Czy znamienny znak, czerwone serce i wyrastający z niego krzyż, mógłby się stać znakiem obrońców życia? Chodzi o Serce Jezusa, które ma królować nad sercami wielkich tego świata. A gdzie On króluje, tam zwycięża życie. Historia serca wandejskiego, które miało ocalić Francję, jest z jednej strony niezwykła, z drugiej naznaczona cierpieniem niewinnych.
Serce wandejskie jest kojarzone z czasem rewolucji, która miała miejsce we Francji pod koniec XVIII wieku. Jednak historia znaku, jakim jest czerwone serce i wyrastający z niego krzyż, zaczęła się znacznie wcześniej. Jego geneza sięga roku 1689, kiedy to św. Małgorzata Alacoque otrzymała w objawieniach polecenie od Jezusa przekazania Ludwikowi XIV, królowi Francji, orędzia, od którego wypełnienia zależeć miało ocalenie całego królestwa. Jak czytamy na stronie bydgoskiego Sacré-Coeur, „objawienie zostało spisane przez świętą w dwóch listach, które przekazał monarsze jego osobisty spowiednik o. de La Chaise SI. Pierwszy list świętej do króla zaczynał się cytatem ze słów Zbawiciela: „Oznajmij pierworodnemu synowi Mego Serca, że jak otrzymał swoje urodzenie na mocy Mojego Dziecięctwa, to narodzenie do łaski i chwały wiecznej otrzyma przez poświęcenie się Mojemu Sercu. Pragnie Ono bowiem królować nad jego sercem, a za jego pośrednictwem nad sercami wielkich tego świata”. W objawieniach tych Jezus życzył sobie, by władca Francji wraz z całą swoją rodziną i dworem poświęcił siebie i całe państwo Jego Najświętszemu Sercu, oddawał Mu publiczną cześć, zbudował świątynię pod wezwaniem Jego Najświętszego Serca oraz ozdobił Sercem Zbawiciela królewską flagę. Życzenia te nie zostały wypełnione, a wielu katolickich historiografów widzi w tym duchową przyczynę tragicznych wydarzeń, które sto lat później nastąpiły”.
Co nastąpiło sto lat później po odrzuceniu Boga? Krótko mówiąc: straszna rzeź katolików. Co prawda, czasy te nazywa się łagodnie na kartach historii czasami Rewolucji Francuskiej, jednak wielu Francuzów kwestionuje tę nazwę, sugerując, że była to raczej antyfrancuska, jak i antykatolicka, rewolta. Zabroniona była działalność zakonów. Księża i biskupi byli mocno prześladowani. 12 lipca 1790 roku uchwalono Cywilną Konstytucję Kleru, która miała przekształcić ustrój kościelny na modłę kalwińską. Została ona potępiona przez Pawła VI. Rozwścieczony tym tłum rewolucjonistów spalił kukłę papieża na stosie, pokazując, że jego zdanie się nie liczy. Ogromne cierpienie Kościoła katolickiego zaczęło się po ścięciu króla Ludwika XVI. Wielu zakonników i księży zostało wówczas zamordowanych. Świeckie państwo zaczęło czynić sobie wręcz „rozrywkę” z publicznych egzekucji kapłanów. Działy się rzeczy straszne, a ludzie zamienili noszenie krzyżyków na szyjach na noszenie małych gilotyn. To wszystko doprowadziło w końcu do wybuchu katolickiego powstania w Wandei. Katolicka armia na swoich sztandarach nosiła właśnie znamienny znak, o którym była mowa sto lat wcześniej: czerwone serce i wyrastający z niego krzyż.
Powstanie zostało krwawo stłumione. Mordowano nie tylko dorosłych, ale i dzieci. Jak pisze Marcin Moneta na stronie „Ciekawostki Historyczne”, w rewolucyjnym, francuskim świecie nie było miejsca na wiarę w Boga. Podkreśla też, że „rzeź Wandei pochłonęła nawet 600 tysięcy ofiar, choć zgodną dla większości badaczy jest liczba 300 tysięcy”. Tę historię nazywa się czasem pierwszym ludobójstwem w nowożytnej Europie. I tu właśnie rodzi się pytanie: czy aborcja nie jest obecnie „cichym ludobójstwem”? Rocznie na całym świecie wykonuje się obecnie 56 milionów aborcji! Czy to nie jest „rzeź niewinnych”?
Może to najwyższy czas, aby Serce Jezusa królowało nad sercami władców tego świata. Katolicy z Wandei pragnęli bronić życia niewinnie mordowanych. Chcieli bronić wyznawanych przez siebie wartości. Czerwone serce i wyrastający z niego krzyż mogłoby śmiało stać się znakiem ruchów obrony życia, którzy obecnie z ogromnym bólem patrzą na zagładę dzieci nienarodzonych i starają się walczyć o to, aby świat mógł zmienić swoje myślenie.
źródła: www.nspj.bydgoszcz.pl; ciekawostkihistoryczne.pl