Otrzymałem niedawno list, którego autor podzielił się ze mną następującym zwątpieniem w Bożą wszechwiedzę: Jeśli Bóg w swojej wszechwiedzy zna również całą przyszłość, to łatwo zwątpić zarówno w Jego miłość, jak w naszą ludzką wolność. Bo skoro Bóg już przed wiekami wiedział, że stworzony przez Niego człowiek zgrzeszy, to dlaczego go w ogóle stwarzał? – pisze o. Jacek Salij OP.
Przecież mógł stworzyć takiego człowieka, o którym z góry by wiedział, że nie popadnie w grzech. A przynajmniej Adolfa Hitlera mógłby nie powoływać do życia, skoro na miliony lat przedtem wiedział, jak strasznych zbrodni on się dopuści.
Po co modlić się o zdrowie?
Tak samo – niepokoi się ktoś inny – jeśli nasze postawy i czyny są Bogu znane już od wieków, to chyba trudno mówić o naszej wolności. Czy w takim razie – przepraszam za ostrość tych pytań, ale za chwilę spróbuję je podjąć – jest jeszcze sens modlić się o cokolwiek? Po co na przykład modlić się o czyjeś zdrowie, skoro w boskiej przedwiedzy jest to już ustalone, czy ten ktoś wyjdzie czy nie wyjdzie z choroby? Nawet modlitwa o nawrócenie własnego dziecka – ktoś mógłby się niepokoić – nie ma chyba większego sensu, bo przecież jest to sprawa już przed wiekami rozstrzygnięta.
Otóż łatwo wskazać błąd teoretyczny, z którego wyrastają te wszystkie problemy. Polega on na tym, że wieczność jest w tym rozumowaniu pojmowana jako istnienie od miliardów, miliardów lat, tak że choćbyśmy się cofali w czasie w nieskończoność, nigdy nie dojdziemy do momentu, w którym owa wieczność by się zaczynała. A przecież nie na tym polega wieczność Boga, że On istnieje od zawsze. Bóg istnieje niewyobrażalnie więcej niż od zawsze.
Boskie „teraz”
Wieczność Boga nie jest szczególnie uprzywilejowanym istnieniem w czasie. On istnieje ponad czasem, czyli w takim niepojętym „teraz”, które jest zawsze i nie przemija tak jak nasze ludzkie „teraz”. Bóg istnieje wyłącznie w swoim nieprzemijającym „teraz”, w takim „teraz”, które nie ma żadnego „przedtem” i nie będzie miało żadnego „potem”.
Spróbujmy obrazowo pokazać różnicę między naszym i boskim „teraz”. Nasze „teraz” to jakby punkt nieubłaganie posuwający się na linii czasu – w jakimś momencie się pojawiło, a za jakiś czas znów go nie będzie. Natomiast „teraz” Boga to jakby nieskończona kula, dla której cała licząca miliardy lat linia czasu jest jak kropla wody w porównaniu do całego oceanu.
Bardzo prosto tę różnicę między wszechczasem przeznaczonym dla materialnego kosmosu a wiecznością Boga opisuje Psalm 102: „Boże mój, Ty niegdyś założyłeś ziemię i niebo jest dziełem rąk Twoich. Przeminą one, Ty zaś pozostaniesz. I całe one jak szata się zestarzeją: Ty zmieniasz je jak odzienie i ulegają zmianie, Ty zaś jesteś zawsze ten sam i lata Twoje nie mają końca”.
Pozorna czy rzeczywista wolność?
Otóż wszystkie wymienione wyżej problemy znikają same, jeśli sobie uprzytomnić, że na temat relacji między Bożą wszechwiedzą i naszą wolnością jedno wiemy na pewno i jednego na pewno w obecnym naszym życiu nie pojmiemy. Wiemy na pewno, że nasza wolność nie jest czymś pozornym. Do wolności naprawdę jesteśmy wezwani i uzdolnieni.
Bo podejrzewać Pana Boga o to, że dał nam tylko poczucie wolności – poczucie fałszywe, ponieważ tylko tak się nam wydaje, że jesteśmy wolni – to podejrzewać Go o kłamstwo i udawanie miłości do nas. Gdyby wolność nasza była fikcją, to fikcją byłoby również i to, że na obraz Boży zostaliśmy stworzeni.
Owszem, jeden tylko Bóg zna całą prawdę o nas i tylko On jeden może do końca prawdziwie osądzić, jaki użytek robimy z naszej wolności – przy takich, a nie innych cechach dziedzicznych, przy takim, a nie innym wychowaniu, temperamencie, środowisku rodzinnym i kulturowym. Gdybyśmy jednak z powodu różnych uwarunkowań, jakim nasza wolność podlega, zaczęli wnioskować o jej nierealności, konsekwentnie musielibyśmy uznać, że nie jest ważne jak wychowujemy nasze dzieci, ani jak się odnosimy do innych ludzi i jak wywiązujemy z naszych obowiązków, bo najważniejsze nawet filary życia społecznego – prawo, zobowiązania, odpowiedzialność, zasady moralne – byłyby tylko jednym wielkim absurdem i blagą.
Boża przedwiedza
Niewątpliwie więc nieprawdziwe jest takie wyobrażanie sobie Bożej przedwiedzy, że Pan Bóg już w czasach Bolesława Chrobrego wiedział, co ja zrobię jutro. To powiedzmy sobie z całą jasnością: Gdyby Boża przedwiedza na temat naszych czynów była czymś dającym się opisywać na linii czasu, niewątpliwie nie bylibyśmy wolni. Kto tak wyobraża sobie Bożą przedwiedzę, ten w niedopuszczalny sposób zamyka Boga w czasie.
Konsekwentnie, nie mają sensu wszelkie pytania typu: „Przecież stwarzając naszych prarodziców Bóg mógł mieć taką przedwiedzę, że oni nie zgrzeszą!”, „Dlaczego Bóg w ogóle stwarza takiego człowieka, o którym z góry wie, że zmarnuje Jego łaski i zasłuży sobie na potępienie?”, „Po co modlić się o cokolwiek, skoro Pan Bóg z góry wie, co będzie?”. A dlatego takie pytania nie mają sensu, bo ich źródłem jest gruntownie fałszywe wyobrażenie Bożej przedwiedzy jako czegoś umieszczonego na linii czasu.
Czym zatem jest Boża przedwiedza, skoro zniekształca ją wyobrażenie, że była ona w Bogu przed miliardami lat? Co to znaczy, że jest ona „ponad czasem”. Otóż tego właśnie nie pojmiemy. Nie pojmiemy takiego „teraz”, które nie przechodzi w przeszłość i które nie czeka na żadną przyszłość. Nie pojmiemy takiego „teraz”, które jest ponad tym, co dla nas jest przeszłością i teraźniejszością i przyszłością. Wiemy tylko, że fałszywe są takie rozumienia Bożej przedwiedzy, które przekreślałyby prawdę naszej wolności.
Zresztą sam nawet termin „przedwiedza” jest naznaczony naszym ludzkim zanurzeniem w czasie. Boska przedwiedza jest transcendentna nawet wobec tego terminu. Zarazem Pismo Święte nawet o tym, że jest ona niepojęta, mówi z pełną wdzięku prostotą: „Panie, przenikasz i znasz mnie, Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję. Z daleka przenikasz moje zamysły, widzisz moje działanie i mój spoczynek i wszystkie moje drogi są Ci znane. Choć jeszcze nie ma słowa na języku, Ty, Panie, już znasz je w całości. Ty ogarniasz mnie zewsząd i kładziesz na mnie swą rękę. Zbyt dziwna jest dla mnie Twa wiedza, zbyt wzniosła: nie mogę jej pojąć” (Ps 139,1-6).