Ktoś może się oburzy: ale przecież tu nie uderza się w Boga, tylko w ludzkie, wypaczone rozumienie religijności… tak głoszą wszyscy naprawiacze naszej wiary – pisze prof. Andrzej Nowak.
Krakowski historyk w felietonie w najnowszym numerze „Gościa Niedzielnego” nawiązuje to tekstu, który ukazał się w jednym z dzienników. Artykuł ma tłumaczyć, „dlaczego narodowy socjalizm i postawy duchowieństwa katolickiego okazały się kompatybilne”.
„To drobny przykład zjawiska, które sunie przez media jak fala tsunami – tłumaczy prof. Nowak. – Ma ono dwa aspekty. Jeden to zdolność do manipulacji, szczególnie uwydatniająca się w tytułach właśnie, czyli w tym miejscu, na którym najczęściej zatrzymuje się większość odbiorców i wyrabia «obrazowanszczina» (termin Sołżenicyna): poczucie przynależności do wykształconej elity, która reaguje na sygnał od przewodników stada. Drugi aspekt to kierunek, który ów sygnał wskazuje: pluj na religię, na ojczyznę, a w naszym przypadku zwłaszcza na katolicyzm i przywiązanie do polskości”.
Jak podkreśla autor, wspomniany artykuł to tylko jeden z wielu przykładów takiego działania.
„Na czym polega manipulacja? Skupię się na podanym przykładzie – tłumaczy prof. Nowak. – Niemcy jako polityczna ojczyzna narodowego socjalizmu (nazizmu) nie są i nie były w 1933 roku krajem jednolitym wyznaniowo, katolickim. Co najmniej równoważna była na tym obszarze tradycja wyznań ewangelickich, silniej niż katolicyzm akcentujących obowiązek posłuszeństwa wobec władzy świeckiej. Przede wszystkim jednak sam narodowy socjalizm nie był ideologią chrześcijańską, tylko wręcz odwrotnie”.
Jak dodaje historyk, Heinrich Himmler, który jako dziecko był wierzący, później przyjął ideologię wrogą chrześcijaństwu, „której podstawami były nienawiść do katolicyzmu jako religii słabych oraz kult siły, rasy panów”.
„Chrześcijaństwo uznał za gwałt na germańskiej duszy. Taki sam pogląd wyrażał również, jak wiadomo, sam Adolf H., zaś główna biblia ideologiczna narodowego socjalizmu, «Mit XX wieku» Alfreda Rosenberga, jest jednym z najzacieklej antykatolickich tekstów w historii owego stulecia” – podkreśla autor. Dodaje, że
księża byli „najbardziej, po Żydach i Romach, prześladowaną grupą ofiar III Rzeszy”, w przypadku polskich duchownych, na około 10 tys. w czasie wojny zginęło lub zostało zamordowanych blisko 2 tys.
Przekłamania, takie jak to ze wspomnianego na początku artykułu osłabiają wiarę.
„Ktoś może się oburzy w tym miejscu: ale przecież tu nie uderza się w Boga, tylko w ludzkie, wypaczone rozumienie religijności… tak głoszą wszyscy naprawiacze naszej wiary – zwraca uwagę historyk. – Dobrej odpowiedzi udziela im m.in. kardynał Robert Sarah: «Odrzucamy pobożność, religijność, sacrum pod pretekstem niewprowadzania ludzkich elementów w naszą relację z bogiem. (…) skutkiem jest pozostawienie wszystkich ludzkich rzeczywistości im samym, ich wymiarowi świeckiemu i zamkniętemu na Boga»”. Wszystko to prowadzi do sytuacji, którą w powieści Dostojewskiego „Bracia Karamazow” opisuje diabeł:
„Najkrótsza, najskuteczniejsza droga do ostatecznej emancypacji, do nowego wspaniałego świata prowadzi przez zniszczenie wiary w Boga. Potem już wszystko pójdzie jak z płatka!”
Źródło: „Gość Niedzielny”