„Sądzę, że aprioryczne przyjmowanie, iż religia powinna być zawsze umieszczana na pierwszej lub ostatniej godzinie ma być po prostu ukrytą zachętą, aby dla wygody z pobierania nauki religii rezygnować” – tłumaczy ks. prof. Piotr Stanisz, kierownik Katedry Prawa Wyznaniowego KUL.
Barbara Nowacka krótko po objęciu urzędu ministra edukacji powiedziała, że jej zdaniem lekcje religii w szkole powinny zostać ograniczone do jednej godziny tygodniowo - płatnej z budżetu państwa, a w przypadku deklaracji rodziców, że chcą dwóch lekcji, ta druga byłaby opłacana przez nich.
Minister postuluje, aby zajęcia z religii odbywały się na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej, a ponadto aby ocena nie była liczona do średniej lub w ogóle nie pojawiała się na świadectwie.
Łukasz Kasper KAI: jaki akt prawny reguluje liczbę godzin lekcji religii w tygodniowym planie zajęć szkolnych?
Ks. prof. Piotr Stanisz, kierownik Katedry Prawa Wyznaniowego KUL: kwestie te reguluje rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach. W jego par. 8 jako regułę przyjęto, że nauka religii w szkołach publicznych wszystkich typów ma być realizowana w wymiarze dwóch godzin lekcyjnych w tygodniu, a w przedszkolach - dwóch zajęć przedszkolnych w tygodniu.
Czy i w jaki sposób władze państwowe mogą zredukować liczbę tychże dwóch godzin religii do jednej godziny?
Możliwość zmniejszenia liczby godzin religii przewidziano już w powołanym wyżej par. 8 rozporządzenia z 14 kwietnia 1992 r. Zastrzeżono jednocześnie, że może do tego dojść „jedynie za zgodą biskupa diecezjalnego Kościoła Katolickiego albo władz zwierzchnich pozostałych kościołów i innych związków wyznaniowych”. Można też sobie wyobrazić, że w celu zmniejszenia wymiaru zajęć z religii dojdzie do zmiany rozporządzenia. Trzeba mieć jednak świadomość, że zostało ono wydane na podstawie delegacji ustawowej z art. 12 ust. 2 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty. Tam zaś postanowiono, że rozporządzenie określające warunki i sposób organizowania nauki religii ma być wydane przez ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania „w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych”. Jasne jest, że wymóg porozumienia z władzami kościelnymi dotyczy również nowelizacji rozporządzenia odnoszącego się do tych kwestii. Przyjęcie takiego rozwiązania jest zresztą zgodne z zasadą regulacji stosunków między państwem a Kościołami i innymi związkami wyznaniowymi w drodze dwustronnej, która wynika z art. 25 ust. 4-5 Konstytucji RP.
Na ile zasadny jest z kolei postulat, aby to rodzice opłacali drugą godzinę tych lekcji?
Jak rozumiem, postulat ten wiąże się z promowaniem nowej interpretacji czasownika organizować, który został użyty zarówno w art. 12 ust. 1 Konkordatu, jak i art. 12 ust. 1 ustawy o systemie oświaty. Zgodnie z powołanymi przepisami szkoły publiczne, podobnie jak i przedszkola, mają obowiązek organizowania nauki religii zgodnie z wolą zainteresowanych. Do tej pory jasne było, że obowiązek organizowania zawiera w sobie również obowiązek finansowania.
Czy redukcji godzin religii władze mogą dokonać jednostronnie, bez porozumienia z Kościołem katolickim i/lub innymi Kościołami prowadzącymi takie zajęcia?
Przypomnijmy, że zgodnie z art. 28 Konkordatu, zawierające go Strony zobowiązały się do usuwania w drodze dyplomatycznej zachodzących między nimi różnic w sprawie interpretacji przyjętych postanowień. Z tej perspektywy za niezgodne z Konkordatem należałoby uznać ogłoszenie przez jedną ze stron, że bez porozumienia z drugą zaczyna stosować nową wykładnię któregoś z postanowień konkordatowych.
Czy to samo władze państwowe mogą uczynić w odniesieniu do ustawienia lekcji religii na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej?
W tym przypadku sprawa jest bardziej skomplikowana. Obowiązujące przepisy tej kwestii nie regulują. Znam oczywiście poglądy, zgodnie z którymi umieszczanie zajęć z religii na pierwszej lub ostatniej godzinie jest jedynym sposobem uniknięcia stygmatyzacji dzieci, które z nauczania religii nie korzystają. Uważam jednak, że decyzja powinna być zawsze podejmowana z uwzględnieniem konkretnych realiów. Bez trudu jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której automatyczne umieszczenie religii na pierwszej lub ostatniej godzinie nie będzie miało zupełnie żadnego uzasadnienia, bo na przykład rodzice wszystkich uczniów w danej klasie (czy też sami uczniowie - w zależności od wieku) zadeklarowali wolę, aby ich dzieci uczyły się religii lub etyki. Sądzę, że aprioryczne przyjmowanie, iż religia powinna być zawsze umieszczana na pierwszej lub ostatniej godzinie ma być po prostu ukrytą zachętą, aby dla wygody z pobierania nauki religii rezygnować.
Nie jest tak, że te kwestie powinny zostać omówione na pierwszym najbliższym posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, tak jak to bywało wiele razy poprzednio?
Można dyskutować, czy jeśli chodzi o Kościół katolicki właściwym gremium jest Komisja Wspólna czy Komisje Konkordatowe. Jeśli rzecz miałaby dotyczyć interpretacji postanowień Konkordatu, to zapisane w nim zobowiązanie do usuwania na drodze dyplomatycznej pojawiających się między stronami różnic sugerowałoby odniesienie się do nuncjusza i Komisji Konkordatowych. Nauczanie religii katolickiej w szkołach jest też jednak z pewnością sprawą z zakresu stosunków między Państwem a Kościołem, a rozpatrywanie problemów związanych z rozwojem takich stosunków należy do Komisji Wspólnej. Jak by nie było, wobec wypowiedzi członków rządu należałoby oczekiwać podjęcia dialogu między jego przedstawicielami i reprezentantami Kościoła. Dodajmy przy tym, że nie chodzi bynajmniej wyłącznie o dialog z przedstawicielami Kościoła katolickiego. Zgodnie z Konstytucją, przedmiotem nauczania szkolnego może być religia każdego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej i wiele związków wyznaniowych rzeczywiście z tego prawa korzysta.
A co z postulatem, aby oceny z religii nie były liczone do średniej na świadectwie, a nawet ogóle się na nim nie pojawiały?
Chciałbym zwrócić uwagę, że kwestie te były już przedmiotem rozważań Trybunału Konstytucyjnego. W orzeczeniu z 20 kwietnia 1993 r. (U 12/92) stwierdził on, że umieszczanie ocen z religii na świadectwie szkolnym jawi się jako naturalna konsekwencja organizowania nauki religii przez szkoły publiczne. Trybunał zauważył wówczas również, że analizowane przepisy zawierają ważne zabezpieczenia: nie wskazuje się tam przecież religii, której ocena dotyczy. Co więcej, ze sposobu, w jaki ta ocena jest na świadectwie umieszczana, nie wiadomo nawet, czy chodzi o stopień z religii, czy też o ocenę z etyki (bądź nawet obu tych przedmiotów łącznie - choć ta możliwość jest raczej teoretyczna). Natomiast w wyroku z 2 grudnia 2009 r. (U 10/07) Trybunał Konstytucyjny dodał, że uwzględnianie oceny z religii przy obliczaniu średniej ocen jest naturalną konsekwencją zarówno nauczania religii w szkołach, jak i umieszczania ocen z religii na świadectwach szkolnych. Nie dostrzegam argumentów za odstąpieniem od tych poglądów.