Przychodzenie Pana

Homilia na 1 Niedzielę Adwentu roku B

Pierwsze czytanie Iz 63,16b-17; 64,1.3b-8

Tyś, Panie, naszym Ojcem,
„Odkupiciel nasz” to Twoje imię odwieczne.
Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić
z dala od Twoich dróg,
tak iż serce nasze staje się nieczułe
na bojaźń przed Tobą?
Odmień się przez wzgląd na Twoje sługi
i na pokolenia Twojego dziedzictwa.
podobnie jak ogień pali chrust
i sprawia wrzenie wody —
abyś dał poznać Twe imię wrogom.
Przed Tobą drżeć będą narody,
gdy dokonasz dziwów nadspodziewanych,
«Zstąpiłeś: przed Tobą skłębiły się góry»
i o których z dawna nie słyszano.
Ani ucho nie słyszało,
ani oko nie widziało,
żeby jakiś bóg poza Tobą czynił tyle
dla tego, co w Nim pokłada ufność.
Wychodzisz naprzeciw tych, co radośnie pełnią sprawiedliwość
i pamiętają o Twych drogach.
Oto Tyś zawrzał gniewem, bośmy grzeszyli
przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani.
My wszyscy byliśmy skalani,
a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata.
My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście,
a nasze winy poniosły nas jak wicher.
Nikt nie wzywał Twojego imienia,
nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie.
Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami
i oddałeś nas w moc naszej winy.
A jednak, Panie, Tyś naszym Ojcem.
Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą.
Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy.

W pierwszym czytaniu prorok Izajasz modli się o ratunek dla uciśnionego narodu: „Tyś, Panie, naszym Ojcem... Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg... Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił...”

Szczera modlitwa zanoszona do Boga nie może nigdy pozostać bez skutku. Może Bóg nie wysłucha nas od razu, ale dopiero wtenczas, gdy nam najbardziej będzie potrzebna Jego pomoc, może nie w tej postaci, jakbyśmy sobie tego życzyli, lecz w innej, zupełnie nieprzewidzianej. Ale nie wolno nam nigdy powątpiewać w skuteczność naszych modlitw. Ks. Jerzy Langman w swoich wspomnieniach obozowych z Buchenwaldu opowiada, jak pewnego razu zatrudniony przy noszeniu worków z cementem, wyczerpany do ostatnich granic modlił się do Boga o siłę do pracy. Osłabł jednak tak dalece, że upadł na ziemię, nie mogąc się podźwignąć. Jakież było jego zaskoczenie, gdy patrzący na to esesman, zamiast go bić i kopać, co było regułą w takich przypadkach, kazał go odprowadzić do bloku i dać mu jeść. Bóg nie wzmocnił sił więźnia potrzebnych do pracy, ale tak dalece zmiękczył serce esesmana, że ten przyszedł mu z pomocą. Tak o tym pisze autor wspomnień: „W Buchenwaldzie ludzie się gorąco, a niektórzy stale modlili. Modlili się o coś i modlili się za coś, i modlili się dla samej modlitwy — rozmowy ze Stwórcą. Niosąc wór z cementem, modliłem się, by donieść worek, by dotrzeć, by wykonać pracę. Kroki moje były coraz cięższe, wydawało się, że wór absolutnie przewyższa moje siły. Z daleka widziałem, iż pracy na podwórzu przypatruje się wyjątkowo złośliwy esesman. Jeśli nie doniosę, będę bity, a konsekwencje pobicia nietrudno przewidzieć. Przestrzeń do przebycia zmniejszała się bardzo wolno.

Pozostała mi modlitwa, najprostsza, związana z tą właśnie chwilą, najaktualniejsza. Pozwól mi, Panie, donieść, dodaj siły. Pozwól mi dokonać tej pracy, jako czynu koniecznego, który Ty dopuszczasz na mnie. Ja się wysilę, ile można, ale Ty, Panie, dopomóż.

Widzę, że młody esesman, obserwuje mnie teraz już bardzo pilnie. Nie spuszcza ze mnie oka, a ja słaniam się coraz bardziej.

