Czy wiedza naukowa jest wystarczającą podstawą do dobrego życia?
O losie człowieka decyduje
jego mądrość i odpowiedzialność,
której nie zagwarantuje żadna nauka.
Kolejna „polemika”, którą Michał Jarmoc podejmuje w odniesieniu do moich tekstów, to dla mnie jeszcze jedno potwierdzenie tego, że dalsza nasza dyskusja nie ma sensu. M. Jarmoc po raz kolejny bowiem w ogóle nie odnosi się do istoty zagadnień, które poruszam w moich tekstach. Na swej stronie internetowej (por. www.jarmoc.info) stwierdza, że <robi się „gorąco i pikantnie”> (to chyba nie są naukowe określenia merytorycznej dyskusji?). Tymczasem w rzeczywistości robi się jedynie nudno, gdyż p. Jarmoc konsekwentnie ucieka od wypowiadania się na tematy, które podejmuję w moich tekstach. W tej sytuacji muszę raz jeszcze powtórzyć, że moje teksty nie dotyczą — ciekawych skądinąd - problemów metodologii poznania naukowego. Dotyczą natomiast analizy realiów życia człowieka, a także naukowych i pozanaukowych uwarunkowań jego życiowych postaw i decyzji. W każdym z kolejnych tekstów podkreśliłam oczywisty dla mnie fakt, że człowiek tworzy — niedoskonałą jak on sam — naukę i że staje wobec życiowych wyborów, w których wiedza naukowa jedynie w niewielkim stopniu może mu pomóc.
Oczywiście M. Jarmoc ma pełne prawo w ogóle nie interesować się powyższymi zagadnieniami, tyle że w takim przypadku nie powinien sugerować ani mnie, ani Czytelnikom, że podejmuje polemikę z moimi tekstami. Aby w tej ostatniej już mojej wypowiedzi wyeliminować możliwość kolejnych nieporozumień i kolejnej ucieczki od problematyki, którą poruszam, jestem zmuszona do przejścia z płaszczyzny formalnej interesującego mnie problemu do płaszczyzny konkretnych egzemplifikacji. Istnieje spora grupa znanych w świecie naukowców, którzy nie poradzili sobie z własnym życiem. Symptomatycznym dla mnie przykładem w tym względzie jest światowej sławy pediatra — Benjamin Spock. Jego książki rozeszły się w ponad 70 milionach egzemplarzy. W oparciu o swoje badania naukowe promował on serdeczny, czuły i bezstresowy styl opieki nad dzieckiem. Tymczasem we własnym życiu doprowadził do dramatu najbliższych sobie osób. Po 48 latach małżeństwa porzucił swoją żonę — Jane i swoich dwóch synów. Jeden z nich zareagował na ten dramat ciężką chorobą psychiczną. Thomas Maier, który opracował najlepiej udokumentowaną biografię Benjamina Spocka, stwierdza, że „the great irony and drama is that the man who offered so much advice, could not apply it to his own life'' (por. Marjorie Kauffman, The New York Time, 29.11.1998). Nie jestem ideologiem i dlatego interesuję się faktycznymi uwarunkowaniami postaw ludzi i ich losem. Jestem natomiast realistką i dlatego wiem, że o losie człowieka decyduje jego mądrość i odpowiedzialność, której nie nauczy nas ani nie zagwarantuje nam żadna nauka.
M. Jarmoc ponownie wyznał w swoim tekście wiarę w to, że nauka nie ma nic wspólnego z ideologią i że jest wolna od ideologicznych wpływów, mimo że dałam konkretne przykłady ewidentnej ideologizacji, jakiej uległa choćby współczesna pedagogika humanistyczna z jej czysto ideologicznym postulatem „spontanicznego samorozwoju” wychowanka. W tej sytuacji muszę sięgnąć po jeszcze bardziej oczywisty przykład ideologizacji nauki. Otóż „naukowcy” marksistowscy nie tylko wykorzystywali ideologicznie wiedzę naukową, lecz w oparciu o przyjętą ideologię prowadzili „badania naukowe” i gromadzili „dowody” na potwierdzenie hipotez, które przyjęli w oparciu ideologiczne założenia. Przykład klasyczny w tym względzie to „badania naukowe” Łysenki i jego współpracowników. Dla moich rówieśników podam kilka danych historycznych na ten temat.
Trofim Łysenko w latach 1940 - 1965 był dyrektorem Instytutu Genetyki Akademii Nauk ZSRR. W latach trzydziestych XX-go wieku kierował badaniami w naukach agrotechnicznych, obecnie określanymi jako "łysenkizm". W swoich teoriach genetycznych Łysenko - ze względów ideologicznych! - odrzucał prawa dziedziczności, przypisując nieograniczone możliwości przekształcania organizmów metodą zmian środowiskowych. Jego teorie do lat sześćdziesiątych były uznawane w ZSRR jako pewniki naukowe. Teorie te zostały narzucone innym badaczom radzieckim metodami przymusu administracyjnego. Naukowcom reprezentującym genetykę Mendla i Morgana zabroniono dalszych prac badawczych. „Naukowa” działalność Łysenki przyczyniła się do głodu milionów ludzi i do katastrofalnego stanu radzieckiej produkcji rolniczej. Niektóre inne przykłady manipulacji w we współczesnej nauce można znaleźć w tekście: Najsłynniejsze kłamstwa naukowe wg The Guardian (zob. http://www.joemonster.org/article.php?sid=2843).
Oczywiście z najbardziej ewidentnym wpływem ideologii i uwarunkowań pozanaukowych mamy do czynienia w naukach humanistycznych. Wystarczy przytoczyć tu hipotezy współczesnych teorii psychologicznych na temat zachowania człowieka oraz rozbieżności poszczególnych badaczy w określaniu kryteriów zdrowia psychicznego. Freud (psychoanaliza) był przekonany, że kryterium zdrowia psychicznego jest silne ego, które może dokonać mediacji między sferą Id (obejmującą instynkty i popędy) a sferą Super-ego (obejmującą zinterioryzowane systemy nakazów i zakazów). Skinner (behawioryzm) dowodził, że zdrowie psychiczne polega na właściwym reagowaniu człowieka na system nagród i kar. Z kolei Rogers (psychologia humanistyczna) zakładał, że zdrowie psychiczne polega na spontanicznym podążaniu za potrzebami organizmu, zwłaszcza za potrzebami cielesnymi i emocjonalnymi. Natomiast Gebsattel (psychologia personalistyczna) twierdził, że kryterium zdrowia psychicznego jest zdolność człowieka do świadomego i dobrowolnego bycia darem dla innych. Powyższe przykłady dowodzą tego, że wyniki badań psychologicznych zależą od selekcji zjawisk i faktów psychicznych, dokonanych w oparciu o przednaukową wizję człowieka, a często także w oparciu o osobistą historię danego badacza, zwłaszcza w oparciu o sytuację rodzinną, z jakiej się wywodzi.
Wiedza naukowa nie może stanowić wystarczającej podstawy dla decyzji i postaw, zwłaszcza w aspekcie więzi, wartości, norm moralnych oraz sensu życia i umierania. Dzieje się tak nie tylko ze względu na niedoskonałość i prowizoryczność wiedzy naukowej oraz ze względu na jej ograniczony zakres, ale też z tego oczywistego powodu, że nie istnieje wiedza naukowa na temat jednostkowych przedmiotów, zdarzeń czy osób. Tymczasem los człowieka rozstrzyga się najbardziej poprzez decyzje podejmowane w jednostkowych i niepowtarzalnych przypadkach. Nie ma nauki, która by dawała wiedzę na temat jakości konkretnego egzemplarza żarówki, którą ktoś decyduje się kupić, czy na temat konkretnego egzemplarza samochodu, który nabywa dany klient. Podobnie wtedy, gdy ktoś wiąże swój los z drugim człowiekiem — na przykład poprzez małżeństwo — nie może oprzeć swoich decyzji w tym względzie na żadnej naukowej wiedzy. Nie ma wiedzy naukowej na temat tego, jaką postawę zajmie konkretny człowiek. Taką wiedzą nie dysponujemy także wtedy, gdy znamy wszystkie wyniki badań, dotyczących jego budowy anatomicznej, procesów biochemicznych, które w nim zachodzą czy na temat sposobu funkcjonowania jego układu nerwowego.
Człowiek inteligentny podejmuje życiowe decyzje w oparciu o wiedzę znacznie szerszą niż ta cząstka wiedzy, której przyznaje się status wiedzy naukowej. Każda wiedza racjonalna, podobnie jak ta jej część, którą określamy mianem wiedzy naukowej, opiera się na obserwacji rzeczywistości i na wyciąganiu logicznych wniosków z tejże obserwacji. W oparciu o codzienną obserwację małżonkowie mają zwykle ogromny zasób szczegółowej wiedzy o sobie nawzajem. Podobnie rodzice, którzy uważnie obserwują swoje dzieci, dysponują ogromną wiedzą na temat niepowtarzalnych cech swoich córek i synów. Jeśli obserwuję, że jeden z moich kolegów dotrzymał słowa w każdej ze 118 sytuacji, w której się do czegoś zobowiązał, to dzięki takiej obserwacji zdobywam wiedzę o tym, że jedną z jego cech jest odpowiedzialność i wierność podjętym zobowiązaniom. Jeśli inny z moich kolegów dotrzymał słowa tylko 2 razy na 43 przypadki, w których się do czegoś zobowiązał, to wiem, że w obecnej fazie życia nie dysponuje on cechami, dzięki którym mógłby być dla mnie niezawodnym przyjacielem. Podobnie, jeśli obserwuję, że M. Jarmoc po raz kolejny w swojej „polemice” nie odnosi się od istoty poruszanych przeze mnie zagadnień, to wyciągam logiczny wniosek, że prawdopodobnie także w przyszłości będzie postępował w podobny sposób i że w związku z tym dalsza dyskusja jest dla Czytelników i dla mnie stratą czasu.
Ze szczegółowych zagadnień, pragnę wspomnieć o tym, że nie doczekałam się przeprosin za to, że wbrew faktom M. Jarmoc zarzucił mi twierdzenie, iż sposobem ochrony przed chorobami wenerycznymi jest seksualna wstrzemięźliwość... małżeńska! Powtarzam, że nigdzie nie proponował wstrzemięźliwości małżeńskiej. Może tym razem fakt ten dotrze do świadomości p. Jarmoca i może przeprosi on za wprowadzanie Czytelników w błąd.
Po raz kolejny pragnę też podkreślić, że obecnie mamy do czynienia z groźnym dla postaw i losu człowieka zjawiskiem, jakim jest ucieczka od wiedzy naukowej w niektórych dziedzinach życia. Żaden trzeźwo myślący i uczciwy naukowiec nie ukrywa wiedzy o zdrowym odżywaniu tylko dlatego, że istnieją inne - niż szkodliwe sposoby odżywania — czynniki, które szkodzą zdrowiu. Podobnie żaden trzeźwo myślący i uczciwy naukowiec nie ukrywa wiedzy o tym, że istnieją zachowania seksualne wolne od ryzyka zakażeń wenerycznych tylko dlatego, że istnieją także inne - niż ryzykowne zachowania seksualne — sposoby przenoszenia tychże zakażeń. Byłam ostatnio na kilku spotkaniach z ginekologami i seksuologami. Czytałam też kilkadziesiąt artykułów naukowych z dziedziny ginekologii i seksuologii. Sama się przekonałam o tym, że zdecydowana większość ginekologów i seksuologów ukrywa lub zniekształca stan wiedzy, na przykład na temat cyklicznej płodności pary ludzkiej czy na temat szkodliwości antykoncepcji, mimo że producenci antykoncepcji taką wiedzę umieszczają na ulotkach dołączonych do swoich produktów. Podobnie ogromna większość ginekologów i seksuologów nie podaje informacji na temat stopnia zawodności prezerwatyw, ani nawet na temat relacji między wielkością porów w prezerwatywach a wielkością plemników czy wirusów HIV. Podają natomiast błędną deklarację, że zbędne hormony nie są szkodliwe dla zdrowia czy że prezerwatywy dają „bezpieczny” seks. W tej sytuacji chyba warto, by naukowcy w naukowy sposób zbadali powody, dla których ginekolodzy i seksuolodzy ukrywają lub zniekształcają informacje na powyższe tematy.
M. Jarmoc w ogóle nie odniósł się do podsumowania, jakie zamieściłam w moim poprzednim tekście. Pozwolę więc sobie na zacytowanie samej siebie: „Zauważam, że wielu współczesnych ludzi uczyni wszystko i dokona każdej manipulacji intelektualnej, byle tylko uciec od rzetelnej wiedzy na własny temat wtedy, gdy wiedza ta konfrontuje nas z twardą rzeczywistością, gdy stawia nam wymagania i gdy ukazuje odpowiedzialność człowieka za własne zachowania. To właśnie dlatego wielu - zwłaszcza młodych - ludzi panicznie boi się, na przykład, wiedzy o tym, że piwo to alkohol, że para ludzka jest płodna jedynie kilka dni w ciągu cyklu czy że zbędne hormony niszczą zdrowie. A najbardziej tacy ludzie boją się wiedzy na temat skutków ich sposobu postępowania.” Warto, by nie tylko wychowawcy mierzyli się z tym zjawiskiem, ale też by naukowcy potraktowali je jako ważny problem badawczy. Ważny, bo ukazujący postawę i los wielu ludzi. Los nie naukowy czy teoretyczny, lecz całkiem rzeczywisty.
opr. mg/mg