Kanadyjski bard i poeta Leonard Cohen zachłysnął się w młodości urokami rewolucji seksualnej. Po latach jednak z goryczą wspominał jej konsekwencje.
Cohen zmarł w 2016 roku, ale jego twórczość wciąż wpływa na wyobraźnię publiczną. Nowe szczegóły biografii trubadura wciąż trafiają na pierwsze strony gazet, i jak można było przewidzieć, jego relacje z kobietami są w centrum uwagi. Opowieści o jego życiu, przeżytym w rozkwicie rewolucji seksualnej, obejmują ciąg aborcji. Rzucają one ciemne, retroaktywne światło na niektóre z najbardziej znanych piosenek Cohena. Każda rewolucja ma swoje ofiary, a bezimienne dzieci Leonarda Cohena należą do ich grona.
Młody Cohen pojawił się na montrealskiej scenie literackiej w latach pięćdziesiątych po poznaniu poety Irvinga Laytona na Uniwersytecie McGill. Cohen, Layton i ich przyjaciele nie znosili purytanizmu powojennej Kanady i pragnęli czegoś nowego. Wojna wreszcie się skończyła. Do tych, którzy pozostali, należało stworzenie lepszego świata, pulsującego muzyką, poezją i pasją. Wierzyli, że wszystko można zmienić poprzez sztukę i że to właśnie oni mogą tego dokonać. Jak opisują biografie, Cohen niestrudzenie dążył do osiągnięcia przyjemności, która napędzała jego sztukę. Późne noce, latarnie uliczne, żarzące się końcówki papierosów, chłodny świt na zmęczonych oczach – to było życie. Ale czy na pewno?
Szczególną siłą napędową Cohena był głód młodych kobiet. Potrafił ująć swoją żądzę nie jako pragnienie konsumpcji, ale jako hołd dla piękna. „Kiedy kobieta staje się twoją treścią, a ty jej – to jest miłość” – powiedział kiedyś. W rzeczywistości to nieprawda – treść się konsumuje, a nie otacza troską. Ciekawe, jak wielu jest skłonnych usprawiedliwiać niewybaczalnie egoistyczne zachowania wielkich artystów – tak robią wszyscy biografowie Cohena. Ale każdy, kto czytał Cohena, wie, że był on niezwykle wnikliwym obserwatorem ludzkiej kondycji. Jakie więc może być usprawiedliwienie dla tego, jak traktował kobiety – raz za razem?
Najbardziej romantycznym okresem w karierze Cohena był czas spędzony na greckiej wyspie Hydra, gdzie pisał powieści, wiersze i piosenki, spotykał się z innymi artystami i spędzał czas z blond skandynawską pięknością Marianne Ihlen. Jak ujął to jeden z bliskich przyjaciół Cohena, Steve Sanfield: „W literaturze toczyły się rewolucje, była też rewolucja seksualna, o której myśleliśmy, że wygraliśmy, choć prawdopodobnie przegraliśmy”. Ale w czasie pobytu na Hydrze tego nie było widać, z jej złotymi plażami i brązowymi ciałami, niekończącą się gorzałą i rozmowami. Jak Cohen zauważył z radością w jednym z wywiadów, to, że rewolucja seksualna eksplodowała w tym samym czasie, co jego pragnienia, był „czymś magicznym”.
Dorośli wykorzystali tę magię, by żyć w Nibylandii tak długo, jak mogli. Ale jak zauważyła żona Irvinga Laytona, Aviva, niewiele małżeństw przetrwało ten rajską wyspę (jej mąż nalegał na małżeństwo otwarte, co sprawiło jej wielki ból). Przetrwało też niewiele dzieci. Historie osób wychowanych na wyspie są pełne narkotyków, samobójstw i pobytów w instytucjach medycznych. Syn Marianny, Axel, nigdy nie doszedł do siebie i większość życia spędził w szpitalach psychiatrycznych.
Mimo całej wzniosłej poezji, zdobycze seksualne Cohena były zasadniczo kanibalizmem. Jego biografka Sylvie Simmons pisze, że próbował rozkochiwać w sobie kobiety, wycofywał się, gdy mu się to udawało i wykorzystywał kolejne złamane serca do napędzania swojej twórczości. Fragment jego powieści z 1963 roku, The Favourite Game, podsumowuje to tak: „Przypuśćmy, że poszedł z nią w kierunku życiowej bliskości, w kierunku kojących, nieustających rozmów małżeńskich. Czy nie porzucił czegoś bardziej surowego i idealnego... czegoś, co mogłoby wdrożyć jej piękno na ulicach, w ruchu ulicznym, w górach, rozpalać krajobraz – do czego mógłby dojść, gdyby pozostał sam?” Jak wielu artystów, łudził się, że namiętna rozwiązłość może być dążeniem do sztuki.
