Wiersz "Nocą nakłuwam fartuch Nieba..."
Nocą nakłuwam fartuch Nieba Rano otwieram okna Słowa Zmierzchem nadgryzam pomarańczę Słońcem rozpalam palców tańce Tobą zakrywam swoje braki Karły co głuszą moje uszy Tobą oświecam świat motyli Co są skrzydłami mojej duszy Jestem na krańcu snu zbudzona Dniem, który Tobą się wyważy Strachem bez lekarstw i mikstury Na małoduszność wielkich twarzy Jestem spalona Prawdy Słowem I wysuszona mórz pustynią W Tobie przeczuwam przemienienie Szarych ziarn piasku przebóstwienie Śni mi się w Tobie życie nowe Mozaiką znaczeń wymodlone Rtęcią gorączki wyniesione Ponad zgarbione życie moje Dotyk mój budzi Twoje Ciało Pęcznieją grudki doznań wiary Czary miłości — Krew ofiary Wlewasz do serca jak do czary Skroplone usta, powiek drżenie Znów cud zwyczajny — nawrócenie
opr. mg/mg