Ci, którzy przyjeżdżają ze wschodniej Ukrainy, mają w sobie straszne przeżycia. Mówią często, że wyrwali się z piekła. Nasz naród jest narodem wierzącym i choć mamy różne wyznania to rozumiemy, co to jest niebo i boimy się słowa piekło. Mało kto używa tu tego słowa. Dziś to słowo oznacza ból, rozpacz, brak nadziei, zmęczenie – mówi w rozmowie z KAI ks. Wiesław Dorosz dyrektor Caritas Spes we Lwowie.
Paweł Kęska (KAI): Setki tysięcy osób uciekają przed wojną przez Zachodnią Ukrainę. Jaka jest teraz sytuacja we Lwowie?
Ks. W. D.: Fala ludzi jest ogromna. Przybywają ze wschodu pociągami, autobusami, pieszo – głównie kobiety i dzieci. Przez pierwsze dni na granicy były straszne kolejki. Po 50 godzin stania. Polska bardzo uprościła procedury i otworzyła wszystkie granice dla ruchu pieszego, co ułatwiło sytuację. Na dzień dzisiejszy na granicy polsko-ukraińskiej jest spokojnie. Kolejki sięgają 3 – 4 kilometrów. Natomiast do Lwowa cały czas napływają ludzie. Stoją na dworcach, wsiadają do przepełnionych pociągów i jadą za granicę. Ta pierwsza fala – to byli ci, którzy wiedzieli, dokąd idą, bo mieli w Polsce rodzinę albo znajomych. Oni najczęściej mieli czas wziąć ze sobą jakieś oszczędności. Teraz idą już ludzie, którzy nie mają w Polsce nikogo i nie wiedzą, dokąd idą.
Oni często nie mają nic, bo musieli szybko uciekać z bombardowanych domów. Wszystkie nasze ośrodki, parafie, kościoły, plebanie są przepełnione. Ludzie śpią na podłodze na materacach. Niektórzy zatrzymują się na jedną noc, bo są bardzo zmęczeni, a kiedy odpoczną, to jadą dalej. A są tacy, którzy się zatrzymują na dłuższy czas. To są małżeństwa. Jest u nas przepis państwowy, że mężczyźni od 18 do 60 roku życia nie mogą wyjechać. Żona często nie chce rozstać się z mężem i sama z dzieckiem jechać w świat. Dlatego są razem. Czekają kiedy to wszystko się skończy.
Jak w obliczu tej dramatycznej sytuacji działa Caritas?
Ks. W. D.: Obecnie zespół Caritas cały wysiłek wkłada w pomoc humanitarną. Wielka wdzięczność dla Polski, od której my jako Caritas Archidiecezji Lwowskiej w głównej mierze otrzymujemy pomoc. Wiemy, że to nie tylko pomoc państwa polskiego, ale i polskiego narodu. Przejazd transportów z Polski na Ukrainę jest uproszczony. Przyjeżdżają tiry i busy wyładowane pomocą.
Odbieramy wszystko w magazynach i od razu jedziemy w teren. Inną pomoc wiedziemy dla wojskowych – to są bardziej transporty z lekami i to, co służy dla mężczyzn. Inną pomoc wieziemy dla cywili. Poszedł wczoraj transport pod Kijów – tam, gdzie walczą żołnierze. Było ciężko się tam dostać, bo wszystkie mosty, które prowadzą do miasta, są zniszczone. Mamy jednak tu takich mocnych chłopców, którzy pod ochroną wojskowych wjeżdżają tam bocznymi drogami.
Dokąd z pomocą da się dojechać, a dokąd dojechać nie można?
Ks. W. D.: Da się dojechać do Kijowa i do Odessy. Nie mamy już normalnego dojścia do Charkowa, Zaporoża i dalej. Udaje się jednak dojeżdżać tam małymi transportami, bocznymi drogami. To jest trudne. Wczoraj z Żytomierza wrócił tir, który wiózł tam pomoc. Był podziurawiony jak sito. Jaki powód mają rosyjskie wojska, żeby strzelać do tira z pomocą humanitarną? Jeden z kierowców tirów powiedział dziś, że weźmie tylko 10 ton pomocy, choć może wziąć 20. Pytam dlaczego? On mówi, że po to, żeby mógł robić szybkie manewry na trasie, żeby się uchylać przed atakiem.
Jak Caritas działa teraz na Zachodniej Ukrainie, przepełnionej uciekająca ludnością?
Ks. W. D.: Tu jest dużo problemów. Sklepy są puste, bo nie dojeżdżają do nich transporty z towarem. To z powodu paliwa. Można wziąć na stacji tylko 20 litrów benzyny, więc dostawy są ograniczone. Część ludzi ma w domu jakieś zapasy, ale wielu nie zdążyło ich zrobić, bo nie doczekali na pensję czy emeryturę. Wysyłamy więc pomoc do parafii, które rozdają ja dalej.
Każdy kapłan archidiecezji lwowskiej i każda siostra zakonna otrzymali dokument świadczący o tym, że należą do struktury Caritas. Kościół jest tu, na zachodzie szczególnie ważny. Z jednej strony mamy falę uchodźców, z drugiej falę pomocy, a z trzeciej strony mamy tu wiele parafii. Parafie i parafianie przyjmują też ofiarnie wielu ludzi. Ci, którzy przyjeżdżają ze wschodniej Ukrainy, mają w sobie straszne przeżycia. Mówią często, że wyrwali się z piekła. Nasz naród jest narodem wierzącym i choć mamy różne wyznania to rozumiemy, co to jest niebo i boimy się słowa piekło. Mało kto używa tu tego słowa. Dziś to słowo oznacza ból, rozpacz, brak nadziei, zmęczenie.
Na koniec rozmowy spójrzmy jednak w niebo. Polacy ruszyli z pomocą humanitarną, ale i z pomocą modlitewną. Jak się z wami jednoczyć, o co się modlić?
Ks. W. D.: Pomoc duchowa jest bardzo ważna i modlić się trzeba o to, żebyśmy nie stracili ducha, bo jeżeli ten duch upadnie, to wszyscy zaczną uciekać, zaczną się zamykać się w domach. Wasza pomoc jest bardzo ważna nie tylko z powodów humanitarnych czy wojskowych, o których się dużo mówi.
Przyjeżdżają do nas nie tylko palety z pomocą – często są to paczki czy reklamówki od rodzin i pojedynczych ludzi. To, co człowiek mógł – to dał. My to sortujemy i czujemy tę bliskość ludzi. Cały świat, ale przede wszystkim Polska nas podtrzymuje. Widziałem Jasną Górę podświetloną w narodowe barwy Ukrainy. To jest dla nas bardzo ważne. Bardzo za to dziękujemy.
pks (KAI) / Lwów