Homilia na 23 niedzielę zwykłą roku B
To chyba najlepsze podsumowanie życia i nauczania Jezusa z Nazaretu. Tak w każdym razie postrzegali Go współcześni. Był całkowicie inny niż uczeni w Piśmie czy faryzeusze - nauczał z mocą, której nie sposób było się oprzeć. Odwoływał się do powszechnie znanych świętych tekstów. Być może częściej mówił o Prawodawcy niż o Prawie, o głębokim wymiarze przykazań, a nie o ich dosłownym znaczeniu. Chętnie posługiwał się też obrazami wziętymi z przyrody, pracy na roli, sięgał do doświadczeń pasterzy, rybaków, nieobce Mu były troski gospodyni domowej...
To pewnie dlatego lgnęli do Niego przede wszystkim ci, którzy się źle mieli, którzy nie znali Prawa i często byli z nim na bakier. Pan Jezus potrafił przywrócić wiarę w siebie, Jego słowa budziły nadzieję na lepsze jutro. Sposób, w jakim mówił o Bogu, odsłaniał Jego zapoznane Oblicze - pełne miłosierdzia i tkliwości. Może dlatego tak bardzo garnęły się do niego dzieci i... grzesznicy.
Dzisiejsza Ewangelia przywołuje jeden z wielu epizodów: „Przyprowadzili Mu głuchoniemego i poprosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: »Effata«, to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić” (Mk 7, 32-35).
Tak będzie zawsze. Jezus reaguje, odpowiada na potrzebę chwili, łagodzi cierpienie, uzdrawia. Nie dziw, że mówiono o Nim - dobrze uczynił wszystko! Tłumy chciały Go obwołać królem, nie odstępowały Go ani na chwilę, Jego uczniowie nie mieli czasu na posiłek, tak wielkie wzięcie miał ich Rabbi.
Ale przecież nie wszyscy Go tak postrzegali. Od początku działalność Mistrza z Nazaretu budziła kontrowersje. Zwłaszcza kapłani, faryzeusze, uczeni w Piśmie. Władza cywilna szukała sposobności, by się Go pozbyć, by Go uciszyć. Podobne kłopoty mieli Jego pierwsi uczniowie, zwłaszcza ci najbardziej gorliwi, jak choćby Paweł z Tarsu, dawny prześladowca „tej drogi”, który zrozumiał, że poza Jezusem Chrystusem nie ma zbawienia.
Zadziwiający jest ten wzrost sprzeciwu wobec nauki i postępowania Jezusa. Nie jest łatwo znaleźć jego racjonalne wyjaśnienie, przecież czynił wszystko dobrze! Ale czasem, paradoksalnie, dobro staje się źródłem sprzeciwu. Doświadczył tego już prorok Jeremiasz: „Oni rzekli: »Chodźcie, uknujmy zamach na Jeremiasza! Bo przecież nie zabraknie kapłanowi pouczenia ani mędrcowi rady, ani prorokowi słowa! Chodźcie, uderzmy go językiem, nie zważajmy wcale na jego słowa!«” (Jr 18,18). Jezus chętnie odwoływał się do tradycji prorockiej, swoje nauczanie widział jako przedłużenie tej właśnie tradycji. Wystarczy wspomnieć Jego pierwsze słowa w rodzinnym Nazarecie, kiedy po lekturze proroctwa Izajasza powiedział: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4,21). I znowu reakcja ziomków raczej zaskakująca: „Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich, oddalił się” (4, 29-30).
Jaki wniosek wynika z tych zachowań? Czy jest to tylko zapis przewrotności Żydów, jak to przez wieki było wykładane przez teologów i kaznodziejów chrześcijańskich, czy też może zapis sprzeciwu wobec nowości, który budzi się w sercu człowieka przyzwyczajonego do określonych sposobów wyrażania swojej religijności? A więc nie tylko Żydów tyczący, lecz każdego człowieka, również chrześcijanina i katolika.
Warto i pod tym kątem czytać Dobrą Nowinę. Warto zastanowić się nad źródłami gniewu, jaki rodzi się w naszych sercach. Czy chodzi nam tylko o dobro i o Boga, czy może chronimy się przed Bogiem? Być może, iż wzorem uczonych w Piśmie i faryzeuszów wolimy prawdy sprawdzone i ugruntowane, niż niepewne nowości prowokujące do przemyślenia wszystkiego jeszcze raz od początku.
opr. mg/mg