Homilia na 32 Niedzielę zwykłą roku B
Prorok Eliasz poszedł do Sarepty. Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Więc zawołał ją i powiedział: «Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się napił». Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał na nią i rzekł: «Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba!» Na to odrzekła: «Na życie Pana, Boga twego! Już nie mam pieczywa — tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi [strawę]. Zjemy to, a potem pomrzemy». Eliasz zaś jej powiedział: «Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i przynieś mi! A sobie i twemu synowi zrobisz potem. Bo Pan, Bóg Izraela, rzekł tak: „Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię”». Poszła więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.
Pierwsze czytanie z Pierwszej Księgi Królewskiej ukazuje postać ubogiej wdowy z Sarepty, która tak dalece zaufała Opatrzności Bożej, że ostatnią garść mąki przeznaczyła na placek dla Eliasza, przeświadczona, że Bóg nie dopuści, by ona i jej syn umarli z głodu. I nie zawiodła się.
Historia zna wiele bohaterskich wdów, które samotne umiały dobrze wychować swoje dzieci. Taką była Kornelia, żyjąca w II wieku p.n.e.; była żona Semproniusza Grakcha i miała 12 dzieci, 6 córek i 6 synów. Przy życiu pozostało jej troje, dwóch synów, Tyberiusz i Gajusz (słynni opiekunowie ludu i reformatorzy) oraz córka. Po śmierci męża Kornelia mogła ponownie wyjść za mąż, nawet za króla egipskiego, Ptolemeusza VII. Jednak postanowiła żyć jako wdowa, by móc się całkowicie poświęcić wychowaniu swoich dzieci. I rzeczywiście, wychowała synów na wielkich reformatorów społecznych. Przeszła zaś do historii jako idealny obraz żony i matki. Po śmierci wzniesiono jej w Rzymie posąg z napisem: „Kornelii, matce Grakchów”. Z jej życia przytacza się m.in. następujący fakt: pewnego dnia odwiedziła ją bogata przyjaciółka; gdy w trakcie rozmowy zaczęła jej pokazywać swoją kosztowną biżuterię, Kornelia przyprowadziła małych synków i powiedziała: „A oto są moje klejnoty”.
Chrystus bowiem wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej [świątyni], ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy od stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie. A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują.
Autor Listu do Hebrajczyków uczy, że Chrystus „ukazał się teraz, na końcu wieków, na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie”. Taki był cel Jego przyjścia na ziemię. Zrealizował je przez mękę, przez krzyż. Jako ludzie, w naszym dążeniu do zbawienia musimy zaakceptować krzyż.
Św. Benedykta od Krzyża (Edyta Stein, † 1942), filozofka niemiecka, Żydówka z pochodzenia i karmelitanka, zamordowana przez Niemców w Oświęcimiu, której było dane pójść za Chrystusem drogą Jego krzyża, napisała:
„Jeśli dusza chce dzielić życie Chrystusa, musi wraz z Nim przejść śmierć krzyżową: wydać się na ukrzyżowanie w cierpieniu i śmierci, tak jak Bóg ześle czy dopuści”.
Myśli pań niepospolitych (opr. C. Glensk), Warszawa 1992, s. 169.
Jezus nauczając mówił do zgromadzonych: «Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok».
Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie».
Komentując dzisiejszą scenę opisaną przez św. Marka, abp Zygmunt Szczęsny Feliński zauważa, że wielkość ofiary zależy nie od tego, co się daje, ale od tego, co się sobie zostawia. Oto jego słowa: „Wartość ofiary ceni się nie według tego, co się poświęca Bogu, lecz co się sobie zostawia. Potwierdza to przykład ubogiej, ewangelicznej niewiasty, wrzucającej do skarbonki drobny pieniążek”.
Abp Z. Sz. Feliński, Myśli i słowa, s. 38.
opr. mg/mg