Trwa śledztwo w sprawie decyzji Google dotyczącej blokowania reklam wykorzystujących historię przeglądania. Nie zamierza też zastąpić „ciasteczek” żadnymi innymi, podobnymi technologiami. Przeciwnicy tego posunięcia wnieśli skargę do brytyjskiego organu nadzorującego konkurencję.
Google planuje w ciągu najbliższych dwóch lat zakończyć obsługę plików cookie (ciasteczka) firm trzecich w Chrome. Pomagają one reklamodawcom monitorować nawyki klientów i skuteczność reklam, na podstawie wybieranych oraz przeglądanych przez nich witryn, a także innych miejsc w Internecie.
Decyzja Google nie jest więc w smak wszystkim tym, którzy czerpali korzyści z wiedzy o upodobaniach internautów. Zareagowali oni, grożąc pismem do Urzędu ds. Konkurencji i Rynków (CMA) w sprawie planów internetowego giganta.
Dotychczas, osoby, które szukały jakiegoś produktu na stronie internetowej, przeglądając potem zupełnie inną witrynę, otrzymywały reklamy dokładnie związane z rzeczą, której poszukiwały. Kryła się za tym technologia, którą Google postanowił teraz całkowicie zablokować.
Google już na początku 2020 roku podjął zamiar wyeliminowania kontrowersyjnych plików cookie innych firm, w najpopularniejszej przeglądarce Chrome. Teraz poszedł dalej, zapewniając, że nie zastąpi „ciasteczek” żadnymi innymi, podobnymi technologiami. Oświadczył, że „nie będzie budować alternatywnych identyfikatorów do śledzenia osób i ich zachowania w sieci”.
W styczniu br. CMA wszczęła formalne dochodzenie informując, że przeanalizuje inicjatywę Google, zmierzającą do ograniczenia sposobów gromadzenia danych reklamowych, ponieważ może to „osłabić konkurencję w reklamie cyfrowej, wzmacniając siłę rynku Google”.
Nowa, kolejna skarga, która jest następstwem ostatniego, bardziej radykalnego posunięcia, może stanowić dowód na to, że gigant internetowy nieuczciwie wykorzystuje narzędzia ochrony prywatności jako sposób na zwiększenie własnej działalności. I wzbudza rozmaite reakcje.
To „prawdziwy kopniak” dla reklamodawców – ocenił ogłoszoną przez Google decyzję James Rosewell, przedsiębiorca reklamowy, dyrektor MOW. Podobne obawy żywi Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Gazet. Zagroziło ono, że może stworzyć „czarną skrzynkę” informacji na temat wydawnictw cyfrowych, dostępną tylko dla Google.
Pojawiają się głosy, że o tak przełomowej zmianie nie może zadecydować jeden – prywatny gigant technologiczny.
Google motywuje swoje decyzje dbałością o ochronę prywatności internautów. Jednak jego walka ze śledzeniem ich w witrynach internetowych doprowadziła do zarzutów, że nadużywa kontroli nad tak istotnymi częściami sieci, jak Chrome i technologia reklamowa – tylko po to, by powiększyć sobie pole dla własnej działalności reklamowej.
Pojawia się też opinia, że przez to, iż firma podsiada takie usługi, jak Android, Mapy Google, czy YouTube, nie musi śledzić poczynań użytkowników w wielu witrynach. Dysponuje już bowiem gotowymi informacjami o nich. Takiej szansy nie mają mniejsi reklamodawcy, zmuszeni korzystać z „ciasteczek”.
Przede wszystkim jednak Google, w przeciwieństwie do konkurencji, nie musi polegać na plikach cookie firm trzecich, aby napędzać swoją masową działalność reklamową.
Gigant broni się twierdząc, że wprowadzana przez nich zmiana nie daje im nieuczciwej przewagi. Liczy się nawet ze stratą uważając, że część jego klientów może przenieść się do konkurencji. „Zdajemy sobie sprawę, że oznacza to, że inni dostawcy mogą zaoferować poziom śledzenia tożsamości użytkownika w sieci, którego my już nie udostępnimy” – stwierdziła firma. Nie wierzą też „że te rozwiązania spełnią rosnące oczekiwania konsumentów w zakresie prywatności, ani też nie sprostają szybko zmieniającym się ograniczeniom regulacyjnym, a zatem nie są trwałą inwestycją długoterminową”.
Żeby jednak zaspokoić potrzeby zarówno użytkowników, jak i wydawców i reklamodawców, Google kontynuuje prace nad nowym projektem – narzędziami reklamowymi przyjaznymi dla prywatności. Jednak CMA musi upewnić się, że odbywa się to w sposób, który nie „zakłóca konkurencji”. Już dziś bowiem można powiedzieć o prawie 80-procentowym udziale w rynku reklamy cyfrowej, z którego korzystają Google i Facebook.
Źródło: The Telegraph