Bezpieczeństwo Ojca Świętego

Rozmowa z Gwardzistą Szwajcarskim, Dominikiem Landertem

Watykańska Gwardia Szwajcarska jest być może najbardziej znaną formacją wojskową na świecie. Otacza ją jednak pewna mgiełka tajemniczości?

- Gwardia Szwajcarska jest formacją przeznaczoną do różnorakich zadań: pierwsze i najważniejsze to ścisła ochrona osoby Ojca Świętego. Drugie polega na zapewnieniu bezpieczeństwa na terenie Pałacu Apostolskiego oraz straż przy bramach wjazdowych do Watykanu. Kolejna funkcja, wyjątkowo trudna, powierzana oficerom i sierżantom z wieloletnim doświadczeniem, polega na towarzyszeniu Ojcu Świętemu w jego podróżach i trosce o jego bezpieczeństwo w tych dość nietypowych warunkach. Następne zadanie, z pewnością najbardziej widoczne, to honorowa warta reprezentacyjna podczas uroczystości z udziałem Ojca Świętego. Jest to zadanie niewątpliwie niezwykle ważne, stanowi jednak bardzo niewielką część naszej pracy. Oprócz wymienionych funkcji, warto wymienić uroczyste oddawanie honorów przez oddział Gwardii głowom obcych państw, oraz ambasadorom, którzy składają wizyty Ojcu Świętemu.

Zapewnienie bezpieczeństwa zatem to główne zadanie gwardzistów?

- Niewątpliwie, jak już wspomniałem, tym najważniejszym i wymagającym największego wysiłku zadaniem jest ochrona osoby Papieża oraz kluczowych punktów Pałacu Apostolskiego. Dokładamy wszelkich starań, aby wywiązać się z niego jak najlepiej. Z uwagi na delikatny wymiar naszej służby i wyjątkową wagę wykonywanych funkcji często działamy w cywilu, bez kolorowych mundurów. Nie zdradzę chyba wielkiej tajemnicy, jeśli nadmienię, że gdy Ojciec Święty przejeżdża odkrytym samochodem wśród tłumu pielgrzymów, towarzyszy mu ośmiu ludzi z ochrony, a sześciu z nich to szwajcarscy gwardziści w cywilu. Nad bezpieczeństwem Papieża czuwamy również nocą i choć jego prywatne apartamenty są wówczas zamknięte, pod drzwiami gwardziści pełnią wartę bez przerwy.

Strzec Ojca Świętego to ogromny zaszczyt. Dlaczego właśnie Szwajcarzy dostąpili tego wyróżnienia?

- Na początku XVI wieku w kantonach Związku Helweckiego panowała wielka bieda. Gospodarstwa i majątki ziemskie dziedziczył zawsze pierworodny syn, reszta rodzeństwa siłą rzeczy musiała szukać szczęścia w świecie. Duża część Szwajcarów zaciągała się wówczas do służby wojskowej na dworach Francji, Niemiec, dzisiejszych Włoch. Ich oddziały cenione były przede wszystkim za sprawność bojową, dyscyplinę oraz wierność. W ówczesnej Europie panowała nawet swego rodzaju moda na posiadanie własnych Szwajcarów. Z tego powodu w roku 1506 znany ze swojej wojowniczości papież Juliusz II poprosił kantony szwajcarskie o przysłanie mu oddziału wojska. Wtedy właśnie pierwszych stu gwardzistów przybyło do Rzymu. Niedługo potem mieli okazję wykazać się swoją odwagą: dnia 6 maja 1527 roku wojska cesarza Karola V najechały i rozgrabiły Rzym. Papież Klemens VII dzięki bohaterskiej obronie Szwajcarów schronił się w Zamku Św. Anioła. Wtedy to ogromna większość ze 189 gwardzistów poległa na stopniach ołtarza głównego Bazyliki Św. Piotra. Przeżyło jedynie 42 żołnierzy. Właśnie dzięki bohaterstwu i ofierze tych dzielnych ludzi Gwardia Szwajcarska zdobyła ogromne zaufanie papieży, którzy od tamtej pory powierzali jej najściślejszą ochronę swojej osoby. Tak jest do dnia dzisiejszego. Warto wspomnieć, że dzień 6 maja, upamiętniający owe krwawe wydarzenia, jest naszym największym świętem. Ojciec Święty przyjmuje nas wtedy na osobistej audiencji, a młodzi gwardziści składają przysięgę podczas uroczystej defilady.

Teraz coś może o tych pięknych strojach papieskich strażników. Przewodnicy podają często, że zaprojektował je sam mistrz Michał Anioł Buonarroti.

Jest to piękna legenda, ale niestety całkowicie mija się z prawdą. Stroje gwardzistów zmieniały się przez wieki i mniej więcej odpowiadały modzie panującej w danej epoce. Pod koniec XIX wieku stwierdzono, że są wyjątkowo niepraktyczne i nieładne. Na prośbę papieża nowe mundury zaprojektował były komendant Gwardii, z zawodu krawiec. Stroje jego projektu są prawie identyczne z tymi, w jakich w roku 1506 przybyli do Rzymu pierwsi gwardziści. Barwy zaś są barwami Medyceuszy, możnej rodziny włoskiej, która w tamtym okresie wydała kilku papieży. Również uzbrojenie pochodzi z epoki Renesansu. Są to przede wszystkim halabardy, typowa broń piechoty szwajcarskiej, ale w naszej zbrojowni mamy również miecze, pancerze, broń palną itd. Warto podkreślić, że nasze historyczne mundury nosimy jedynie na terenie należącym do Państwa Watykańskiego. To samo dotyczy mniej znanych strojów nocnych koloru granatowego.

Czy oprócz malowniczego uzbrojenia historycznego gwardziści posiadają bardziej nowoczesną broń, taką, która zapewniałaby skuteczniejszą ochronę Ojca Świętego i Jego siedziby?

- Muszę przyznać, że na ten temat niewiele się mówi, gdyż jest to temat niezwykle delikatny. Mogę powiedzieć, że do lat 70-tych u bram Watykanu można było zobaczyć jeszcze gwardzistę z karabinem z okresu II wojny światowej. Ojciec Święty nie życzy sobie jednak, abyśmy nosili przy sobie broń palną podczas służby. Byłby to widok nie przystający do tak szczególnego miejsca, jakim jest Watykan. Z oczywistych względów bezpieczeństwa oficerowie noszą pistolety, ale jedynie podczas służby nocnej.

Wasza służba, z całą swoją wyjątkowością, nie odbiega bardzo od normalnej służby wojskowej. Zdradź nam, jak wygląda typowy dzień pracy gwardzisty? Czy jest w nim miejsce na naukę, poznawanie Rzymu, a może zostaje nieco czasu na życie prywatne?

- Z żalem przyznam, że niewiele zostaje nam czasu na życie prywatne. Jesteśmy formacją wojskową i musimy być stale w gotowości. Służba podzielona jest na cykle, a każdy z nich trwa trzy dni: pierwszy dzień to dziewięć godzin służby w dzień, drugi polega na trzech godzinach pracy w dzień i czterech w nocy, trzeci w zasadzie jest dniem wolnym, ale w praktyce jest nim bardzo rzadko. Często właśnie wtedy wzywani jesteśmy do przyjmowania ważnych gości lub uczestniczenia w uroczystościach, gdyż nasi koledzy nie mogą opuścić wówczas swoich posterunków. Mimo to nie mogę narzekać: nierzadko mamy wolne wieczory, a jak wszyscy wiemy, właśnie wówczas zaczyna się w Rzymie prawdziwe życie... Nie znaczy to, że wykorzystujemy zawsze możliwość wieczornego wyjścia do miasta, gdyż rano trzeba być wypoczętym i gotowym do pracy. Jeśli chodzi o naukę, to najlepsza jest nocna służba, kiedy to nie brakuje czasu na czytanie, pisanie, naukę języków.

A co z życiem religijnym?

- Wszyscy jesteśmy praktykującymi katolikami i aspekt duchowy jest dla nas wszystkich bardzo ważny. Mamy własną kaplicę, którą jest kościółek pw. Św. Marcina w Watykanie, oraz kapelana, również Szwajcara w stopniu oficera Gwardii. On właśnie dba o nasze życie duchowe. Jako członkowie Kurii Rzymskiej uczestniczymy również w rekolekcjach wielkopostnych, które ze względu na służbę odbywamy w trzech grupach na zmianę.

Kto może zostać członkiem Gwardii Szwajcarskiej?

- Podstawowym wymogiem jest posiadanie szwajcarskiego obywatelstwa. Należy również być katolikiem, nie być karanym w przeszłości, odbyć podstawową służbę wojskową w Szwajcarii i mieć ponad 174 cm wzrostu. Wymagany wiek to 19-35 lat. W momencie naboru wszyscy jesteśmy oczywiście kawalerami, choć po pięciu latach służby, gdy ktoś awansuje do stopnia kaprala, może się ożenić.

Podstawowa służba w Gwardii Szwajcarskiej twa jednak mniej więcej dwa lata, choć istnieje oczywiście możliwość przedłużenia kontraktu na dłuższy okres. Rotacja jest dosyć duża: jednostka liczy stale ok. 110 gwardzistów, a co roku przyjmuje się ok. 30 młodych rekrutów.

Kiedyś jednym z nich byłeś właśnie Ty. Czy dawno o tym myślałeś i co skłoniło cię do podjęcia takiej decyzji?

- Pochodzę z Zurychu, czyli z części protestanckiej Szwajcarii. W moim wyobrażeniu Gwardia jawiła się jako jednostka zarezerwowana dla młodych ludzi z części centralnej, o wiele bardziej katolickiej. Podczas Roku Jubileuszowego, jeszcze jako licealista, uczestniczyłem w pielgrzymce do Rzymu. Nasz przewodnik był kiedyś gwardzistą i w związku z tym wprowadził nas na teren koszar, opowiadał o służbie. Miałem wtedy okazję porozmawiać z niektórymi gwardzistami i przekonałem się, że to bardzo sympatyczni, normalni młodzi ludzie. W tym samym roku zdałem maturę i złożyłem wniosek o przyjęcie mnie w poczet gwardzistów. Mogę powiedzieć, że moja decyzja jest w jakimś sensie owocem Roku Jubileuszowego.

Polskiego czytelnika z pewnością zaciekawi i napełni dumą fakt, że wśród gwardzistów znajduje się ktoś, w kogo żyłach płynie po części polska krew?

- Moja mama urodziła się w Warszawie, tata jest Szwajcarem. Ja urodziłem się już w Szwajcarii, ale często jeździłem do Polski na wakacje. Zawsze bardzo chętnie odwiedzam mieszkającą tam rodzinę i znajomych. Właśnie niedawno wróciłem z Polski, gdyż zostałem ojcem chrzestnym w rodzinie mojej mamy we Wrocławiu. Niestety, na następną wizytę w Polsce będę musiał nieco poczekać.

Czy często spotykasz Ojca Świętego osobiście?

- Widuję go dosyć często, ale z reguły w momentach oficjalnych. Starsi gwardziści opowiadali, że jeszcze do niedawna Papież wychodził często ze swoich apartamentów, rozmawiał z nimi, żartował. Teraz zdarza się to dość rzadko. Jak już wspominałem, co roku, dnia 6 maja Ojciec Święty przyjmuje nas i nasze rodziny na prywatnej audiencji. Więcej okazji do prywatnych spotkań nadarza się latem, kiedy wraz z Ojcem Świętym i jego najbliższym otoczeniem wyjeżdżamy do Castel Gandolfo. Panuje wtedy mniej formalna atmosfera, Papież podchodzi do nas i rozmawia z nami, raz nawet niespodziewanie zjawił się u nas na obiedzie.

Watykan to miejsce, gdzie ciągle się coś dzieje. Czy podczas twojej służby wydarzyło się kiedyś coś niezwykłego?

- Watykan działa jak magnes i przyciąga naprawdę rozmaitych ludzi, często z wieloma problemami. Wielu z nich sprawia nam nieco problemów. Niedawno, gdy pełniłem nocną służbę przy bramie, podszedł pewien człowiek i chciał koniecznie rozmawiać z Ojcem Świętym, twierdząc, że jest umówiony. Okazało się, że biedak cierpi na chorobę psychiczną. Sprawiło mi wiele kłopotów wyperswadowanie mu "umówionej" wizyty. To tylko jeden przykład, a takie zdarzenia są tutaj na porządku dziennym.

W imieniu czytelników "Przewodnika Katolickiego" i własnym dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.

Rozmawiał ks. Jan SŁowiński


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama