Działacze pro-life apelują do władz Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco (UCSF), by uczelnia zaprzestała pobierania do badań narządów, w tym narządów płciowych, dzieci zabitych w wyniku aborcji. Wątpliwości budzą także procedury aborcji stosowane w powiązanych z uniwersytetem placówkach.
Kristin Turner, dyrektor wykonawczy organizacji Pro-Life San Francisco, przeczytała z niesmakiem wiadomość e-mail, którą jej grupa otrzymała w odpowiedzi na prośbę o udostępnienie danych z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco (UCSF). Wiadomość pochodziła od technika zaopatrzenia, który pisał o pobieraniu „wewnętrznych narządów płciowych i nerek” od abortowanych dzieci, po czym życzył swojemu pracodawcy „Szczęśliwego Dziękczynienia!”.
„Nie wierzę, że muszę wyjaśniać, dlaczego rozrywanie ciała zabitego dziecka i życzenie zaangażowanym w to osobom szczęśliwych wakacji z ich rodzinami jest formą okrucieństwa wykraczającą poza to, co mogą wyrazić słowa” – powiedziała Turner w nagraniu opublikowanym przez Pro-Life San Francisco.
Wyraziła frustrację, że władze uczelni wielokrotnie ignorowały ich apele o przeprowadzenie dochodzenia i położenie kresu nieetycznym praktykom w UCSF, które jest uczelnią publiczną, finansowaną z pieniędzy podatników.
„Pro-Life San Francisco od dawna protestuje przeciwko UCSF i pokrewnym instytucjom, które działają pod szyldem uniwersytetu za ich makabryczne eksperymenty z tkanką płodową i częściami ciała, w tym za niedawne eksperymenty na humanizowanych myszach, a także rażąco nieludzkie aborcje w drugim trymestrze, z których pochodzą części płodów. UCSF otrzymuje miliony dolarów podatników na przeprowadzenie tych eksperymentów, które niemal nie przypominają jakiejkolwiek uzasadnionej, mającej cel nauki” – czytamy na portalu Live Action.
Części dział zabijanych dzieci, które UCSF wykorzystuje w badaniach, pochodzą z dwóch placówek Women’s Options Center, powiązanych z uczelnią. Badania pokazują – informuje Live Action – że techniki aborcji przez wywołanie przedwczesnego porodu stosowane w tych placówkach do pozyskiwania narządów mogą kończyć się narodzinami żywych dzieci nawet w 50 proc. przypadków.
Robert Byrd z Pro-Life San Francisco skrytykował brak przejrzystości w sprawie dzieci, które przeżyły aborcje w placówkach związanych z UCSF. Zwracając się do Rady Regentów odniósł się do swojej prośby o przedstawienie dokumentów, opisujących praktyki i protokoły UCSF, obowiązujące w takim przypadku. Do tej pory nie otrzymał żadnego.
„Jak poinformowała organizacja pro-life, prawnicy uniwersytetu stwierdzili, że takie dokumenty nie istnieją, ponieważ «UCSF/Women’s Options Centers nie posiadają protokołów określania żywotności tych, którzy przeżyli aborcję ani zapewniania im opieki». To sugeruje, że dzieci mogą rodzić się żywe i być pozostawiane na śmierć” – pisze portal lifenews.com.
Odnosząc się do takiej możliwości orędowniczka obrony życia Kathleen Anderson powiedziała regentom, że „wiedza o tym horrorze staje się coraz bardziej nagłośniona”.„Proszę, powiedzcie coś, zróbcie coś, aby to zakończyć. To są ludzie” – apelowała.
Źródła: livesction.org, lifenews.com