Homilia na 24 niedzielę zwykłą roku B
Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?». Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków». On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?». Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.
I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie».
Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je».
— Ty jesteś Mesjasz — mówi Piotr do Jezusa.
„Mesjasz” po hebrajsku i „Chrystus” po grecku dosłownie oznacza „namaszczony”, ten, który otrzymał namaszczenie, poprzez które królowie otrzymywali moc Ducha. Nazwa ta stała się imieniem Jezusa: Jezus Chrystus to Jezus Mesjasz.
Dla Żyda słowo „mesjasz” było harfą, której wszystkie struny budziły drżenie nadziei Izraela. Jeśli chcemy ocenić moc jego oddziaływania, musimy je wypełnić różnymi znaczeniami, które jednak odnosiły się do dwóch podstawowych danych: (1) Mesjasz miał być wysłannikiem Boga (2) i będzie On posłany, żeby zbawić najpierw lud wybrany, a potem wszystkie narody. Na podstawie tych założeń jedni marzyli o królu-wojowniku, inni o wielkim proroku sprawiedliwości. Wszyscy wyobrażali sobie, że będzie to potężny, mądry, bardzo religijny i bliski Bogu wyzwoliciel w każdym sensie tego słowa.
Ale nigdy, przenigdy żaden Żyd nie wyobraziłby sobie Mesjasza, który mógłby cierpieć! Zwróćcie uwagę na miejsce słynnej deklaracji Piotra: jest to sam środek Ewangelii. Do tej pory nieustannie stawiano sobie pytanie: kim jest ten człowiek? Teraz uczniowie wiedzą, że jest On Mesjaszem. Ale odtąd będzie ich dręczyć nowe pytanie, które zdominuje drugą część Ewangelii: jak to jest, że ten zadziwiający Mesjasz może być wyzwolicielem, zwycięzcą, a jednocześnie ma iść ku śmierci?
Jezus odgaduje w nich to niezrozumienie. Przede wszystkim nie mają wyjawiać tłumom tego tytułu Mesjasza, na którym ciążą jeszcze dawne marzenia: „Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili”.
Tak, jest Mesjaszem; tak, będzie Zbawicielem, ale nie w ten sposób, w jaki to sobie wyobrażają: „Zaczął ich pouczać, że musi wiele wycierpieć, że będzie zabity i zmartwychwstanie”.
Słowo „zmartwychwstanie” na razie jeszcze ich nie uderza, być może niejasno myślą o zmartwychwstaniu wszystkich sprawiedliwych „na końcu czasów”, nie potrafią wyobrazić sobie tego jedynego Zmartwychwstania, w którym w pełni rozbłyśnie chwała prawdziwego Mesjasza. Trudno im przyjąć szokujące słowa, które rodzą bunt w odniesieniu do ich Mesjasza: cierpienie, śmierć. Piotr traci głowę i „zaczyna Go upominać”.
Czy my upominamy Jezusa? To znaczyłoby, że łączy nas z Jezusem więź równie mocna jak ta, która łączyła Jezusa i Dwunastu. W tym momencie Ewangelii bliskie przebywanie z Jezusem pozwala im dyskutować z Nim, wzrastać, aby dojść w końcu do tego wielkiego okrzyku: „Ty jesteś Mesjasz!”. Ale żeby pojąć całą tajemnicę, ile potrzeba będzie rozmów, i to rozmów burzliwych jak ta (a może jak nasze rozmowy z Jezusem?).
PIOTR: — Ty miałbyś cierpieć i umrzeć! Ty, Mesjasz?
JEZUS: — Myślisz tylko po ludzku; kiedy wreszcie wzniesiesz się do myślenia na sposób Boży?
Już kiedyś rozważaliśmy, jak trudno jest wydobyć się z myślenia na sposób ludzki, ale zawsze warto powracać do tego zdumiewającego objawienia: Ten obiecany i tak bardzo oczekiwany Mesjasz jest Synem Bożym, a jednak zostanie przybity do krzyża.
I my także! Jezus przywołuje cały tłum, żeby głośno obwieścić mu prawdę, która budzi w nas trwogę: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech weźmie krzyż swój”. Nie jesteśmy w stanie tu, na ziemi, odsłonić tajemnicy tego nieuniknionego cierpienia. Możemy jedynie obdarzyć Boga zaufaniem — najtrudniejszym zaufaniem, jakim jest oczekiwanie dnia, kiedy nareszcie dowiemy się, dlaczego Ojciec, który nas miłuje, nie mógł dać — ani swojemu Synowi, ani nam — życia bez krzyża.
ANDRÉ SÈVE, Homilie niedzielne Kraków 1999
opr. mg/mg