Kolonizacja Ukrainy – czas start. Trump i Putin chcą usunąć Zełenskiego – pisze „Rzeczpospolita”

Dziennik pisze o kolonizacji Ukrainy przez Trumpa oraz próbie politycznego pozbycia się Zełenskiego przez Putina. „Nie rozumiem jednak, dlaczego Trump nie używa wszystkich narzędzi potężnej Ameryki, by docisnąć Putina, który od trzech lat znajduje się w izolacji. W zamian wyciąga do niego rękę” – mówi na łamach dziennika prof. Władisław Inoziemcew, rosyjski ekonomista i opozycjonista.

Przypomnijmy, w ramach zakończenia wojny Donald Trump chciał od Wołodymyra Zełenskiego, na czas nieokreślony, 50 proc. zasobów naturalnych Ukrainy. „A to oznaczałoby, że do dyspozycji władz w Kijowie w najlepszym wypadku pozostałaby jedna czwarta/jedna piąta wszystkich cennych dóbr, bo wiele wartościowych złóż już znajduje się na terenach okupowanych przez armię Władimira Putina" – pisze na łamach „Rz” Rusłan Szoszyn. Skutkowałoby to – zdaniem publicysty – pozbawieniem Kijowa gospodarczej suwerenności. Sprowadziło Ukrainę do „poziomu państw afrykańskich z czasów kolonialnych".

„Kuriozalność całej sytuacji – czytamy dalej – polega też na tym, że to Europa ma pokrywać koszty odbudowy zrujnowanego przez rosyjskiego najeźdźcę państwa, udzielać wielomiliardowych dotacji rozbitej gospodarce, kupować dla Kijowa amerykańską broń, a także wysyłać nad Dniepr swoich żołnierzy, by zagwarantować Ukraińcom pokój na lata” – pisze publicysta. Zyski z eksportu cennych złóż czerpałyby tymczasem amerykańskie spółki.

Zełenski tę ofertę Trumpa odrzucił. I „żaden z przywódców na świecie nie chciałby zapewne znaleźć się dzisiaj w skórze prezydenta Ukrainy. Ponad jego głową mocarstwa toczą rozmowy o przyszłości jego rozdartej na dwie części ojczyzny. W międzyczasie próbują zmusić go do podpisywania na kolanie ważnych dla przyszłości kraju dokumentów, demonstrując tym samym swoją siłę i upokarzając Zełenskiego. Zdaje on sobie sprawę z tego, że po trzech latach wojny w obecnej sytuacji geopolitycznej każda opcja, którą ostatecznie wybierze, będzie zła" – zwraca uwagę Szoszyn. Ale wybrać musi.

Z kolei w artykule „Trump i Putin chcą usunąć Zełenskiego” Andrzej Łomanowski analizuje ostatnie wypowiedzi prezydenta USA dotyczące wyborów w Ukrainie. „Mamy sytuację, gdy w Ukrainie nie było wyborów, gdy w Ukrainie jest stan wojenny. Gdy rating poparcia przywódcy Ukrainy – nieprzyjemnie mi to mówić – wynosi 4 procent” – stwierdził wczoraj Donald Trump, sugerując, że przydałaby się zmiana władzy w Kijowie.

Zdaniem Łomanowskiego „rozzłościła go ukraińska odmowa uznania jakichkolwiek decyzji podjętych na temat Ukrainy za jej plecami przez Waszyngton i Moskwę". I to, że „Zełenski odrzucił amerykańskie żądania oddania złóż metali rzadkich, a prasa zachodnia pisała, że amerykański projekt był gorszy od reparacji nałożonych na Niemcy po II wojnie światowej".

Trump – czytamy dalej – „miał jednak pecha. Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii właśnie w środę opublikował dane poparcia Wołodymyra Zełenskiego za lata 2019-2025. W połowie lutego obecnego roku popierało go 57 proc. Ukraińców – najwięcej w centralnej części kraju (62 proc.), najmniej na południu i wschodzie (po 55 proc.)". Najmniejszym poparciem (tylko 37 proc.) ukraiński prezydent cieszył się tuż przed wybuchem wojny, a największym – tuż po jej wybuchu (aż 90 proc.). „Jeśli ktoś chce wymienić mnie (na innego polityka – red.) właśnie teraz, to w żaden sposób to się nie uda” – odpowiedział Trumpowi Zełenski. Dodał, że wymysły o 4 -procentowym poparciu pochodzą z Rosji. „Mamy dowody, że te cyferki omawiane były przez Rosję i Amerykę” – stwierdził.

Łomanowski przypomina, że Kreml od roku domaga się przeprowadzenia wyborów na Ukrainie, twierdząc, że prezydent utracił prawomocność, gdyż jego pełnomocnictwa formalnie wygasły w maju ubiegłego roku. Przemilcza jednak fakt, iż ukraińskie prawo zabrania przeprowadzania wyborów w czasie stanu wojennego.

Teraz „Kreml wyręcza Trump". „Rosja próbuje pozbyć się mnie, już nie fizycznie, jak na początku wojny, ale politycznie. To jest zupełnie zrozumiałe, bo jestem dla Putina bardzo niewygodnym człowiekiem” – podsumował Zełenski.

