Homilia / rozważanie na 20 niedzielę zwykłą, rok A
Jak instrument muzyczny potrzebuje człowieka, który poruszy go nie tylko rękami, ale i swoim duchem, tak i sprawy codziennego życia potrzebują wiary, która będzie je uprzedzać i nadawać im kierunek
Pewnie każdemu z nas zdarzyło się przeżyć takie chwile, kiedy czuliśmy się źle przez kogoś potraktowani - nierozumiani czy wręcz odrzuceni. Szliśmy z konkretnymi oczekiwaniami, wiele spodziewaliśmy się, mieliśmy nadzieję uzyskać pomoc lub przynajmniej usłyszeć dobre słowo - a tu nic! Wszystko inaczej niż to sobie wyobrażaliśmy i układaliśmy w myślach. Potem jednak okazywało się, że świat, który zdawał się być przeciwko nam, w jakiś niezwykły sposób tak rozbudził naszą inicjatywę, że wzięliśmy sprawy w swoje ręce i sami znaleźliśmy najlepsze rozwiązanie.
To, co ukazuje nam dzisiejsza Ewangelia właściwie też nie mieści się w głowie. Sposób, w jaki Jezus traktuje kobietę szukającą pomocy, jest na pozór nie do przyjęcia. Nawet uczniowie wydają się być zdziwieni, a może i zawstydzeni, że Mistrz nie chce uczynić zadość jej prośbom... Jak się jednak okazuje, także taka postawa ma sens. Również ta chwila odrzucenia może służyć zbawieniu. Wzbudza jeszcze większą determinację, czyni kobietę nieustępliwą, tak że Chrystus może wreszcie znaleźć w jej sercu to, czego szukał: wiarę - „Niewiasto, wielka jest wiara twoja, niech ci się stanie, jak chcesz".
Warto zatrzymać się przy opowiadaniu, które przynosi nam dzisiejsza Ewangelia, by uczyć się przyjmować wszelkie trudne chwile, w których czujemy się niezrozumiani lub źle przyjęci. Być może są one właśnie po to, byśmy przekroczyli jakąś barierę w naszym życiu, która nie pozwala nam się „usamodzielnić", odrzucić pretensjonalny styl bycia i wziąć sprawy w swoje ręce. Być może są też po to, byśmy zrozumieli, że zanim cokolwiek zrobimy lub inni zrobią coś dla nas, potrzeba po prostu wiary.
opr. mg/mg