Cenę za te złudzenia płaciły kobiety i dzieci. Przez kanon twórczości Cohena ciągnie się ślad krwi. W książce Leonard Cohen, Untold Stories: The Early Years, muzyk Julie Felix mówi o Marianne: „Zmusił ją do pięciu aborcji. Powiedziała mi to. Jest piosenka [You Know Who I Am], w której mówi: «potrzebuję, abyś nosiła w sobie moje dzieci / I potrzebuję, abyś zabiła dziecko»”. Przyjaciel Cohena Peter Katoundas wspominał, że jedna aborcja uczyniła Marianne bezpłodną, co dało początek tym makabrycznym wersom w piosence Cohena „Diamonds in the Mine”:
Ach, nie ma pociechy w sabatach czarownic,
pewien bardzo sprytny lekarz wziął i wysterylizował sukę,
a jedyny energiczny człowiek, tak - duma rewolucji,
wyszkolił sto kobiet, by zabiły nienarodzone dziecko.
Aviva Layton powiedziała filmowcowi Nickowi Broomfieldowi - który sam zawiózł Marianne do Bath w Anglii na aborcję - w swoim dokumencie z 2019 roku Marianne & Leonard: Words of Love, że „Marianne bardzo cierpiała. Powiem to teraz, bo oni wszyscy nie żyją. Marianne była w ciąży kilka razy, ale wiedziała, że Leonard nie chce mieć dzieci, a ona nie chciała go obciążać. Leonard był Poetą. Jeśli ktoś zasługiwał na posiadanie dzieci Leonarda, to właśnie ona, ale nie zrobiła tego ze względu na Leonarda”. Posłusznie się ich pozbywała. Marianne była najsłynniejszą muzą Cohena, a on prawie ją zniszczył.
Cohen wiedział, że wyrządził Marianne wielkie zło i mówił o tym. Jak napisał w wierszu „Days of Kindness”, powstałym na Hydrze:
Żyje w mym grzbiecie
Marianna i dziecko
Dni dobroci
Wznosi się w moim kręgosłupie
i objawia się jako łzy
Modlę się, by miłosna pamięć
istniała także dla nich
tych cennych, których odrzuciłem
dla światowej edukacji
Przeżywając to wszystko Cohen czuł i dokumentował pustkę rewolucji seksualnej. Jego najbardziej apokaliptycznym, niemalże Ginsbergowskim komentarzem do świata, który stworzył wraz z kolegami rewolucjonistami, była piosenka i album The Future z 1992 roku, zakończona tymi wersami:
Oddaj mi Berliński mur
Oddaj mi Stalina i św. Pawła
Daj mi Chrystusa lub daj mi Hiroszimę
Zniszcz teraz kolejny płód
I tak nie lubimy dzieci
Widziałem przyszłość, kochanie:
To morderstwo.
Leonard Cohen żył wystarczająco długo, by zobaczyć, jak wolność lat sześćdziesiątych zmienia się w coś innego – coś, co, mimo jego entuzjastycznego osobistego udziału, było trujące, zwłaszcza dla osób wrażliwych. Pod sam koniec życia jego myśli zwróciły się ku Marianne i życiu, które z nią prowadził. Wiedział, że zawiódł wielu z tych, których powinien był kochać. Jego najlepsze wiersze to nie te wydobyte z kobiet, które konsumował jako treść, ale te pochodzące z głębokiej autorefleksji.
Cohen dorastał wraz z rewolucją seksualną, pił głęboko jej przyjemności i był świadkiem wynikających z niej bólów. Zastanawiam się, czy to właśnie miał na myśli, kiedy napisał jeden ze swoich najbardziej przejmujących wersów w piosence „Stories of the Street”: „Gdzie prowadzą te wszystkie autostrady, teraz, gdy jesteśmy wolni?”
Jonathon Van Maren jest mówcą publicznym, pisarzem i działaczem pro-life.
Źródło: First Things