Kto będzie uczył nasze dzieci? Nauczyciele w depresji

Nie czują misji, nie widzą celu. Nauczyciele czują się wypaleni, a za wrogów uważają ich nie tylko uczniowie, ale i rodzice.

W szkolnych korytarzach oraz salach lekcyjnych rozbrzmiewają nie tylko głosy uczniów i dzwonek kończący lekcję. Są także głosy zmęczonych nauczycieli.

Mówi się, że praca nauczyciela to jeden z najszlachetniejszych i najważniejszych zawodów. W zasadzie nauczyciel to nie zawód, to powołanie. Co jednak zrobić kiedy, młodzi nie chcą w tym zawodzie pracować, a starsi czują zawodowe wypalenie?

O tym, że stan zdrowia polskich pedagogów pozostawia wiele do życzenia, pisze w Przewodniku Katolickim Angelika Szelągowska-Mironiuk. Autorka przywołuje badania sprzed 13 lat, w których przeszło 85 proc. nauczycieli uważa, że jest obciążona pracą bardziej niż koledzy innych profesji. Niestety jak mówi, nie ma podstaw, by sądzić, że dziś sytuacja wygląda lepiej. 

Dziś wielu nauczycieli deklaruje wysoki poziom obciążenia zawodowego w związku z konfliktami w pracy, blisko połowa nauczycieli stwierdza, że odczuwa nieustanny stres w pracy, a jedna czwarta uważa, że praca, którą wykonuje, w ogóle nie ma sensu. 

Badanie przeprowadzone przez Instytut Badań Edukacyjnych (IBE): Raport IBE z 2020 roku analizujący sytuację zawodową nauczycieli w Polsce ujawnił, że wielu nauczycieli odczuwa też presję związaną z wynikami uczniów w testach i egzaminach. 

To wszystko może przyczyniać się do rozwoju depresji. 

Autorka artykułu w Przewodniku Katolickim przytacza wypowiedź Jolanty Palmy członkini zespołu roboczego ds. prewencji samobójstw i depresji przy Radzie do spraw Zdrowia Publicznego w Ministerstwie Zdrowia, która w rozmowie z  „Dziennikiem Gazetą Prawną” zauważa, że poważnym problemem jest traktowanie nauczyciela jako wroga – zarówno przez uczniów, jak i ich rodziców.

Pedagodzy nieustannie poddawani są krytyce, zarówno uczniów, rodziców jak i przełożonych.  Brak systemowego wsparcia, wpływa na ich brak zaangażowania w pracę. Zdemotywowani nauczyciele przestają mieć ochotę na nawiązywanie relacji z uczniami, nie mają ochoty na własne dokształcanie, a często po prostu na przychodzenie do pracy. 

Zdaniem Angeliki Szelągowskiej-Mironiuk nauczyciele są również zmęczeni ciągłymi zmianami w systemie edukacji i często odczuwają bezsilność wobec problemów uczniów, zwłaszcza tych, którzy mają specjalne potrzeby. Uczelnie zazwyczaj nie przygotowują przyszłych nauczycieli na sytuacje kryzysowe w szkole. W związku z tym od dłuższego czasu jest problem z chętnymi do pracy w szkole. Wielu młodych nauczycieli myśli również o zmianie zawodu. 

Jeden z rozmówców przywoływanych w artykule (nauczyciel) zwraca uwagę na kwestię relacji między pedagogami:

„W tej pracy wszystko zależy od tego, w jakiej szkole się pracuje – tak jak dla ucznia ogromne znaczenie ma, w jakiej placówce się uczy. Pracowałem w trzech szkołach: dwóch w dużym mieście i jednej „pod miejskiej”. W dwóch pierwszych otaczały mnie ludzkie wraki. Nauczyciele bali się dyrektorów, nie znosili kontaktów z rodzicami uczniów, byli zafiksowani na punkcie wyników egzaminów. Była rywalizacja i brak zaufania. Jestem pewien, że co najmniej połowa nauczycieli miała depresję albo inne problemy".

Czy jest jakaś recepta na wyjście z tego impasu? Prawdopodobnie nauczyciele czuliby się lepiej, gdyby ich potrzeby, także czysto fizjologiczne jak przerwa na posiłek, czy odpoczynek od hałasu, były akceptowane. 

Czuliby się również bezpieczniej i pewniej, gdyby ich pensje zaczęły wyraźnie rosnąć. Pedagogom byłoby też o wiele łatwiej, jeśli mieliby zapewniony dostęp do opieki psychologiczno-psychiatrycznej. 

Źródło: Przewodnik Katolicki

 

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama