Putin po ogłoszeniu zwycięstwa wyborczego mówi o zmianie Ukrainy w „strefę sanitarną” między Rosją a NATO. Zachodnie ośrodki szacują, że potrzebowałby paru lat na odbudowę potencjału militarnego.
Nie było zaskoczenia. Władimir Putin wygrał wybory prezydenckie, zdobywając ponad 87 proc. głosów przy frekwencji przekraczającej 70 proc. Zachodnie ośrodki nie mają wątpliwości, że głosowanie nie było uczciwe. Mówią o tym m.in. władze Stanów Zjednoczonych oraz prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Zełenski stwierdził, że „rosyjski dyktator symuluje kolejne wybory”.
Głosowanie trwało od piątku do niedzieli. Oprócz Putina na listach znaleźli się: Nikołaj Charitonow (Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej), Władysław Dawankow (Nowi Ludzie) i Leonid Słucki (Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji). Ich ugrupowania są lojalne wobec polityki Putina. Żaden z kontrkandydatów obecnego władcy Kremla nie zdobył nawet 5 proc. głosów.
Moskiewskie instytucje podały także wyniki głosowania na okupowanych terytoriach ukraińskich. Władimir Putin miał zdobyć ponad 95 proc. głosów w tzw. Donieckiej Republice Ludowej i ponad 94 proc. głosów w sąsiedniej tzw. Ługańskiej Republice Ludowej. Odpowiednio 92 proc. i 88 proc. wyborców poparło go w okupowanych częściach obwodu zaporoskiego i chersońskiego.
Putin staje się drugim pod względem długości panowania przywódcą w całej historii Rosji. Wyprzedza go jedynie Józef Stalin.
Po ogłoszeniu wyników Władimir Putin rozmawiał z dziennikarzami. Odniósł się do śmierci Aleksieja Nawalnego, nazywając ją „smutnym zdarzeniem”. Dodał, że kilka dni przed zgonem opozycjonisty zgodził się na jego wymianę, de facto potwierdzając w ten sposób, że Nawalny był więźniem politycznym.
Rosyjski prezydent zagroził też Zachodowi wojną, jednocześnie kusząc do negocjacji.
„W dzisiejszym świecie wszystko jest możliwe” – powiedział, zapytany o potencjalny konflikt z NATO. Nadmienił, że pojawienie się na Ukrainie zachodnich wojsk sprawi, że będziemy „o krok od wybuchu trzeciej wojny światowej na pełną skalę”. Sugerował też, że francuscy i amerykańscy żołnierze już walczą z Rosjanami i „umierają, i to masowo”.
Proponował też Paryżowi rozmowy.
„Wygląda na to, że Francja mogłaby odegrać pewną rolę. Jeszcze nie wszystko stracone. Mówiłem to wielokrotnie i powtórzę jeszcze raz. Jesteśmy za rozmowami pokojowymi i to nie dlatego, że wrogowi kończą się naboje” - powiedział.
W ostatnim czasie wiele zachodnich ośrodków analitycznych głośno mówi o możliwości ataku Rosji na państwa należące do NATO. Według niemieckiego wywiadu, Moskwa byłaby zdolna rozpocząć operację już w 2026 r. Zdaniem szefa polskiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ryzyko może się pojawić za ok. 3 lata. Służby amerykańskie szacują z kolei, że Rosja mogłaby zaatakować za 5-8 lat.
Wojna na Ukrainie pokazała słabość analiz dotyczących rosyjskich możliwości. Rosja ani nie pokonała zaatakowanego kraju w ciągu kilku dni, jak liczyła, ani nie straciła możliwości działania po kilku tygodniach lub miesiącach, jak zakładali niektórzy zachodni specjaliści.
Źródła: rmf24.pl, interia.pl