Homilia na 5 niedzielę zwykłą roku A
Wielkie wrażenie na pielgrzymach robią solne skały, które ciągną się przez 10 kilometrów zachodniego wybrzeża Morza Martwego. Znajdują się w okolicy miejsca, zwanego po arabsku „Gebel Usdum”, co znaczy „Góra Sodomy”. Ustawiono je na pamiątkę wydarzeń opisanych w 19. rozdziale Księgi Rodzaju. Nazwa jednej ze skał, Żona Lota, nawiązuje do opowiadania, w którym „żona Lota obejrzała się i stała się słupem soli” (19,26).
Symbolika soli w języku Biblii i tradycji Wschodu jest bogata. Przede wszystkim jest to sól przyjaźni, przymierza, solidarności. Na starożytnym Wschodzie zawierano „pakt soli”, który oznaczał nierozerwalne przymierze. U Ewangelisty Marka przytoczone zostały słowa Jezusa, zapraszającego uczniów do przyprawienia życia braterskiego solą miłości: „Dobra jest sól; lecz jeśli sól smak swój utraci, czymże ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie i zachowujcie pokój między sobą” (Mk 9,50).
Sól jest symbolem życia. Ciekawy jest wschodni zwyczaj nacierania solą dziecka tuż po urodzeniu, by dać mu siłę i żywotność, a także oddalić od niego już na początku życia złe duchy.
Sól jest też symbolem mądrości. Także my, gdy chcemy wykazać, że czyjeś słowa są pozbawione sensu, są próżne czy puste — mówimy, że są niesmaczne. Dodanie do własnych słów soli zrozumienia, refleksji, współczucia oznacza stanie się osobą zdolną do udzielania rad, podtrzymywania, umacniania i kierowania.
Jednak sól jest też znakiem negatywnym: sama w sobie nie jest smaczna, słona woda nie gasi pragnienia, sól przyłożona do rany pali, połacie soli nad Morzem Martwym czynią krajobraz podobnym do księżycowego. Z tego powodu na Wschodzie oraz u Greków i Rzymian, kiedy chciano zniszczyć jakieś miasto na zawsze, po zdobyciu go i zburzeniu rzucano na ruiny sól.
Sól jest drobnym elementem naszego codziennego życia, ale Biblia nadała jej znaczenie duchowe, obdarzyła „smakiem” życia i mądrości, miłości i oczyszczenia, strachu i wybawienia, ciepła i świadectwa.
Do czego więc jesteśmy wezwani?
Chrześcijanin ma być solą dla społeczności, w której żyje: daje smak i zabezpiecza, uodparnia przed rozkładem, głupotą, zepsuciem moralnym, korupcją. Ma to czynić siłą swojego wnętrza. Autentyczny chrześcijanin musi chcieć, ale i musi mieć odwagę być innym niż ci, którzy nie znają Chrystusa i Jego Ewangelii. To przecież oznaczał chrzest: zrzucenie starego człowieka i przyobleczenie się w nowego. Trzeba uwrażliwiać sumienia, bo istnieje realne niebezpieczeństwo zwietrzenia, utraty własnej identyczności, tożsamości! Możemy zostać rozmyci!
Pozostaje wtedy wiara szczątkowa: paciorek, tradycja, zwyczaj, wspomnienie, religijne gesty ze względu na żonę, rodziców, otoczenie. Zanika życie z wiary. Taki człowiek przestaje być solą! Jego życie nie świadczy o tym, że należy do Chrystusa. Jego postawa będzie usprawiedliwieniem dla tych, którzy do Chrystusa nie należą. Straszne jest zakończenie: na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Chrześcijaństwo rozmyte, zwietrzałe, godne już tylko wyrzucenia i podeptania. Dlatego trzeba czuwać, dokładać wysiłku, by się nie dać rozmyć, by nie zwietrzeć, by nasycać się Jezusem, wypracowując w sobie wiele sprawności.
opr. mg/mg