reklama

Prezenty od świętego Mikołaja

Bajka dla małych i dużych dzieci - czy św. Mikołaj jest, czy może go nie ma?

Wojciech Dobiński

|

Gość Niedzielny 50/2001

dodane 19.12.2001 00:00

Było to przed Bożym Narodzeniem. Nawet parę tygodni wcześniej. Przemek, tak jak inne dzieci, czekał na prezent od Świętego Mikołaja. Rozmawiał już o tym ze swoimi kolegami, i prawie wszyscy chwalili się co dostaną.

— Jak to? — myślał. — Skąd oni mogą wiedzieć, co dostaną?

— My wiemy! — krzyczały dzieci jedno przez drugie. — Moja mama już mi kupiła..., bo ja byłem z tatą wybrać zabawkę dla siebie...

***

Przyszedł wieczór. W domu było ciepło. Mróz nie był wielki, a chmury ciągnące z zachodu bez przerwy sypały wielkimi płatkami śniegu. Przemek zamknął okno:

— Pomodlę się o fajne prezenty!

Po pacierzu zawołał:

— Mamo, chodź mnie przykryć!

Mama przyszła jak zwykle, poskładała ubranie, naszykowała świeżą bieliznę i wyciągnęła świeży, suchy sweter, bo ten szary w paski był całkiem przemoczony. Potem usiadła przy Przemku na brzegu łóżka.

— No, śpij już — powiedziała, kładąc znak krzyża na jego głowie i opatulając pierzynką dookoła, a szczególnie pod nogi, bo on to bardzo lubi. Chciała wstać, by wyprasować jeszcze parę rzeczy, lecz Przemek z prośbą w głosie powiedział:

— Mamo, a co ja dostanę od Świętego Mikołaja? — szepnął.

— Ja nie wiem — powiedziała mama z uśmiechem.

— A inne dzieci wiedzą, co dostaną — powiedział z wyrzutem Przemek.

— Hm, no cóż...

— Powiedz mi... Powiedz mi prawdę: Świętego Mikołaja nie ma?!

— Ależ jest!

— A na ulicach jest ich tak wielu już od tygodnia. Przecież to jest oszustwo!

— Ludzie robią to często tylko dla pieniędzy, Przemku, ale inni dlatego, żebyśmy pamiętali o tym dobrym człowieku, jakim był dawno temu święty Mikołaj. Chcą nauczyć dzieci, jak być dobrymi ludźmi. I nawet, gdy to są tylko przebierańcy, to Święty Mikołaj na nich się nie gniewa.

— Dlaczego się nie gniewa?

— Bo ci ludzie naśladują go w dobrym celu.

— To my wszyscy też możemy naśladować św. Mikołaja i rozdawać prezenty?!

— Tak, i wszystkich innych świętych również. Oni są dla nas wzorem i wiele się możemy od nich nauczyć.

— I dużo jest tych świętych?

— Tak, lecz my wiemy o istnieniu tylko tych największych. Jest jeszcze mnóstwo aniołów, które nam pomagają i dzięki ich wsparciu wiele się nam udaje.

— Dobrze — westchnął bez przekonania. Poczuł się zmęczony, a ciepła pierzynka zrobiła się już taka przytulna. Później o tym może jeszcze pomyśli, bo teraz oczy się kleją.

— Dobranoc — mama pocałowała go, zgasiła światło i cicho wyszła

***

Sypiący śnieg, zawirował w powietrzu, otoczył Przemka i uniósł go wysoko. Było mu ciepło i przyjemnie jakby nadal opatulała go czysta, wyprasowana pościel, którą mu mama przyszykowała. Rozejrzał się wokoło. Ktoś trzyma go na rękach! Ten biały śnieg, to anioł!?

— Kim ty jesteś? — spytał Przemek, nie czując żadnej obawy.

— Jestem sługą tego, o którym dziś tyle myślałeś — odrzekł z uśmiechem.

Przemek rozejrzał się. Wokoło stali aniołowie w białych szatach. Policzył szybko — było ich sześciu. Uśmiechali się bardzo sympatycznie i serdecznie. Przemek stanął, a do niego zbliżył się dostojny, ubrany w piękne lśniące szaty mężczyzna.

— Święty Mikołaj! — krzyknął zachwycony. — Prawdziwy święty Mikołaj! To ty istniejesz naprawdę?

— Tak. Przecież tak powiedziała ci mama.

— A ja myślałem, że to tylko... przepraszam... bo ja myślałem, że Ty jesteś inny, taki jak widziałem w mieście. Gruby, czerwony, z czapką jak do spania, że jeździsz w saniach, które ciągną renifery. Niektórzy mówią, że te renifery nazywają się karibu. I myślałem, że wrzucasz prezenty dzieciom przez komin do skarpety, albo kładziesz pod poduszkę. Jak jest naprawdę? Powiedz mi, proszę!

Święty Mikołaj wziął Przemka za rękę i posadził sobie na kolanie. Podał pastorał jednemu z aniołów, drugiemu podał tiarę, poprawił nieco siwe włosy, uśmiechnął się serdecznie i powiedział:

— Kiedy byłem na Ziemi, wtedy — można powiedzieć — rozdawałem ludziom prezenty. To było dawno temu. Mieszkałem w ciepłym kraju nad morzem Śródziemnym i byłem tam biskupem. Te prezenty, to były najpotrzebniejsze rzeczy dla ludzi biednych. Potem Pan Bóg wziął mnie do nieba i teraz też pomagam ludziom. Ci aniołowie, których tu widzisz, współpracują ze mną. Nazywają się cherubini. To właśnie stąd wzięła się nazwa karibu.

— A dlaczego jest ich sześciu?

— Bo jest sześć kontynentów, na których mieszkają ludzie i każdy z aniołów troszczy się o jeden.

— Aha! To dlatego zawsze zdążysz ze wszystkimi prezentami!

Święty Mikołaj uśmiechnął się, postawił Przemka w srebrny puch, który nie był zwykłym śniegiem i powiedział, pokazując przestrzeń wokoło:

— Zobacz, tam wszędzie są dzieci, a najwięcej ich jest w krajach, gdzie nawet zimy nie ma.

Przemek rozejrzał się, a w otwierającej się przestrzeni zobaczył mnóstwo różnych krajów i ludzi.

— Czy mam jechać do nich saniami? Tak się składa, że zima jest w krajach, które nie są najbiedniejsze. Ta biel, z którą mnie ludzie na ogół kojarzą, to nie śnieg. Ty też myślałeś o śniegu, a to twój Anioł Stróż cię tu przyniósł.

— Aniołowie proszą o prezenty dla dzieci? — zdziwił się Przemek.

— Tak. Każde dziecko coś dostaje. Ale nie zawsze są to zabawki. Szczerze mówiąc, bardzo rzadko dostają zabawki.

— A co dostają najczęściej?

— Jedzenie. Zwykły chleb, albo ryż, mąkę, owoce, inne witaminy, lekarstwa. Czasami dostają książki, albo po prostu — zdrowie, albo zdrowie swojej mamy, gdy jest chora. Różnie. Wiele z tych dzieci nic o mnie nie wie.

— Teraz już wszystko rozumiem — westchnął Przemek.

Gdy to powiedział, znów zawirował srebrny pył. Było ciepło, miło, spokojnie...

***

Obudził się szczególnie radosny i wyspany. Był bezwietrzny ranek. Świecące nisko słońce oświetlało sopel wiszący przy dachu. Promyk słońca tak dokazywał z tym soplem, że wszystkie kolory tęczy migotały za oknem.

— Ale ślicznie! Zaraz idę na sanki! Albo nie, ulepimy z tatą bałwana, takiego jak w zeszłym roku z dużym nosem i wesoło uśmiechniętego.

Chciał podbiec do ubrania leżącego na krześle. Patrzy! Cóż to — wielki pakunek leży przy jego łóżku! Szybko zdarł papier i po chwili odsłonił śliczną kolejkę elektryczną. Taką, o jakiej marzył! Rozłożył ją w pokoju i włączył. Popchnął resztki rozdartego papieru, a z niego wypadła karteczka z napisem: „Od Świętego Mikołaja”. Na odwrocie był Święty Mikołaj, jak zwykle w czerwonej czapce i z długą białą brodą. Siedział w saniach, które ciągnęło sześć reniferów.

Przemek uśmiechnął się tajemniczo i pobiegł na dół na śniadanie. Bardzo chciałby podziękować za ten prezent, ale komu? Jak?

— Faktycznie! — pomyślał. — Są w życiu prezenty za które podziękować się nie da. Nie tylko za te od świętego Mikołaja.

opr. mg/mg

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

reklama