Homilia na 5 Niedzielę zwykłą roku B
Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty. Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki. Położę się, mówiąc do siebie: Kiedyż zaświta i wstanę? Lecz noc wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku. Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, że dni me jak powiew. Ponownie oko me szczęścia nie zazna.
Cierpienie, o którym mówi Księga Hioba, jest jedną z postaci zła. Zło istniejące w świecie stworzonym przez Boga jest jednym z najtrudniejszych problemów. Łamali sobie nad nim głowę wszyscy filozofowie i teologowie. Żadnemu nie udało się go wyjaśnić. Co najwyżej można mówić o próbach takiego wyjaśnienia. A oto co na ten temat chciałby nam powiedzieć sędziwy filozof i pisarz francuski, Jean Guitton (ur. w 1901 roku):
„Tak. Jest to problem podstawowy, problem zła. Być może nierozwiązywalny. Często rozmawiałem o tej kwestii z Bergsonem. Bardzo się z nim przyjaźniłem. Oto co mi mówił: «Jest jedna rzecz, której nie rozumiem, a mianowicie: dlaczego Bóg stworzył świat. Gdybym to ja był Bogiem i gdybym wiedział, że konsekwencją istnienia świata będzie istnienie choćby jednego człowieka potępionego, to znaczy choćby jednej osoby skazanej na wieczną śmierć, nigdy bym tego nie uczynił. Zadowoliłbym się wiecznym snem». Bergson miał rację: dowiedzieć się, dlaczego Bóg stworzył świat, na którym żyje choćby jeden człowiek potępiony, dlaczego pozwolił na świat, w którym istnieje zło, to największy ze wszystkich problemów”.
J. Guitton — J. Lanzmann, Czy wierzyć w niebo, czy nie wierzyć,
Kraków 1996, s. 13—14.
Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii! Gdybym to czynił z własnej woli, miałbym zapłatę, lecz jeśli działam nie z własnej woli, to tylko spełniam obowiązki szafarza. Jakąż przeto mam zapłatę? Otóż tę właśnie, że głosząc Ewangelię bez żadnej zapłaty, nie korzystam z praw, jakie mi daje Ewangelia. Tak więc nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich, aby tym liczniejsi byli ci, których pozyskam. Dla słabych stałem się jak słaby, by pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych. Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział.
Św. Paweł, jako apostoł, swój główny obowiązek widział w głoszeniu Ewangelii. Wyraził to w dobitnych słowach: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii”.
Głoszeniu Ewangelii służą wszystkie sposoby nauczania, z których korzysta Kościół. Do nich należy m.in. propagowanie Pisma Świętego przez tłumaczenie go na języki narodowe. W Polsce największa zasługa w tym względzie przypada jezuicie, ks. Jakubowi Wujkowi. Jego życie przypada na lata 1541—1597. Urodził się w Wągrowcu koło Poznania, zmarł w Krakowie i tu został pochowany w podziemiach jezuickiego kościoła św. Barbary. Na zewnętrznej ścianie, od północy, przypomina jego postać tablica pamiątkowa.
Jakub Wujek był pisarzem religijnym, polemistą, kaznodzieją i profesorem w Akademii Wileńskiej, ale przede wszystkim tłumaczem Pisma Świętego z łaciny na język polski. Za życia zdążył opublikować Nowy Testament (1594); Stary Testament wyszedł w dwa lata po śmierci tłumacza (1599).
Naród polski aż do Soboru Watykańskiego II z Biblii Wujka poznawał dzieje zbawienia i na niej uczył się swojego języka. Bohater „Wspomnień z Maripozy” (H. Sienkiewicza) mówi: „Jedną mam książkę w domu: Biblię Wujka, którą czytuję co dzień, abym nie zapomniał mojej mowy i nie stał się niemym w języku ojców moich”.
Za: Kalendarium duszpasterskie, Kraków 1984, t. III, s. 441.
Jezus po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pospieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: «Wszyscy Cię szukają». Lecz On rzekł do nich: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem». I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.
Św. Marek tak streszcza początek działalności Chrystusa na terenie Galilei: „Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił...” Dusza i ciało były przedmiotem zbawczego działania Chrystusowego.
Pod tym względem dziwne podobieństwo do Chrystusa dostrzegamy w działalności Ojca Pio († 1968). Chrystus upodobnił go do siebie przez wyciśnięcie na jego ciele stygmatów. Ale nie tylko. Widoczne jest ono jeszcze bardziej w trosce Ojca Pio o ratowanie dusz z niewoli szatana: pokutował za grzeszników, spowiadał ich całymi godzinami; wypędzał szatana z opętanych.
Szatan niełatwo dawał za wygraną. Dręczył Ojca Pio, gdy ten był jeszcze dzieckiem. Gdy wstąpił do zakonu kapucynów (w 1903 r.), w okrutny sposób wyładowywał na nim swą złość. W notatniku z pierwszych lat życia w zakonie czytamy: „Ubiegłej nocy myślałem, że demony chcą mnie zatłuc na śmierć. Już nawet nie wiedziałem, którego świętego wzywać na pomoc. Wezwałem mego anioła stróża. Po kilku chwilach oczekiwania zjawiła się przy mnie jego uskrzydlona postać”.
Pod datą 18 lutego 1912 roku Ojciec Pio zapisał: „Szatan bije mnie z wyjątkiem środy codziennie i niemalże do śmierci”. A 18 czerwca 1912 roku: „Ostatniej nocy, od dziesiątej aż do piątej nad ranem, bił mnie bez ustanku. Zdawało mi się, że są to ostatnie godziny mego życia. Kiedy o piątej rano poszedł sobie, całe me ciało ogarnął przejmujący ziąb. Drżałem jak trzcina na szalejącym wietrze. Po paru godzinach dostałem krwotoku z ust”.
To znęcanie się złego ducha nad Ojcem Pio trwało do końca jego życia. Zadręczał go wymyślnymi torturami, zwłaszcza w dniach poprzedzających spowiedź, w której jakiś penitent miał doznać łaski nawrócenia. Każda taka spowiedź była przez Ojca Pio okupiona bolesnymi przejściami w walce z szatanem.
opr. mg/mg