Ich posługa, choć potrzebna, przez wielu jest nierozumiana. Nadzwyczajni Szafarze Komunii Świętej. Jak powstała ta formacja i na czym polega ich posługa? Oto pełnie wzruszenia historie – świadectwa mężczyzn, którzy oddali swój czas na służbę Bogu.
Władysław Nęcka jest Nadzwyczajnym Szafarzem Komunii Świętej w parafii Wszystkich Świętych w Rudawie, w archidiecezji krakowskiej, już 16 lat. Jak mówi, zdecydował się, aby zostać szafarzem, ponieważ zawsze był blisko Kościoła, ale czegoś mu brakowało.
„Po naszym ślubie nasze stosunki z Kościołem lekko oziębły, z racji tego, że skupiliśmy się na małżeństwie, ojcostwie. (…) Gdy padła taka propozycja od proboszcza, żeby zostać Nadzwyczajnym Szafarzem Komunii Świętej, jeszcze do końca nie wiedziałem, co to jest, było to kompletne novum, gdyż jestem czwartym rocznikiem w diecezji. Postanowiłem, skoro Pan powiedział: «Kogo mam posłać?» , odpowiedziałem «Poślij mnie» (…) – mówi Nęcka.
Kim jest Nadzwyczajny Szafarz Komunii Świętej i jakie są jego obowiązki? „Zgodnie z dekretem, szafarzem może zostać mężczyzna w wieku 25-65 lat, którego charakteryzuje dojrzała wiara, zdrowe nabożeństwo eucharystyczne, nienaganna opinia jako męża, ojca. W życiu sąsiedzkim, zawodowym również nie powinno być żadnych zastrzeżeń co do jego postawy” – odpowiada mężczyzna.
Dodaje także, że głównym obowiązkiem jest zanoszenie Ciała Chrystusa ludziom chorym, a drugą posługą rozdawanie Komunii Świętej w kościele w kilku, określonych sytuacjach.
„Na przykład stan zdrowia księdza, wiek księdza, duża liczba wiernych. (…) Oczywiście także na prośbę proboszcza, który nam tę funkcję powierza. Jesteśmy do jego dyspozycji i jeśli jest taka potrzeba, udzielamy również Komunii Świętej w kościele” – wyjaśnia Władysław.
Mimo wielu lat posługi w jego życiu nadal ważnym elementem jest formacja. „Formujemy się w parafiach, każdy indywidualnie. Mamy swoje dni skupienia parafialne, diecezjalne i również mamy obowiązek uczestnictwa raz w roku w takich wspólnotowych. To są trzy dni we wspólnocie, w naszym przypadku w Bystrej Podhalańskiej” – dodaje.
W tym czasie w jego życiu miały miejsce historie, które zostaną z nim już na zawsze. „Chodziłem do pewnej chorej, która może nawet nie do końca umiała czytać. (…) Zawsze, jak odchodziłem, mówiła mi: Władziu, ja się za Ciebie modlę bez przerwy, za Twoją rodzinę, za to, żebyś był, żebyś trwał w tej posłudze, swoim powołaniu. Wychodząc od niej, tak sobie pomyślałem: Co innego może powiedzieć ta osoba?. Wiadomo, że my wszystko robimy charytatywnie, nie robimy tego za żadne pieniądze, za żadne prezenty. Robimy to z dobrej woli, więc ta modlitwa dla nas jest ważna, ale tak pomyślałem: Mówisz tak, bo tak pasuje. Przypomniało mi się, gdy są, na przykład, jakieś rekolekcje i później dziękujemy rekolekcjoniście za to, że nam je wygłosił, zapewniamy o modlitwie, a później, za dwa tygodnie, jakby spytać, kto się za niego modli, to wszyscy zapominają. Jednak naprawdę były później w moim życiu takie sytuacje nie do rozwiązania wydawałoby się, bardzo ciężkie i właśnie w tym momencie one się same rozwiązywały. Wiedziałem, że to jest właśnie ta modlitwa tej osoby, która modlitwę obiecywała” – dzieli się Władysław.
Czy posługa szafarza wpływa na jego życie duchowe?
„Na pewno. Jest to wielka radość, że mam taką możliwość zanoszenia Chrystusa chorym. To jest radość nie do opisania. W czasie, gdy niosę Pana Jezusa na piersi, gdy idę poprzez wioskę, ja Go adoruję. Jestem w stanie z Nim sobie porozmawiać. Ta nasza modlitwa, nasza więź jest dużo bliższa niż na zwykłej modlitwie wieczornej czy porannej. Wiem, że Chrystus przy mnie jest i mnie wysłuchuje” – podkreśla.
Mimo wielu pozytywnych aspektów bycia szafarzem zdarzają się także trudności. „Są to właśnie takie sytuacje braku czasu, braku możliwości spędzenia dnia, czasu z rodziną. Poświęcam go Kościołowi. Również jakieś nasze wyjazdy rekolekcyjne poniekąd kolidują z życiem rodzinnym. Jednak tak wielka łaska, która nas spotyka z tego, że zostaliśmy nadzwyczajnymi szafarzami, całkowicie to rekompensuje i sądzę, że żadne trudności nie mogą zachwiać tej radości, którą daje bycie szafarzem” – zaznacza Władysław, zauważając przy tym, że reakcje ludzi na ich posługę bywają różne.
Podkreśla, że szafarz nie jest kapłanem, a świeckim pomocnikiem udzielania Komunii Świętej, nieposiadającym żadnych święceń, a jedynie błogosławieństwo. Co powiedziałby komuś, kto zastanawia się nad podjęciem tej posługi? „Nie zastanawiaj się, bierz” – mówi od razu.
Być żoną szafarza
Agnieszka jest żoną Władysława od 31 lat. Mają trójkę dzieci. Jest nieocenionym wsparciem dla swojego męża. Jak zareagowała na decyzję męża o zostaniu szafarzem? „Dla mnie to była zupełna nowość. Nie wiedziałam, z czym się to wiąże i w ogóle o tej posłudze usłyszeliśmy wtedy pierwszy raz” – wspomina kobieta.
Bycie żoną szafarza niejednokrotnie wymaga także zaangażowania w jego posługę oraz wiąże się z poświęceniem.
„Swój grafik rodzinny muszę też dostosować do tego, że mąż idzie do chorych (…). Na pewno czuję się zaangażowana, kiedy jedzie na rekolekcje dla szafarzy, czy jedzie z kandydatami. Zawsze wtedy zostaję sama w domu” – dzieli się Agnieszka.
Mimo licznych wyrzeczeń kobieta jest wdzięczna za posługę swojego męża. Wspomina, że gdy dotknęła ją poważna choroba, to gdy mąż przyniósł jej Pana Jezusa, żeby mogła Go przyjąć, to jeszcze bardziej zawierzyła i uwierzyła, że z Bogiem wszystko jest możliwe. Widzi także pozytywny wpływ posługi Władysława na całą rodzinę, sąsiadów czy chorych, których odwiedza.
Liczy się obecność
Pani Helena jest osobą chorą z parafii Wszystkich Świętych w Rudawie. Z posługi Nadzwyczajnego Szafarza Komunii Świętej korzysta od ponad 3 lat. Jak wygląda typowa wizyta szafarza? „Przyjeżdża, modli się, (…) i 10,15 minut, potem Pan Jezus i musi chłopisko jechać dalej, bo ma takich, jak ja więcej” – dzieli się kobieta.
Przyjęcie Pana Jezusa w domu ze względu na stan zdrowia to dla niej dowód na to, że Bóg naprawdę ją kocha. „To, że Pan Jezus przychodzi do mnie do domu, że mogę Go przyjąć co niedzielę, nie tylko w I sobotę miesiąca, tak jak księża przyjeżdżają, tylko co niedzielę, to jest dla mnie bardzo duża dobroć” – mówi.
„Bez tych ludzi sobie nie wyobrażam, żebyśmy mogli normalnie funkcjonować. Mam na myśli funkcjonowanie nas, chorych, którzy potrzebujemy Pana Jezusa” – dodaje pani Helena.
Parafianka z Rudawy zauważa również, że szafarze, mimo tego, że mają swoje rodziny i inne obowiązki, poświęcają wolną niedzielę i przyjeżdżają, by udzielić potrzebującym Komunii Świętej.
„Jest jeszcze jedna rzecz, którą muszę powiedzieć: Oni to robią bezinteresownie. (…) My się za nich modlimy. Przynajmniej mówię za siebie. Za nich i za ich rodziny, bo przecież żona w niedzielę, zamiast wspólnie przy garnkach posiedzieć z mężem, to musi to zrobić sama, bo mąż się zabiera na całe pół dnia” – zaznacza kobieta. „Wiem, że to jest powołanie, tak jak każda służba Panu Bogu nim jest, ale oni odpowiedzieli na to powołanie. Odpowiedzieli i je kontynuują. Ja cały czas się modlę, żeby ich było więcej, bo wtedy byłoby im lżej” – dzieli się pani Helena.
W Kościele w Polsce w 1991 r. episkopat wydał dokument, w którym określił tę posługę świeckich mężczyzn, wskazując przy tym wiek kandydatów do niej. Powinni mieć bowiem od 35 do 65 lat. Określono także warunki związane z życiem tych osób. Ich posługa została ukierunkowana przede wszystkim na osoby chore, starsze, które nie mogą uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii, a mające pragnienie, będące w stanie łaski uświęcającej. Chodzi o sytuacje, gdy kapłani posługujący w parafii, nie są w stanie w niedzielę czy w najważniejsze święta roku liturgicznego pójść do dużej grupy chorych, żeby zanieść Najświętszy Sakrament.
„W Kościele w Polsce ta posługa została rozpowszechniona w kilku diecezjach po drugim synodzie plenarnym, który zakończył się w 1999 roku, a trwał od roku 1991” – podkreśla prof. dr hab. Krzysztof Ożóg.
Brak szafarzy? Nie wyobrażam sobieŹródło: diecezja.pl