Po trzech latach przerwy wznowiono spotkania rodzin koreańskich rozdzielonych w wyniku wojny domowej zakończonej w 1953 r.
89 osób z Korei Południowej, wybranych losowo spośród 57 tys. wniosków, spotkało się z członkami swoich rodzin, mieszkającymi w Korei Północnej, których nie widzieli od 65 lat. Wśród nich jest kobieta, która spotkała swojego syna. „Nie wyobrażałam sobie, że taki dzień może nadejść – przyznała – nie wiedziałam nawet, czy mój syn żyje”. Inny z uczestników spotkania zobaczył się z dziećmi swojego nieżyjącego brata, z którym razem uciekli z Korei Północnej. „Przywiozłem im fotografie taty - powiedział – bo oni nie pamiętają, jak wyglądał i nie wiedzą, kiedy zmarł”.
Biskup z Korei Południowej Lazzaro You Heung-sik opowiada, że kiedy zobaczył zdjęcia ze spotkania bardzo się wzruszył i rozpłakał. Dodał, że ma nadzieję, iż tego typu gesty między obiema Koreami, ale także dialog, będą kontynuowane i być może zakończy się to kiedyś wspólnym życiem. Mówi bp Lazzaro Yuo.
- To jest naszym wielkim pragnieniem na przyszłość, choć nie wiem, kiedy będzie się mogło zrealizować. Ale na razie ważne są listy, spotkania, kontakty. Co do przenosin rodzin z kraju do kraju, tego nie wiem, ale mamy nadzieję, że najszybciej, jak będzie to możliwe. Widząc jednak obecną sytuację, trzeba przyznać, że tylko Pan wie, kiedy to nastąpi. Ale tym razem, dzięki bardziej braterskim relacjom między obiema Koreami rodziny mają więcej czasu, aby być ze sobą sami. Wcześniej tego czasu było mniej, spotkanie odbywało się w wielkiej sali. Teraz jest więcej szacunku dla rodzin. To także jest dobry znak. Wcześniej tego czasu było niewiele, tylko 4, czy 5 godzin. Tym razem prawie 12 godzin, dwa razy tyle, co wcześniej, aby być z członkami rodzin.
Bp Lazzaro You zaapelował także do międzynarodowej opinii publicznej, aby wywierała nacisk na Stany Zjednoczone i Chiny, by Półwysep Koreański mógł żyć w pokoju. Przyznał, że to ważne także dla sytuacji w całej Azji i na świecie. „Modlę się – wyznał południowokoreański hierarcha – aby Pan zmienił serca rządzących w Ameryce, ale także w Chinach”.
źródło: vaticannews.va