Fragmenty powieści opisującej historię życia Maryi p.t. "Niezwykły kwiat"
Zdzisław Tomczyk Niezwykły kwiat |
|
Był to dla Marii dzień pełen słonecznego światła i dziwnego światła obok niej. Coś w jej sercu rzekło: Ta świetlana postać to anioł Pana! Głos, który słyszała we wnętrzu był jak wlewanie myśli, które przychodzą z zewnątrz.
Bądź pozdrowiona — było jak ogarnięcie, jak przytulenie, jak coraz bardziej potężniejąca fala ciepła, pokoju, radości i uniesienia.
Znalazłaś łaskę u Boga — to było dotknięcie, delikatne dotknięcie. „Pan nie był w ogniu, nie był w wichrze, był w łagodnym powiewie wiatru.” Ogarniająca delikatność. Dotknięcie łaskawości, która zamierzona wcześniej, teraz rozlewa swoją słodycz. Pan dał jej odczuć w przedziwny sposób, że jest wybrana, że jest kimś ważnym.
Bóg Nieskończenie Wielki, by nie porazić, posłużył się Posłańcem, ale to On sam mówił do Marii. Boża Obecność stawała się oświeceniem umysłu. Maria wiedziała, że oto spełnia się oczekiwanie wieków. Wiedziała, czego Bóg od niej oczekuje. Reszta była zaufaniem. To, co wówczas usłyszała, było takie wielkie i takie wspaniałe. Mimo całej niezwykłości to spotkanie z wszechogarniającą miłością Boga nie krępowało, nie umniejszało. Miłość nie krępuje, miłość ubogaca. Maria czuła, jak poszerza się jej wewnętrzna wolność. Mogła dokonać wyboru, mogła decydować nie tylko o swoim losie, ale o zbawieniu całej ludzkości. Wsparta mądrością Boga miała decydować o zaistnieniu nieskończonego dobra. Bóg odsłaniał swój plan i pytał: Czy chcesz współtworzyć ze Mną? Czy chcesz być Matką mojego Syna? Zapowiadane macierzyństwo jawiło się jako wywyższenie kobiety. Zresztą każde macierzyństwo jest wywyższeniem kobiety, bo przecież matka nosi w sobie moc Stwórcy, przyjmuje coś, co nie jest nią i nie do niej należy w swej istocie. W macierzyństwie Marii jeszcze bardziej miało być ukazane, jak ono nie zależy od człowieka. Czy matka ludzka może być matką Syna Bożego? Może mu dać co najwyżej swoje ciało, a raczej zwrócić, może dać swoje podobieństwo i nic więcej. To, co naprawdę może dać, to swoją miłość i swoją troskę.
Oto poczniesz i porodzisz Syna. Będzie nazwany Synem Najwyższego. Tak może nazwać tylko Bóg: Tyś jest moim Synem. Ja Ciebie dziś zrodziłem. Z kobiety rodzi się człowiek. A to dziecię miało być nazwane Synem Bożym. Czy można ogarnąć myśli Boga?
Dla Marii to wszystko było wchodzeniem w nieodgadniony świat Boga. Było przenikaniem w głąb. Jej duch się radował w Bogu jej Zbawcy. Nie zaznała radości ciała, ale za to poznała bezkresną radość ducha. Wszystko było porywem, który przepełnia słodyczą, a zarazem wybucha. Rodzi się wewnątrz, ale nie można go tam zamknąć, musi się przelać, musi obfitować. Cała była zanurzona w Tym, który do niej mówił. Stąd zachwyt otrzymanym dobrem i zachwyt dla jego Twórcy.
Maria zaledwie odczuwała ten Boży świat: Jesteś wolna, jesteś wybrana, pełna łaski. A słowo nie było tylko słowem, ale rzeczywistością, zanurzeniem w bezmiar. Te słowa stawały się niezwykłą pieśnią, pieśnią nad pieśniami. Były krótkie, ale to, co oznaczały było bez granic. Była ogarnięta Miłością nie do wypowiedzenia: Pan jest z tobą, jesteś umiłowana, błogosławiona między niewiastami. Znam cię od początku. To Ja cię stworzyłem. To Ja cię obdarowałem. Teraz ty oddajesz mi to, co otrzymałaś. A ponad tym nieśmiałe i delikatne, zniewalające miłością pytanie: Czy chcesz być matką Mojego Syna? Czy chcesz?
Nie sposób było nie przyjąć. To nie było skrępowanie woli, narzucenie decyzji. Maria pragnęła tego całą duszą. Wiedziała, że oto nadszedł czas spełnienia obietnicy. I nagle struchlała. Czy to jest możliwe, czy to naprawdę jest możliwe? Czy to nie jest pokusa szatana: Będziecie jak bogowie? Być Matką Syna Bożego to jakby ulegać takiej właśnie pokusie. A przecież za nic nie chciała iść za podszeptem szatana. Ale anioł stał nadal. Świetlisty świadek, znak potwierdzenia, że to mówi Pan, że to On pyta: Czy chcesz?
A potem przyszły Marii na myśl inne trudności. Jak pogodzić miłość Boga z miłością Józefa? Było oczywiste, że miłość Boga jest ponad wszystko. A Józef przyrzekł spełnić jej warunek oddania się Bogu bez reszty. Godził się nie mieć dzieci. Czy więc teraz nie będzie podejrzeń? Czy tajemnica Boga nie poniesie uszczerbku? A co ludzie powiedzą, gdy Józef nie przyjmie Syna? Co wtedy? Nad tymi jednak wątpliwościami górowała jedna: Jak się to stanie, skoro nie zna pożycia z mężem, skoro postanowiła nie zaznać pożycia z mężem? Ale to okazało się najmniejszą trudnością. Bo gdy wobec anioła wyjawiła Maria swoją wątpliwość, on rzekł po prostu: Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego osłoni cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. To było zwieńczenie pieśni nad pieśniami. W niej kryła się intensywność Bożej Miłości i niezwykłość Bożego zamysłu. Bóg pozwalał się ze sobą spierać, pozwalał stawiać pytania: Jak się to stanie? Jak mam spełnić Twoją wolę? Zanurzona w oceanie Bożej miłości nie mogła odpowiedzieć: Nie, bo dusza wołała: Tak! Szukała słów, a one przychodziły same: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego.
I stało się tak! I widział Bóg, że to było niezwykłe! Tyś jest moim Synem! Ja Ciebie dziś zrodziłem! W Tobie mam upodobanie!
Oto ja służebnica Pańska. Te słowa Marii wypowiadały jej całkowite oddanie.
opr. aw/aw