„Rzeczpospolita” zamieszcza także rozmowę z prof. Władisławem Inoziemcewem, mieszkającym w USA rosyjskim ekonomistą i opozycjonistą. Rozmówca „Rz” mówi o amerykańsko-rosyjskich rozmowach w Arabii Saudyjskiej: „Przełomu nie ma. Wystarczy spojrzeć, jak reagują na to rynki rosyjskie. Po rozmowie telefonicznej Trumpa z Putinem na rosyjskiej giełdzie skoczyły ceny akcji, wzmocnił się rubel. Bo gospodarka rosyjska bardzo pozytywnie reaguje na wiadomości o możliwym zakończeniu wojny. Gospodarka wytrzymała trzy łata konfliktu i bez wątpienia sytuacja się poprawi, jeżeli Kreml nie będzie musiał wydawać ogromnych pieniędzy na wojnę. Po spotkaniu w Rijadzie efekt jest zupełnie odwrotny – giełda znów na minusie. Osobiście uważam zaś, że wojna szybko się nie skończy. Nie widzę perspektywy uregulowania tego konfliktu w najbliższym czasie”.

O wyborach na Ukrainie mówi: „To, co usłyszeliśmy w Rijadzie, wygląda na jakiś plan odsunięcia Zełenskiego. Ukraińskiemu prezydentowi sygnalizują: odejdź, a my załatwimy to za ciebie. Ale jak miałby przeprowadzić wybory w trakcie wojny? Przecież musiałby znieść stan wojenny, zatrzymać mobilizację i umożliwić mężczyznom wyjazd z kraju. Rozpoczęłaby się walka wewnętrzna nad Dnieprem, a będzie ona bardzo zacięta, bo jest tam dużo oligarchów i wpływowych grup. To będzie bardzo ostry konflikt. Do tego Ukraina nie otrzymuje żadnych gwarancji bezpieczeństwa. Załóżmy, że będzie nowy prezydent. Znając postsowiecką rzeczywistość, nie mam wątpliwości, że zacząłby rozliczać poprzednika, wszędzie szukać zdrajców. W takich warunkach Kijów musiałby prowadzić rozmowy pokojowe? To bardzo zły scenariusz dla Ukrainy. Nie sądzę, by Zełenski się na to zgodził”.

O tym, co by było, gdyby Trump porzucił Ukrainę: „Europejczycy musieliby zagrać va banque i kontynuować wsparcie dla Kijowa. Wojna trwałaby dalej, Ukraińcy prawdopodobnie po dwóch, trzech miesiącach pod presją ofensywy armii Putina zaczęliby się wycofywać z obecnych pozycji. Wtedy zawrzałoby w amerykańskich elitach politycznych, posypałyby się pytania. Po co amerykański podatnik wydal miliardy dolarów na wsparcie Ukrainy, jeżeli Putin miałby ją zagarnąć? To nie byłaby komfortowa sytuacja dla Trumpa i myślę, że zmieniłby zdanie [...]”.

„Nie rozumiem jednak, dlaczego [już teraz] Trump nie używa wszystkich narzędzi potężnej Ameryki, by docisnąć Putina, który od trzech lat znajduje się w izolacji. W zamian wyciąga do niego rękę. Gospodarz Kremla macha szabelką i przekonuje, że może jeszcze długo prowadzić wojnę. I niech by prowadził, wojna będzie wykańczała Rosję. Przecież to powinno być w interesie USA”.

O misji rozjemczej z udziałem zachodnich wojsk: „Na Kremlu są przekonani, że do tego nigdy nie dojdzie. Moskwa nie przyjmie żadnego planu pokojowego, który uwzględniałby obecność w Ukrainie zachodnich sił pokojowych. Nawet jeżeli będzie za tym optował Trump. Powód jest prosty. Zawieszenie broni w Ukrainie wcale nie oznaczałoby, że rosyjska armia po trzech, czterech latach znów nie zaatakowałaby Kijowa. Putin nie zrezygnuje z tych planów. Uważa, że Ukraina nie ma prawa do istnienia. Ukraińską państwowość traktuje tak samo, jak Hitler traktował kwestię żydowską. To fanatyk”.

O tym, jak osłabiać Rosję? „Większość sankcji, które wprowadzono, Putin omija poprzez sojuszników z Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Poprzez np. Armenię Rosja eksportuje swoje złoto, wystarczy spojrzeć na zeszłoroczny eksport armeński. To samo dotyczy Kirgjzji i innych państw. Jeżeli Zachód chce poważnie walczyć z Rosją i zniszczyć rosyjskie sojusze, powinien wprowadzić sankcje wobec wszystkich członków tego sojuszu. Nie tylko Białorusi, ale też Armenii, Tadżykistanu, Kazachstanu czy Kirgizji. Myślę, że gdyby do tego doszło, Kazachstan wycofałby się z tego sojuszu już po trzech miesiącach. Ale nikt na poważnie nie próbuje uderzać w Rosję, państwa zachodnie wolą chować się w krzakach”.

O tym, czy świat czeka druga Jałta: „Druga Jałta jest możliwa i byłaby lepsza niż całkowity chaos. Bo mielibyśmy twardą granicę w Europie. Nie byłaby wieczna, do czasu upadku reżimu na Wschodzie. Gdy upadł Związek Radziecki, zmieniły się granice państw. Teraz musimy poczekać, aż upadnie reżim Putina. Wtedy wszystko można będzie zmienić. A w międzyczasie Zachód mógłby wypychać Rosję z Afryki, Ameryki Południowej i innych regionów świata. Nowa Jałta nie byłaby złym rozwiązaniem, gdyby naprawdę zatrzymała ten konflikt”.

Źródło: Rzeczpospolita

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama