„Wszyscy organizatorzy Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego z 1938 r. albo zostali później zamordowani, albo w inny sposób stali się męczennikami. Także dzisiaj istnieje wśród nas pewna forma męczeństwa: polega ona na przyznawaniu się do tego, że jest się chrześcijaninem” – mówi Tünde Zsuffa.
O atmosferze i oczekiwaniach Budapesztu na miesiąc przed rozpoczęciem Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego pisze dla KAI watykanista Andrea Gagliarducci, tuż po powrocie ze stolicy Węgier.
„Im bardziej wczytywałam się w losy organizatorów Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego z 1938 r., tym bardziej odkrywałam, że wszyscy oni albo zostali później zamordowani, albo w inny sposób stali się męczennikami. Zrozumiałam też, że także dzisiaj istnieje wśród nas pewna forma męczeństwa: polega ona na przyznawaniu się do tego, że jest się chrześcijaninem” – mówi Tünde Zsuffa. Jest pisarką i rzecznik prasową Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego w Budapeszcie. Ma doświadczenie w komunikacji instytucjonalnej, ale jej pierwszym zajęciem jest właśnie pisanie, ze szczególnym uwzględnieniem narracji historycznej. Poświęciła dwa słuchowiska radiowe Międzynarodowemu Kongresowi Eucharystycznemu z 1938 r. I sprawie przeplata w nich różne wątki historii, łącząc przeszłość z teraźniejszością.
Bowiem zbliżający się Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny nie może być dla Kościoła na Węgrzech czymś innym, jak naturalną kontynuacją tego, który odbył się w tym kraju w 1938 r., co nieustannie jest podkreślane na etapie przygotowań. Zachowano nawet hymn spotkania z 1938 r., ponieważ – jak mówią organizatorzy – „jest tak ładny, że nie było sensu go zmieniać”. Niezmienione pozostało też miejsce Mszy św. wieńczącej spotkanie: Plac Bohaterów, na którym ustawione są pomniki siedmiu wodzów, którzy przyczynili się do powstania państwa Madziarów na którym znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza. W 1938 r. kard. Eugenio Pacelli, ówczesny watykański Sekretarz Stanu przewodniczył tam Mszy św. kończącej Kongres. Ołtarz zbudowano wówczas bardzo wysoko, na równi ze szczytami siedmiu pomników. W przypadku Mszy św. z papieżem Franciszkiem będzie jednak inaczej: ołtarz zostanie umiejscowiony o wiele niżej, zaledwie na wysokości Grobu Nieznanego Żołnierza.
Pomimo pandemii udział wiernych w tej uroczystości będzie jednak bardzo liczny. Bowiem Budapeszt jest miastem, w którym już teraz odczuwa się pewien powiew optymizmu. Od niedawna, kiedy liczba osób zaszczepionych przekroczyła 60 proc. mieszkańców, zdjęto wszystkie restrykcje. W lokalach, autobusach, na otwartych przestrzeniach i w pomieszczeniach zamkniętych nie potrzeba już maseczek. Nie wszystkie działalności zostały już ponownie otwarte, a gospodarka wciąż zmaga się z kryzysem spowodowanym koronawirusem, wszyscy jednak patrzą z optymizmem w przyszłość.
W świecie, w którym, Węgry są często atakowane ze względów politycznych, Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny staje się wielką okazją do pokazania prawdziwego oblicza tego narodu. Tym bardziej, że „Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny nie jest wydarzeniem politycznym” – jak stanowczo podkreśla przy wielu okazjach arcybiskup ostrzyhomsko-budapeszteński, kard. Péter Erdő.
Świadczą o tym także dotychczasowe przygotowania do tego wydarzenia, które podkreślają jego misyjny wymiar i wspomniane już związki z Kongresem, który odbył się w tym kraju w przededniu II wojny światowej. Wydrukowano obrazki z modlitwą z 1938 r., przetłumaczoną na 16 języków, oraz tą ułożoną z okazji Kongresu Eucharystycznego zaplanowanego na 2020 r. Program duchowego przygotowania zorganizowano wokół krzyża misyjnego, stworzonego w 2007 r. przez węgierskiego artystę Csabę Ozsváriego, w ramach projektu wielkich misji miast węgierskich i europejskich. Przed wybuchem pandemii krzyż ten rozpoczął pielgrzymkę po terenie całego kraju. Wcześniej umieszczono w nim relikwie dawnych i współczesnych świętych węgierskich, nie tylko pochodzących z tego kraju, ale związanych z nim na różne sposoby. Stąd też znaleźli się wśród nich m.in. św. Gerard Sagredo, pochodzący z Wenecji patron Budapesztu, oraz polska królowa św. Jadwiga. Wszystko to w kluczu misyjnego powołania i zadania umacniania wiary, która głęboko przenika Węgry – co można odczuć niemal na każdym kroku. Wiarą tą oddycha się we franciszkańskim kościele pw. św. Piotra z Alkantary, gdzie Msze sprawowane są co godzinę i zawsze można spotkać na nich licznych wiernych. Daje się ją odczuć w kościele pw. Wniebowzięcia NMP, najstarszej parafii w Peszcie, która liczy ponad 1000 lat, a w czasie panowania otomańskiego była nawet wykorzystywana jako meczet. Tam właśnie oddycha się historią węgierskiego chrześcijaństwa, które nie zostało stłumione na przestrzeni dziejów i wciąż jest bardzo żywotne.
Ta głęboka wiara Węgrów poruszyła do głębi kard. Pacellego, który w 1938 r. wspiął się na zamek w Budzie, by na kolanach modlić się przed relikwiami korony króla Stefana, świętego patrona tego narodu. Był to znak szacunku ówczesnego kardynała wobec Węgier, wobec ich historii i wiary – tej wiary, która wybrzmiała z wielką mocą podczas czuwania w przeddzień zakończenia Kongresu w 1938 r., kiedy 100. osób na kolanach modliło się podczas adoracji eucharystycznej na wspomnianym już Placu Bohaterów.
Skądinąd wśród tych, którzy spowiadali wówczas zebranych na Placu Bohaterów, był m.in. ks. József Mindszenty, późniejszy prymas a obecnie kandydat na ołtarze. „Wówczas – opowiada Gergely Kovacs, wicepostulator jego procesu kanonizacyjnego – choć nie był nawet biskupem, był już prześladowany i aresztowany przez komunistów z Bela Kun. Ten plac, to jedno z ośmiu miejsc w Budapeszcie, związanych zarówno z Międzynarodowym Kongresem Eucharystycznym jak i z kard. Mindszentym.”
W ramach przygotowań do tegorocznego Kongresu – 52. w historii – rzecznik prasowa Tünde Zsuffa zebrała 52 świadectwa osób z różnych środowisk i o różnych osobowościach, których doświadczenia pokazują, jak bardzo wiara przenika dziś węgierskie społeczeństwo na wszystkich jego poziomach. Świadkowie ci odwiedzają po kolei wszystkie diecezje, w ramach przygotowań do wrześniowego Kongresu. Jest wśród nich neurochirurg András Csókay, który stał się rozpoznawalny na całym świecie po tym, jak w 2019 r. przeprowadził 30-godzinną operację rozdzielenia syjamskich bliźniąt, zrośniętych głowami. „Opowiadał on – mówi Zsuffa – że nikt nie chciał się podjąć tej operacji, ale on, poza tym, że opierał się na wiedzy naukowej, prosił o modlitwę. I podczas każdego spotkania podkreśla, że jest przekonany, że to właśnie modlitwy przyczyniły się do pomyślnego przebiegu operacji. W środowisku medycznym, które nie mówi o tym, że wiara może mieć wpływ na działania podlegające prawom nauki, te jego deklaracje wciąż są źródłem skandali.”
Kolejnym świadkiem jest bardzo popularny na Węgrzech aktor Atilla Dolhai. Mówi on o tym, że otrzymał zaproszenie do podzielenia się swoim świadectwem na 4 dni przed bardzo ryzykowną operacją, która, w razie niepowodzenia, położyłaby kres jego karierze. Telefon od rzeczniczki był więc, jak mówi „potwierdzeniem, że Bóg jest przy nim i troszczy się o niego”. Jak się jednak okazało, pomimo popularności, „właśnie to świadectwo odsuwa go w pewien sposób od świata opinii publicznej i sprawia, że staje się kimś odmiennym, zmarginalizowanym” – mówi Zsuffa.
O ile więc w 1938 r. męczennikami byli ci, którzy najpierw musieli mierzyć się z reżimem komunistycznym Bela Kuna, a następnie stawić czoła II wojnie światowej, okupacji nazistowskiej, a potem dominacji sowieckiej, o tyle współcześni męczennicy to ci, którzy – pomimo uznania, jakim cieszą się w społeczeństwie – nie mogą wprost mówić o tym, że wiara zajmuje szczególne miejsce w ich życiu, nie płacąc za to ceny odrzucenia i wyśmiania. „Widzę w tym pewną kontynuację” – mówi Zsuffa. W ramach przygotowań do Kongresu, udało jej się odnaleźć 102-letnią uczestniczkę Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego z 1938 r. Spotkała się z nią, przeprowadziła z nią wywiad, a staruszka powtarzała, że byłoby dla niej wielką łaską, móc zobaczyć kolejny cud, podobny do tego, jakim był dla niej przedwojenny Kongres. I prawdopodobnie zobaczyłaby go ponownie, gdyby 52. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny odbył się w roku 2020, jak pierwotnie planowano.
Jednakże przesunięcie wydarzenia o rok, spowodowane pandemią, wszystko skomplikowało, a sama uczestniczka Kongresu sprzed lat, nazywana w mediach imieniem Lotti, zmarła z powodu zakażenia koronawirusem COVID-19. „Włączyłam jej świadectwo do ostatniego słuchowiska, poświęconego Kongresowi. Zawdzięczamy jej wiele wspomnień. Kiedy zachorowała, powiedziała mi, że zrozumiała, że cuda ogląda się tylko raz w życiu. W ten sposób także pandemia odznaczyła się w pewien sposób w historii Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego. I dlatego zdecydowałam się na umieszczenie historii tej starszej pani wśród naszych materiałów” – mówi rzeczniczka.
Naznaczony wieloma podobnymi historiami i doświadczeniami kraj czeka dziś na papieża Franciszka, który odwiedzi jedynie Plac Bohaterów w Budapeszcie, a wszystkie oficjalne spotkania odbędzie w Muzeum Sztuk Pięknych położonym przy tymże placu. Sam Kongres, którego zamknięciu będzie przewodniczył Ojciec Święty, także będzie czasem intensywnym i bardzo bogatym – niezależnie od ciężaru historii kraju i Kościoła, który go gości.
Wśród wielu wydarzeń towarzyszących, jest m.in. wystawa poświęcona prześladowanym chrześcijanom, zorganizowana we współpracy z węgierskim Podsekretariatem ds. Prześladowanych Chrześcijan, który, za pośrednictwem programu Hungary Helps, wspiera wszystkie mniejszości chrześcijańskie na Bliskim Wschodzie. Odbędzie się także wielki kongres teologiczny, który poprzedzi uroczystości Kongresu Eucharystycznego, a także seria uroczystości i spotkań ekumenicznych, których zwieńczeniem będzie przemówienie Patriarchy Bartłomieja w Parlamencie, zaplanowane na sobotę, przed przyjazdem Ojca Świętego i Mszą św. pod przewodnictem kard. Erdő.
Czy przy tej okazji świat pozna prawdziwe oblicze Węgier? Czy zobaczy je papież Franciszek? Na to mają nadzieję Węgrzy, świadomi, że czas przygotowań był długi i intensywny. A sam Kongres jest w dużej mierze odzwierciedleniem tego, jak węgierski Kościół chciałby opowiedzieć o sobie światu.
W listopadzie ubiegłego roku kard. Erdő zachęcał w jednym z podcastów publikowanych w ramach przygotowań do Kongresu, by centralne miejsce zajmowała w nim i we wszystkich działaniach miłość: „Nie tylko nasze pragnienia – przekonywał – mówią nam o tym, co jest dla nas dobre. Pan Bóg stworzył człowieka i świat wraz z jego zasadami, które pokazują nam, co przynosi człowiekowi dobro, a co go niszczy. A prawdziwa miłość polega na pragnieniu prawdziwego dobra dla człowieka”.
Zamysł jest więc jasny: to z Eucharystii ma się narodzić nowa cywilizacja miłości. I, kto wie, być może dokona się to właśnie w Budapeszcie.
Andrea Gagliarducci / Budapeszt