— Panie, pomóż, Ty widzisz, iż resztkę sił dobywam. Ty wiesz wszystko, tego nikt nie rozumie lepiej od Ciebie, że dalej nie mogę, że lada chwila upadnę. Ty wiesz, iż na to, co nastąpi, nie mam żadnego wpływu.

I upadłem. Było zaledwie może cztery kroki do celu. Upadłem. Mąciło mi się w głowie.

Nadbiegł esesman. Spodziewałem się, zgodnie zresztą ze zwyczajem w Buchenwaldzie, kopniaków i ciężkiego pobicia, oskarżeń o sabotaż, bo może worek pękł przy upadku. Wszystko jedno, ja dalej nie mogłem!... Esesman podniósł mnie. Stałem na chwiejnych nogach. Zawołał kapa.

— Jak można na tak wycieńczonych ludzi nakładać takie ciężary! Ja go obserwowałem, on nie mógł iść dalej. Wyście powinni takie worki nosić! Odprowadzić go do bloku i dać mu jeść!

I tak kończy opis tego wypadku ks. J. Langman: „Sądzę, iż Ten, który wysłuchuje wszystkich modlitw, wysłuchał i mojej, każąc mi upaść, wskrzesił jednak w esesmanie szczątek obrazu Bożego, na którego podobieństwo zostali stworzeni wszyscy ludzie na świecie. I esesmani też”.

Ks. Jerzy Langman, Oczekiwanie, Buchenwald, Kraków 1973, ss. 92—93.

Drugie czytanie 1 Kor 1,3-9

Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego, i od Pana Jezusa Chrystusa! Bogu mojemu dziękuję wciąż za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie brakuje wam żadnego daru łaski, gdy oczekujecie objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem naszym.

Św. Paweł w Liście do Koryntian przypomina, kim jest dla nas Chrystus: jest źródłem, ośrodkiem i celem naszego życia.

Na to pytanie — Kim jest dla nas Chrystus? — padło wiele odpowiedzi w ciągu historii. Jedną z nich dał Beniamin Franklin († 1790), amerykański polityk, fizyk i publicysta. W liście do przyjaciela Ezry Stilesa, wypowiadając się na temat Chrystusa jako założyciela nowej religii i głosiciela nowych zasad moralnych, m.in. napisał:

„Jeśli chodzi o Jezusa z Nazaretu, sąd mój, którego się szczególnie domagasz, jest taki, iż pozostawiony przez Niego system religii i nauk moralnych jest najlepszy, jaki świat kiedykolwiek widział, czy też ma szansę zobaczyć...”

Cytat za: Jaroslav Pelikan, Jezus przez wieki, Kraków 1993, s. 225.

Ewangelia Mk 13,33-37

Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: «Czuwajcie!».

Chrystus Pan wzywa nas do gotowości na śmierć: podobnie jak domownicy powinni być gotowi, w każdej chwili, na powrót pana domu. „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie”.

Adam Grzymała-Siedlecki, pisarz i publicysta, spisując swoje wspomnienia, wielokrotnie nawiązuje do problemu śmierci osób sobie bliskich jak i dalszych, ale powszechnie znanych. M.in. odnotował, ze słyszenia, jak podszedł do zbliżającej się śmierci wielki nasz malarz Juliusz Kossak († 1899). „Miał już 75 lat. Przewlekle chorował; wiedział, że z choroby nie wyjdzie; całe życie optymista i ucieleśnienie pogody — tym swoim właściwościom nie sprzeniewierzył się i w swej ostatniej chwili. Któregoś dnia poczuł się wyjątkowo słaby.

— Dajcie no mi lusterko, bom się dawno nie widział, jakim jestem.

Podano, wpatrzył się w swoją twarz.

— Każcie zawołać balwierza, diablo zarosłem na gębie, muszę starannie być ogolonym, bo jako Sodalis Marianus nie dziś to jutro już się zamelduję Matce Boskiej; muszę ładnie wyglądać...”

Adam Grzymała-Siedlecki, Rozmowy z samym sobą, Kraków 1972, s. 80.


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama