicza jest pierwszą produkcją filmową o agresji wojsk sowieckich na Polskę we wrześniu 1939 r.

Papież Franciszek raz po raz powtarza, że wojna – każda wojna – to szaleństwo. Ten fakt szczególnie dobitnie można sobie uświadomić patrząc na nią oczami dziecka. W filmie „Orlęta. Grodno ‘39” pokazana została właśnie z tej perspektywy – oczami dwunastoletniego chłopca oraz jego kolegów i koleżanek. Przy takim spojrzeniu widoczny jest nie tylko cały bezsens zbrojnej agresji, ale również prowadzących do niej, dla młodych ludzi niezrozumiałych w swej zaciekłości, podziałów i konfliktów. Jeszcze przed rozpoczęciem działań militarnych Leoś Rotman, żydowski chłopiec będący głównym bohaterem filmu, doświadcza odrzucenia, wykluczenia, niemożności spełnienia marzeń z powodów, które pozbawione ideologicznego napędu, okazałyby się kompletnie irracjonalne.

Najnowsze dzieło Łukaszewicza to film o wojnie, ale nie przede wszystkim o niej. To obraz pokazujący szukanie swojego miejsca w podziałach, swojej tożsamości wobec skrajności budujących nienawiść. Dwunastoletni bohater, natrafiając na kolejne ideologiczne bariery, nie traci wielkich ideałów. Mimo młodego wieku, a może właśnie dzięki temu, że jest dzieckiem, wciąż nie daje się wciągnąć w machinę nienawiści, uprzedzeń, pogardy. Nie idzie na łatwiznę, kieruje się sumieniem, a nie doktrynerstwem, mającym uzasadniać tak naprawdę bezpodstawną przemoc. Trudno uniknąć pytania, jak wielu młodych ludzi jest w stanie w tyglu sztucznie konstruowanych wrogości zachować przyzwoitość i elementarną zdolność odróżniania dobra od zła? Ilu ulegnie presji starszych i – właśnie w imię znajdowania swojego miejsca – opowie się po którejś ze stron programowej nienawiści? W imię czego od najmłodszych lat zmusza się ich do podejmowania takich decyzji?

W filmie „Orlęta. Grodno ‘39” jest dużo okrucieństwa, brutalności, bestialstwa. Jeszcze rok temu najprawdopodobniej te drastyczne sceny robiłyby na widzach duże wrażenie. Jednak dziś chyba każdy polski widz ma świadomość, że są codziennością tuż obok, w sąsiednim kraju, w Ukrainie. Obrazy i opowieści z Buczy, Mariupola i wielu innych ukraińskich miejscowości, które od ponad pół roku każdego dnia wypełniają media, jasno uwiadamiają, że to, co działo się w roku 1939 w Grodnie, nie jest zamkniętą przeszłością. Nadal się dzieje.

Przypomina o tym również obecność wśród nas tysięcy uchodźców wojennych z Ukrainy, wśród których ogromną grupę stanowią dzieci. Być może i o nich kiedyś ktoś nakręci film. Jest coś przerażającego w odkryciu, że przez agresję Rosji na Ukrainę nowy film Krzysztofa Łukaszewicza nabrał uniwersalności i ponadczasowości.

Dotyczy to nie tylko pokazanych w filmie sztucznych podziałów między ludźmi, ideologicznego zacietrzewienia, okrucieństwa, bestialstwa, wojennych działań, ale również mechanizmów propagandy, urabiającej miliony ludzi na potrzeby szaleńców i tyranów. Wciąż na nowo przekonujemy się, że są one z całą bezwzględnością stosowane i doskonalone także dzisiaj, z wykorzystaniem najnowszych technologii.

„Orlęta. Grodno ‘39” to film poruszający, a oglądany w kontekście wydarzeń ostatnich miesięcy, skłania do poważnej refleksji i ważnych pytań. Niełatwo po jego obejrzeniu patrzeć na świat z nadzieją, czy choćby tylko z optymizmem. A jednak oglądając go, wciąż warto i trzeba zadawać sobie pytanie, czy rzeczywiście nie ma dla nas, ludzi, ratunku? Czy ten kołowrót napędzany nienawiścią, musi się wciąż obracać? Kto jest w stanie go zatrzymać? Bo na pewno ktoś może to zrobić.

ORLĘTA. GRODNO '39 – zwiastun (w kinach od 9 września)
Bądźmy Razem. TVP
« 1 »

reklama

reklama

reklama