Sensem postu nie jest odmawianie sobie takiego czy innego produktu żywnościowego. Niezależnie, czy jesteś mięsożercą, czy weganinem, możesz pościć – i robić to tak, aby post był czymś więcej niż tylko ascezą dla samej ascezy.
Zacznijmy od tego, że sama nazwa „Wielki post” funkcjonuje w języku polskim, ale niekoniecznie w innych językach. W łacińskim oryginale jest to po prostu quadragesima („czterdzieści dni”), w języku angielskim mamy Lent – co również nawiązuje do długości czasu pokuty (od staroangielskiego „lenghten” – przedłużać). Chodzi więc o czas dłuższego przygotowania do Wielkanocy – na wzór Chrystusa, który pościł przez 40 dni na pustyni.
Post w sensie powstrzymania się od jedzenia (post ilościowy) czy też spożywania pewnych pokarmów (wstrzemięźliwość, post jakościowy) ma sprzyjać temu przygotowaniu, ale nie jest celem sam w sobie. Może się wręcz zdarzyć, że tak bardzo skoncentrujemy się na tym, czego mamy nie jeść, że zniknie nam z oczu to, co najistotniejsze: chodzi o nawrócenie, przemianę serca i oczyszczenie duchowe.
Samo słowo „asceza” być może kojarzy nam się z czymś negatywnym. Asceta w popularnym wyobrażeniu to wychudzony mnich, który wszystkiego sobie odmawia i tylko się modli. Ale takie uproszczone wyobrażenie niewiele ma wspólnego z prawdziwym znaczeniem ascezy. Zgodnie z greckim źródłosłowem „askein” znaczy po prostu „ćwiczyć się w czymś”. Asceza jest ćwiczeniem swojej duchowej sprawności. Post jest jednym ze środków ascezy, ale bynajmniej nie jedynym. Poszcząc ćwiczymy naszą umiejętność uwalniania się od przymusu jedzenia. Wbrew temu, co głosi konsumpcjonistycznie nastawiony świat, człowiek powinien jeść aby żyć, a nie odwrotnie. Sensem życia nie może być ciągła konsumpcja.
Jesteśmy istotami cielesno-duchowymi, nie bezcielesnymi aniołami. Nasze ciało ma wpływ na duszę – a dusza na ciało. To, jak się odżywiamy, nie pozostaje bez znaczenia dla naszej duchowej kondycji. Zapewne każdy z nas zna to uczucie ciężkości po obfitym posiłku, gdy trudno się na czymkolwiek skupić, a człowiek najchętniej uciąłby sobie drzemkę. Już starożytni Rzymianie znali tę zasadę: „plenus venter non studet libenter” (z pełnym żołądkiem trudno się czegoś uczyć). Być może jednak patrząc na ilość, nie zauważamy, że liczy się też jakość tego, co spożywamy. Nasz organizm zupełnie inaczej reaguje na posiłek składający się głównie z węglowodanów, inaczej zaś – na tłuszcze czy białka. To jednak już raczej domena dietetyków niż mistrzów życia duchowego.
Wróćmy do tytułowego (nieco przewrotnego) pytania: czy można pościć będąc weganinem? Skoro post jakościowy w Kościele katolickim rozumiany jest jako powstrzymanie się od jedzenia mięsa, to można by z tego wyciągnąć dwa (sprzeczne) wnioski: albo, że weganie nieustannie poszczą, albo że w ogóle nie poszczą – bo dla nich niejedzenie mięsa jest normą i nie jest to żaden wysiłek.
Aby nie uciekać się do abstrakcyjnych rozważań, oddajmy głos samym weganom: KellyAnn Carpentierer (lat 45), która jest pisarką i historykiem, oraz Kailtin Essig (lat 25), pracującej jako kierowniczka kawiarni. Ich wypowiedzi cytuje Francesca Pollio Fenton z amerykańskiego serwisu CNA.
Carpentier wyjaśnia, że swą decyzję o zostaniu weganką podjęła po „dłuższej modlitwie i kontemplacji. Przede wszystkim, musiałam dokonać zmiany stylu życia z właściwych powodów”. Essig potwierdza, że była to decyzja, którą rozeznała przed Bogiem.
