Kotula donosi na pro-liferów sprzed „Abotak”. Przeszkadzają jej zdjęcia zabitych dzieci i dziecięcy płacz

Minister ds. równości Katarzyna Kotula zgłosiła do prokuratury pro-liferów, protestujących przeciwko tzw. „przychodni aborcyjnej” na ul. Wiejskiej. Zarzuca im „wulgarne okrzyki, drastyczne i gorszące treści, nieznośny huk z nagłośnienia”.

Minister Kotula napisała na mediach społecznościowych:

 „Dziś składam zawiadomienie o możliwości popełnienia wykroczenia w związku z atakiem środowisk antyaborcyjnych na miejsce, gdzie kobiety mogą uzyskać rzetelną informację o przysługujących im prawach – punkt «AboTak»” – napisała minister ds. równości na X.  „Wulgarne okrzyki, drastyczne i gorszące treści, nieznośny huk z nagłośnienia – to spotyka osoby, które mieszkają w okolicach pikiety. Art. 51 i 141 Kodeksu Wykroczeń mówią jasno: zakłócanie spokoju i porządku publicznego oraz umieszczanie drastycznych treści w przestrzeni publicznej są nielegalne” – dodała.

W swoim wpisie przekonuje także, że zabijanie dzieci nienarodzonych jest „prawem każdej kobiety”, i będzie walczyć o to, „by Polska była krajem, w którym szanuje się prawa człowieka”.

Ten „nieznośny huk”, który przeszkadza minister Kotuli to płacz narodzonego dziecka, który przez głośnik puszczają obrońcy życia, przypominając o podstawowym i Konstytucyjnym prawie każdego człowieka – do życia. Przypomnijmy, 8 marca tego roku tuż obok budynku Sejmu w Warszawie, przy ul. Wiejskiej 9 otwarto „pierwszą w Polsce przychodnię aborcyjną” – „Abotak”.

Kaja Godek na otwarciu przychodni aborcyjnej "Abotak" w Warszawie. Protest obrońców życia.
Portal Opoka


Jak wyjaśniały w mediach społecznych aborcjonistki, lokalizacja nie jest przypadkowa i do ostatniej chwili utrzymywana była w ścisłej tajemnicy.

„Będziemy tam robić aborcję. Czas najwyższy, żeby politycy i polityczki zaczęli nadążać za rzeczywistością, również tą aborcyjną. To czego nie chcą nam dać, bierzemy sobie same” – piszą aktywistki Aborcyjnego Dream Teamu.

Aborcja będzie bezpłatna. Jak zapowiadają aktywistki, „można zarówno umówić się na konkretną godzinę, jak i wejść z ulicy". „Nigdy nie pytamy o powody i nie zamierzamy tego zmieniać” – piszą na stronie internetowej działaczki Aborcyjnego Dream Teamu.

W reakcji na wpis minister Kotuli, Kaja Godek z fundacji Życie i Rodzina poradziła minister, by zawiadomienie „od razu oprawiła sobie w ramkę i powiesiła na pamiątkę na ścianie”.

„Wulgarnych okrzyków pod Abotakiem nie było, ale rozumiem, że być może się Pani pomyliło, bo – jak wiemy od czasów wyroku TK o aborcji eugenicznej – Pani sama nie ma w ustach bukietu róż... Trochę dziwi, że uciekacie się do egzekwowania litery prawa, wszak założycielki i beneficjentki Abotaku same zadeklarowały, że to będzie miejsce, gdzie polskie prawo nie działa....” – napisała w mediach społecznościowych obrończyni życia.

Dodała, że protestujący przed siedzibą placówki „bronią praw dzieci, ich prawa do życia zapisanego w Konstytucji”. „Tyle razy wycieraliście sobie nią twarz, aby potem faktycznie ją podeptać – także ogłaszając, że w Abotaku będziecie ją systemowo i notorycznie łamać” – napisała.

Dodała, że problem aborterek jest „oddolny, obywatelski bunt” – „bunt ludzi, którzy wiedzą, że dzieci się nie zabija”. „Dziś w Abotaku jesteście jak w bunkrze Hitlera (zresztą politycznego patrona feministek, realizatora postulatu o wolnej aborcji dla Polek). Schowani, skuleni, jeszcze próbujący się uśmiechać i pląsać przed kamerą, ale w środku już wiecie, że przegraliście. Byliście przygotowani na zawiadomienia do Prokuratury, na zdrowaśki, jak to pogardliwie określały aborterki przed 8 marca. Rozbiliście sobie głowę o społeczną nieakceptację dzieciobójstwa. I o morze modlitwy, którą wyśmiewacie, ale i po cichu marzycie, aby za nią wsadzać do więzienia, bo jednak gdzieś tam w środku bardzo się jej boicie” – napisała.

Warto przypomnieć, że Instytut Ordo Iuris złożył do Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez twórców „przychodni”, która ma pomagać wykonywaniu aborcji – za pomocnictwo w aborcji grodzi kara do 3 lat pozbawienia wolności. Instytut skierował także do Komendy Stołecznej Policji wniosek o udostępnienie informacji publicznej w sprawie zaangażowania policjantów w ochronę lokalu.

 

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama