- Do ostatnich chwil był człowiekiem współczucia, miłosierdzia, chęci pomocy - pisze Joanna Krupska w osobistym wspomnieniu o ks. Tadeuszu Isakowiczu-Zaleskim.
„Oprócz prowadzenia Fundacji Brata Alberta angażował się w wiele spraw, był częścią różnych środowisk. Miał zawsze swoje wyraziste, niezależne poglądy. Był bardzo mocno przekonany do swoich racji, bardzo bezkompromisowy, szukał prawdy, a kiedy była ona trudna, nie wahał się, żeby ją ogłosić” – w tych słowach przewodnicząca Rady ZDR3+ wspomina zmarłego 9 stycznia Kapłana.
Tadeusza Zaleskiego spotkałam po raz pierwszy w 1979 roku. On był wtedy na czwartym roku seminarium a ja na drugim psychologii KUL. Tadeusz zapisał w swoim „Personalniku subiektywnym” (s.270) , że „Joasię poznałem w lutym 1979 roku”, w mieszkaniu państwa Grzegorczyków, gdzie odprawiał mszę ks. Małkowski. „Marcin Przeciszewski, obecny szef KAI, był wtedy narzeczonym Agnieszki, też tam był. Przyszła również Aśka Puzyna (dziś Krupska). Była o kulach, bo miała wypadek samochodowy. Wtedy po raz pierwszy rozmawialiśmy o obozach dla niepełnosprawnych, między innymi o KIK-owskim, który miał odbyć się w Białce Tatrzańskiej.(…) Zostałem przez nią skaptowany na ten obóz.”
Byłam wtedy bez reszty zafascynowana ruchem l` Arche i Wiara i Światło, więc nasze rozmowy dotyczyły głównie osób z upośledzeniem umysłowym i ich miejsca w społeczeństwie i w Kościele. Tadeusz był tematem bardzo zainteresowany, toteż tych rozmów i spotkań było więcej, przychodził także do naszego mieszkania w Warszawie. Tadeusz chciał być księdzem, ten wybór szanowałam i podziwiałam. Mówił, już wtedy, że bliska jest mu postać doktora Judyma z „Ludzi bezdomnych” Żeromskiego (zob. „Moje życie nielegalne” s. 66). Chciał służyć Kościołowi i ludziom.
Zaprzyjaźniliśmy się. Rozmawiało nam się dobrze, pamiętam zdziwienie świtem po nocy przegadanej do rana. Przyjechał na pierwszy obóz warszawskiej wspólnoty Wiary i Światła w Białce, na który dotarła także belgijska wspólnota l`Arche, w której wcześniej, w roku 1976 i w 1978 odbywałam staże. Uczyliśmy się od Belgów, jak rozmawiać, jak być z osobami z upośledzeniem, jak je rozumieć. Atmosfera była niezwykła, bardzo radosna wręcz entuzjastyczna, osoby z upośledzeniem umysłowym wprowadzały klimat zaufania, szczerości, bezpośredniości, ujmowały swoją prostotą i duchowością. My „paszczaki”(opiekunowie) staraliśmy się odpowiadać na ich potrzeby kontaktu, szacunku, akceptacji takimi jakim są, przynależności do grupy. Przez obóz przewinęło się wiele osób, zarażając się ideą wspólnoty.
Tak pisze o tym okresie Tadeusz: „Rok później byłem na obozie „muminkowym” w Małym Cichym, który prowadziła już Aśka Puzyna. (…) Dzięki Aśce Puzynie i Marcinowi Przeciszewskiemu zacząłem coraz bardziej angażować się w „muminkowy” świat. Zainspirowany wspólnymi działaniami, chciałem założyć wspólnotę dla niepełnosprawnych, wciągnąć w to również krakowiaków. Pierwszy obóz warszawsko – krakowski odbył się w Pyzówce w 1981 roku. Wtedy poznałem Marka Przepiórkę, który zebrał pierwszych siedmiu niepełnosprawnych z Krakowa. A Aśka prowadziła obóz w Małym Cichym. W 1982 roku, w stanie wojennym, z kolei ja prowadziłem obóz w Milówce. Z Aśką utrzymywałem kontakty, często się spotykaliśmy mimo stanu wojennego; świetnie się nam współpracowało. Była już wtedy związana z Januszem Krupskim (…). Janusz pisał wówczas pracę doktorską, opozycjonista, założył wydawnictwo „Spotkania” („Personalnik subiektywny” (s.271).
Janusza poznał Tadeusz wcześniej, jeszcze w 1978 roku, właśnie dzięki „Spotkaniom” – było to pismo młodych katolików wydawane poza cenzurą. W „Ludzie dobrzy jak chleb” (s.249) Tadeusz pisze: „Opublikowałem w czasopiśmie kilka tekstów, w tym, między innymi, pod pseudonimem „Ks. Robak”, artykuł o przymusowej służbie wojskowej kleryków. Januszowi też przekazałem maszynopis „Wspomnień z Kazachstanu” ks. Władysława Bukowińskiego. Janusz wydał „Wspomnienia” w Editions Spotkania, paryskiej filii „Spotkań”.”
Wrażliwość i gotowość do pomocy i działania doprowadziła Tadeusza do stworzenia Fundacji im. Brata Alberta, Ośrodka w Radwanowicach i 36 placówek sprawujących opiekę nad ponad 1200 wychowankami (Domów Stałego Pobytu, Świetlic Terapeutycznych, Warsztatów Terapii Zajęciowej, Środowiskowych Domów Samopomocy) rozsianych po Polsce. Nie przeszedł obojętnie wobec cierpienia rodziców osób z upośledzeniem umysłowym przerażonych losem dorosłych niepełnosprawnych dzieci, których rodzice umierają. Był znakomitym organizatorem , menadżerem, fundraizerem. Z połączenia jego wrażliwości na ludzką biedę i licznych jego talentów powstała Fundacja dająca oparcie, dom, możliwość pracy i godnego życia wielu osobom intelektualnie niepełnosprawnym. Był jej prezesem od początku, tj. od roku 1987, do stycznia roku 2024.
Wracając do naszej relacji z Tadeuszem z przełomu lat 80-tych i 90-tych, znów oddam głos Tadeuszowi: „Z czasem urwał nam się kontakt. Opuściłem ruch „Wiara i Światło” i zająłem się Fundacją, a Krupscy w tym czasie wychowywali dzieci. (…) Po kilkunastu latach postanowiłem odnowić znajomość. (…) Zacząłem coraz częściej u nich bywać i zabierać do nich ze sobą niepełnosprawnych. Krupskim z kolei spodobały się Radwanowice – przyjechali tu i stali się wolontariuszami, przyjaciółmi naszej Fundacji. Co więcej, w pewien sposób usynowili jednego z naszych podopiecznych, Krzysia, który często do nich jeździł. Zabierali go na wszystkie święta. (…) Gdy urodziła się Tereska, udzielałem jej sakramentu chrztu. Udzielałem też I Komunii Łukaszowi i Marysi. Zżyliśmy się bardzo, Będąc w podróży często u nich nocowałem.” („Personalnik subiektywny”, s. 272)
O tym, że Janusz zginął w katastrofie smoleńskiej Tadeusz dowiedział się w czasie programu telewizyjnego, w którym brał udział na żywo. Zaraz po programie przyjechał do nas do Grodziska. Był również na pogrzebie Janusza, przemawiał nad jego trumną. Wiele razy wspominał Janusza, napisał o nim w swojej książce „Być dobrym jak chleb”, wielokrotnie mówił o nim w mediach. W Radwanowicach jeden z dębów pamięci jest z jego inicjatywy poświęcony Januszowi.
Po śmierci Janusza, nasze spotkania stały się rzadsze. Utrzymywaliśmy kontakt telefoniczny. Mieliśmy kolejny wspólny temat: osoby skrzywdzone w Kościele – ja przez dwa lata pracowałam jako terapeuta w telefonie zaufania dla takich osób, a Tadeusz całym sobą zaangażował się w ten obszar pomocy. Mieliśmy też kontakt przez Krzysia, który, jak zawsze, odwiedza nas w święta i wakacje. W te ostatnie święta 2023 Krzyś był niespokojny o Tadeusza, wiedział o jego hospitalizacji. Dzwoniłam do Tadeusza w Wigilię. Rozmawialiśmy bardzo długo. Tadeusz opowiadał o swojej chorobie, ale dużo i z przejęciem mówił o spotkanych ludziach, którzy w różny sposób chorują i nie otrzymują w porę pomocy, albo są traktowani bez szacunku. Z przejęciem opowiadał o spotkanej w szpitalu pani chorującej na schizofrenię i ubolewał nad losem osób z chorobami psychicznymi, nad ich społecznym napiętnowaniem i niezrozumieniem. Do ostatnich chwil był człowiekiem współczucia, miłosierdzia, chęci pomocy.
Zastanawiałam się nieraz, jak on te wszystkie ludzkie trudne historie potrafi w sobie zmieścić. Każda z nich ma swój osobny ciężar. Wysłuchiwał ich setki, może nawet tysiące. Przede wszystkim osoby z umysłowym upośledzeniem, ich rodziny, w późniejszych latach osoby molestowane, skrzywdzone na tle seksualnym zwłaszcza w Kościele. Ale też nie mógł przejść obojętnie wobec historycznych krzywd: ludobójstwa Ormian, ludobójstwa na Wołyniu…
Terapeuci mają swoich superwizorów, często pracują w zespole, wspierają się, żeby móc udźwignąć ciężar ludzkiego cierpienia. Jak mają za dużo pacjentów, doświadczają wypalenia, przygniecenia. Nie wiem, jak umiał poradzić sobie Tadeusz. Widziałam, że były okresy, kiedy było mu bardzo ciężko. Myślę, że wielkim wsparciem była mu wiara, postać Jezusa niosącego krzyż, postać doktora Judyma, brata Alberta Chmielowskiego, ojca Rafała Kalinowskiego; wsparcie otrzymywał od współpracowników Fundacji no i wielu przyjaciół.
Ale miał też w swojej historii wiele osób niechętnych mu, miał powody, by czuć się nieraz osamotniony w Kościele, z którym się identyfikował. Tadeusz obok swojej współczującej natury miał też naturę buntowniczą, wojowniczą. Tak sam o sobie mówił: "Niektórzy przyjaciele mówią, że mam naturę samotnego samuraja, który nie chce iść z innymi, tylko zawsze idzie sam naprzeciw wroga. Pewnie coś takiego we mnie jest. Jeżeli jestem przekonany, że mam rację, nie boję się wystąpić sam przeciwko silniejszemu. A jeśli nawet się boję, to poczucie, że powinienem, jest silniejsze niż lęk. No i prawdą jest, że lubię samotną walkę, nawet jeśli ona kosztuje.”
Oprócz prowadzenia Fundacji Brata Alberta angażował się w wiele spraw, był częścią różnych środowisk. Miał zawsze swoje wyraziste, niezależne poglądy. Był bardzo mocno przekonany do swoich racji, bardzo bezkompromisowy, szukał prawdy, a kiedy była ona trudna, nie wahał się, żeby ją ogłosić. Nie ze wszystkimi jego poglądami i działaniami się zgadzam, ale w swoim poszukiwaniu i głoszeniu prawdy był bardzo autentyczny i wewnętrznie uczciwy. Był sobą. „Chodzi mi tylko o prawdę” – to tytuł jednej z jego książek.
Kiedy myślę o nim teraz, kiedy jest już po drugiej stronie, nasuwają mi się cytaty z pisma św. , które dla mnie najbardziej odnoszą się do Tadeusza:
Obyś był zimny albo gorący! - pisze św. Jan w 3 rozdziale Apokalipsy w.15; a św. Mateusz, w rozdziale 5, w. 6,7 zapowiada:
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni; Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Joanna Krupska