Zniesienie celibatu nie będzie miało żadnego wpływu na prewencję nadużyć seksualnych popełnianych przez niektórych księży – powiedział kard. Willem Jacobus Eijk.
Arcybiskup Utrechtu i prymas Niderlandów udzielił wywiadu „Gościowi Niedzielnemu”. W rozmowie skomentował sytuację Kościoła.
Zauważył, że dziś w Kościele panuje duża dezorientacja dotyczącą treści nauczania. Katolicy słabo znają naukę Kościoła i jej nie rozumieją. Wynika to z zaniechań w katechezie. Sprawa jest jeszcze bardziej poważna w grupie kapłanów, diakonów i świeckich zaangażowanych w duszpasterstwo. Jak zaznacza kardynał, „wielu z nich uzyskało wykształcenie w seminariach lub na wydziałach teologicznych, gdzie pracują często profesorowie i wykładowcy wyrażający w swym nauczaniu i publikacjach opinie sprzeczne z nauką Kościoła”. Chociaż to biskupi powinni czuwać nad prawowiernością przekazywanej w seminariach nauki, kard. Eijk podkreśla, że wielu z nich tego nie robi, bo sami są z pokolenia, które tej nauki dobrze nie poznało i uczyło się opinii sprzecznych z nią.
„Jedną z konsekwencji jest to, że wykazują się znikomą znajomością nauczania Kościoła lub go nie akceptują. W tym sensie są źródłem wielkiego zamętu” – powiedział.
Wyrazem tego są działania podejmowane w ramach niemieckiej drogi synodalnej, które według niektórych hierarchów mogą doprowadzić do schizmy. Co o tym myśli kard. Eijk?
„Co do schizmy, to chciałbym podkreślić, że także dzisiaj, mimo zamętu i podziałów, Kościół wciąż prowadzony jest przez Ducha Świętego, którego Chrystus przekazał w dniu Pięćdziesiątnicy. Aby uniknąć schizmy, niezbędne jest przywoływanie Go, aby i w naszych czasach aktywnie działał w Kościele”.
Odniósł się także do postulatów zniesienia lub opcjonalnego przyjmowania celibatu, co jest obecne także w niemieckiej drodze synodalnej. Kardynał jest obrońcą celibatu i przypomniał, po co on właściwie jest.
„Podstawowym celem celibatu nie jest zagwarantowanie większej ilości czasu księżom, by mogli sprostać obowiązkom dusz pasterskim, czy też – nawet jeśli taka jest często praktyka – ułatwienie biskupom możliwości ich przenoszenia. Podstawowa wartość celibatu kapłańskiego (i naturalnie życia konsekrowanego) wyraża się w tym, że odnosi się on do królestwa niebieskiego (por. Mt 18,12; Łk 20, 34-36). Poprzez celibat kapłan przypomina wiernym, że są oni docelowo stworzeni i przeznaczeni przez Boga do królestwa niebieskiego, w którym nie będzie par małżeńskich”.
Prymas podkreślił, że twierdzenia, jakoby zniesienie celibatu mogło wpłynąć na wzrost powołań kapłańskich, są mylne. Przyczyny małej liczby chętnych do kapłaństwa są dużo głębsze.
„Przede wszystkim żyjemy w epoce, w której młodzi ludzie mają wielkie problemy z dokonywaniem wyborów życiowych. Widać to na przykładzie spadku ilości zawieranych małżeństw i znacznym wzroście rozwodów. Fakt, że niewielu młodych wybiera kapłaństwo, to również konsekwencja generalnego kryzysu wiary, który rozpoczął się w Kościele katolickim – z całą pewnością na Zachodzie – w latach 60. minionego wieku. To niemożliwe, by człowiek słabej wiary wybrał kapłaństwo, a już z pewnością celibat”.
Dodał, że ta tendencja nie dotyczy tylko Kościoła katolickiego. Również w największym w Niderlandach Kościele protestanckim brakuje pastorów. Ci starsi odchodzą na emeryturę, a młodych chętnych do takiej pracy jest bardzo mało.
Podkreślił ponadto, że zniesienie celibatu nie będzie miało wypływu na prewencję nadużyć seksualnych wśród duchownych.
„Badania naukowe dowodzą, że nie istnieje żaden związek pomiędzy celibatem kapłańskim a prewencją nadużyć seksualnych. Należy baczniej przyjrzeć się formacji kapłańskiej, zwrócić szczególną uwagę na to, jak rozpoznać objawy owych nadużyć we własnym środowisku. Programy formacyjne powinny umożliwić kandydatom do kapłaństwa weryfikację, czy nie wykazują oni skłonności o charakterze pedofilskim”.
Jak tłumaczył, w Kościele w Niderlandach kryzys związany z nadużyciami seksualnymi wybuchł w 2010 roku. Nie spowodowało to jednak wielkiego odpływu wiernych z Kościoła. Kardynał wskazał, że „czynnikiem o wiele bardziej wpływającym na odchodzenie od Kościoła jest brak wiary”.
„Niemniej fakt, że w przeszłości kapłani cieszyli się większym autorytetem, z pewnością stworzył możliwość dopuszczenia się przez nich nadużyć seksualnych, o ile wykazywali takie skłonności. Jednak jest to sytuacja wszystkich, którzy posiadają jakąś władzę, np. w środowisku nauczycielskim, w świecie sportu. Można wskazać określone obszary życia społecznego, w których z racji posiadanej władzy istnieje większe ryzyko nadużyć seksualnych, o ile ktoś ma takie skłonności. Władza, jaką posiadają duchowni, nie jest w tym względzie czymś wyjątkowym” – mówił prymas.
Dodał również, że Kościół powinien wydać oficjalny dokument o ideologii gender, która zyskuje coraz większy zasięg i która przedstawia wizję człowieka niezgodną z Pismem Świętym i Bożym porządkiem stworzenia.
„Dokument papieski w całości poświęcony teorii gender – na przykład encyklika – wydaje mi się czymś bardzo pilnym. Teoria ta promowana jest w szkołach, w programach wychowawczych, w zakładach pracy, w organizacjach rządowych i w wielu innych sektorach życia społecznego. Zakłada, że płeć społeczno-kulturowa (gender) jako rola męska lub żeńska została narzucona przez społeczeństwo w przeszłości. W dzisiejszym indywidualistycznym społeczeństwie każda osoba miałaby mieć wolność wyboru określonej tożsamości, płci kulturowo-społecznej w sposób autonomiczny, niezależnie od własnej płci biologicznej. W rezultacie mogłaby dokonać wyboru życia jako osoba heteroseksualna, homoseksualna, biseksualna, transseksualna, transgender lub niebinarna”.
Źródło: „Gość Niedzielny”