Wydarzeniem literackim we Włoszech jest książka bezdomnego Polaka Janka Gorczycy, który od 30 lat przez większość czasu żył na ulicy. Jej recenzję pt. „Zaskoczenie pięknem i grozą” opublikował watykański dziennik L’Osservatore Romano.
„Nie wiem, jak zdefiniować życie na ulicy” – pisze Janek Gorczyca, który w swojej debiutanckiej książce opowiada o kilkudziesięcioletniej bezdomności. Książka nosi tytuł „Historia mojego życia” i ukazała się nakładem wydawnictwa Sellerio. Na 144 stronach opowiada o życiu bez dokumentów, przemocy, więzieniu, alkoholizmie, trwającej ćwierć wieku miłości i ludziach, którzy słuchają i pomagają oraz tych, którzy odrzucają i świadomie upokarzają. Watykański dziennik przywołuje fragmenty opowieści, którą nazywa ostrą, bezpośrednią i przytłaczającą prozą:
„Muszę stawić czoło większym rzeczom, może tu zaczyna się mój upadek, ale tak naprawdę, będąc na ulicy, zobowiązania zawodowe, relacje społeczne giną. Tracę siebie i pomimo wszystkich ludzi wokół mnie jestem sam. Życie toczy się dalej, ale nie życzyłbym tego życia nikomu”.
62-letni Janek Gorczyca (tak firmuje książkę) pochodzi ze Stalowej Woli. Jego domem przez ostatnie 30 lat były ulice Rzymu. Opowiada o swym dzieciństwie i zmianach zachodzących w Polsce wraz z upadkiem systemu komunistycznego: „Wszystkie informacje otrzymałem od moich rodziców, którzy co wieczór słuchali, od ósmej do północy, Radia Wolna Europa z siedzibą w Niemczech Zachodnich. Antena była zrobiona z koła rowerowego i miedzianego drutu skręconego w spiralę. To było jak modlitwa, kult”. Watykański dziennik przypomina, że swą książkę napisał bezpośrednio po włosku.
Codzienność rzymskiej ulicy
W jednym z wywiadów Janek Gorczyca wyznał, że do spisania życia zachęcił go człowiek, którego poznał po wyjściu z więzienia. Wraz z grupą wolontariuszy rozdawał potrzebującym bułki w jednym z rzymskich parków. Po krótkiej rozmowie Polak dostał od niego numer telefonu i tak zaczęła się niezwykła przyjaźń z Christianem Raimo. Bywał u niego w domu, mógł się tam wykąpać a potem przekazał odręczne notatki z zeszytu, które Włoch przepisał na komputerze i zaniósł do wydawnictwa. Janek Gorczyca wspomina, że zanim po rodzinnej kłótni trafił do Włoch, zdobył dobrze płatny zawód spawacza. Jak pisze, gdyby nie jego nieokrzesany charakter i zatargi z prawem – m.in. kradzieże samochodów – mógłby żyć w Rzymie całkiem dobrze.
Książka opowiada o codzienności Gorczycy, który śpi na ulicach Rzymu, gdy tylko znajdzie jakieś w miarę bezpieczne miejsce – na chodnikach, w okupowanych budynkach, w kartonach, które stają się prowizorycznym domem, a gdy za dużo wypije – na przypadkowej ławce. Jest egzystencja – jaki pisze L’Osservatore Romano – to codzienna walka o przetrwanie, starcia z policją, dyskusje z lekarzami szpitalnymi; egzystencja wśród przyjaciół i wrogów ze wszystkich środowisk, życie wśród rzymian wszelkich typów i postaw – są tacy, którzy słuchają i pomagają, i są tacy, którzy odrzucają i upokarzają.
Są rzeki alkoholu:
„Alkoholizm to bardzo poważna sprawa, istnieje bardzo niebezpieczna linia, którą nawet nie wiesz, kiedy przekraczasz”.
Nabrzmiałe uzależnienie, towarzyszące mu zapomnienie, kryzysy związane z odstawieniem i napadami padaczkowymi, aż po zbyt wiele zgonów: „Nie chcę ich nawet liczyć”. W tym wszystkim są dorywcze prace i jest więzienie. Jest też przyjaźń i zdrada, niepewność i przemoc, melancholia i niepokój, wypowiadane i niewypowiadane łaski, często strasznie kruche poczucie wspólnoty, błędy i strach, miłość i pożądanie. Historia Janka Gorczycy, to splot dobra i zła, nawet jeśli na ulicy wszystko jest wyolbrzymione, bez filtrów, bez przemilczeń. Jest też miłość do Marty i jest jej śmierć z powodu choroby nowotworowej: „Tak kończy się długi 25-letni konkubinat, dla mnie to strata, której nigdy nie zapomnę. Nawet teraz, lata po jej śmierci, jest zawsze obecna w moim życiu, jakby wciąż była ze mną. To bardzo bolesne wspomnienia. Kiedyś miałem nerwy ze stali, ale okoliczności i pewne wydarzenia rozrywają mnie na strzępy”.
Zbyt wiele wycierpiałem
Janek Gorczyca od niedawna wynajmuje mieszkanie w jednym z podrzymskich miasteczek. Pracuje dorywczo – wstawia kraty do okien, drzwi pancerne, wymienia zamki, gdy ktoś zgubi klucz. Jak mówi, stare złodziejskie przyzwyczajenia się przydały, tyle że teraz wszystko jest legalnie. Mężczyzna myśli o powrocie do Polski. Chciałby się z kimś związać, ponieważ, jak mówi, gdy ma się zobowiązania, łatwiej pokonać różne pokusy. We włoskiej prasie cytowane są jego słowa: „Nie jestem bohaterem, ale życie na ulicy jest pełne niespodzianek. Bezdomność to nie jest dolce vita”.
Watykański dziennik podkreśla, że „Historia mojego życia” jest książką mówiącą o zaskoczeniu. Zaskoczeniu pięknem i zaskoczeniu grozą; odkryciu, że jest się zdolnym do wielkich gestów, ale też do brutalności i poddania się. O powracającym egoizmie, nie zawsze zawinionym. „Nie potrzeba ostrzeżeń ani rad. Dlatego chciałbym dokończyć moją historię. Kiedy czuję się lepiej, nadal piszę. Jedyną rzecz, którą chcę dodać jest to, że w końcu znalazłem bardzo dobrego psychiatrę. Pisze to alkoholik z 50-letnim stażem. W tym miejscu chcę zakończyć moją opowieść, ponieważ zbyt wiele wycierpiałem”.