Podejmując tego rodzaju decyzję nie można zapomnieć o wymogach zdrowotnych: „Doradzono mi, że powinnam przyjmować suplementy, jeśli to konieczne, aby zapewnić, że utrzymuję właściwy poziom składników odżywczych i że powinnam dopilnować, że aby spożywać wystarczającą ilość właściwego białka” – powiedziała Carpentier o poradzie, którą otrzymała od księdza. Istotne jest, aby nie narzucać sobie czegoś, czego nie zniesie własne ciało: „jeśli w jakimkolwiek momencie podczas postu poczuję się źle, muszę natychmiast przerwać i pościć w inny sposób”. To cenna uwaga – post bowiem nie ma służyć wyniszczaniu własnego organizmu, ale raczej wprowadzeniu równowagi.
To, z czego weganie rezygnują na czas Wielkiego Postu może być też cenną wskazówką dla osób „wszystkożernych”. „Zasadniczo, w czasie Wielkiego Postu rezygnuję z luksusów”, mówi Carpentier. „Istnieje mnóstwo wegańskich smakołyków, takich jak wypieki i lody. Ja powstrzymuję się od tego typu produktów, co ma charakter pokuty, biorąc pod uwagę mój apetyt na słodycze” - wyjaśnia. „Wymaga to bycia bardzo zdyscyplinowanym i nastawionym na cel, aby nie szukać i nie pragnąć tego rodzaju pokarmów”.
Essig natomiast powstrzymuje się od „wegańskich mięs” – to znaczy produktów wegańskich przypominających smakiem i konsystencją mięso. „Czuję, że jest to porównywalne do tego, czym były dla mnie piątki, zanim zostałam weganką” - mówi. „Ponieważ «mięsa roślinne» są smakołykiem, a nie podstawą mojej diety, zwykle powstrzymuję się również od wszystkich napojów z wyjątkiem wody, aby faktycznie zauważyć, że czegoś mi brakuje”.
Obie weganki zwróciły uwagę na trudności, które rodzą się w kontaktach z osobami, które nie rozumieją ich dietetycznego wyboru. Nieraz doświadczają dokuczania i negatywnych uwag. Ich podejście do jedzenia określane jako „ekstremalne, zbyt radykalne, niepotrzebne, niezdrowe”. Niektórzy członkowie rodziny próbują natomiast dostosować się do ich sposobu odżywiania, co również nie jest łatwe – ponieważ nie są do tego przekonani i robią to bardziej ze względu na dobre relacje niż z powodów dietetycznych.
Kluczem do właściwego zrozumienia postu – zarówno dla wegan, jak i dla mięsożerców – jest odpowiednie nastawienie i intencja. Chodzi o rezygnację z tego, co nie jest niezbędne, a staje się swego rodzaju luksusem, do którego łatwo się przyzwyczajamy i od którego się uzależniamy. Intencją zaś nie może być udowadnianie sobie samemu, że mam silną wolę, że „potrafię sobie odmówić” – to prowadziłoby do budowania swego ego i coraz większej pychy. Poszcząc nie można się koncentrować na tym, czego sobie odmawiamy, ale na dobru, które chcemy odkryć, oczyszczając się z tego, co nadmiarowe. Można to porównać do sprzątania zagraconego pokoju czy przywracania pierwotnego piękna szlachetnym przedmiotom, obrośniętym osadami.
Post ma sprawić, abyśmy zrezygnowali z szukania chwilowych przyjemności, odkrywając wyższe dobro. Dla jednego może to oznaczać rezygnację z jedzenia mięsa, dla innego – ze słodkości, dla innego – odstawienie używek takich jak kawa czy alkohol. Zwłaszcza to ostatnie powinno stać się wielkopostną normą, do czego zachęcają nas biskupi. Alkoholizm i nadużywanie alkoholu jest jednym z najpoważniejszych problemów społecznych w Polsce. Rezygnacja – choćby czasowa – z alkoholu, nawet, jeśli sam nie doświadczam uzależnienia, ma wielki walor duchowy: staję po stronie tych, którzy mają problem, utożsamiam się z nimi i pragnę ich wesprzeć duchowo, zamiast potępiać i odżegnywać się od nich.