Homilia na 7 niedzielę zwykłą B
Jezus na kartach Ewangelii nieustannie przypomina, że misją Kościoła nie jest doraźny sukces, bycie popularnym, lecz niesienie zbawienia i prawdziwego wyzwolenia. Nie jest misją Kościoła karmienie człowieka złudzeniami i bliżej nieokreślonymi namiastkami szczęścia. Jezus staje przed nami jako Odkupiciel człowieka. Czytany dziś opis uzdrowienia człowieka sparaliżowanego jest tego wyraźnym znakiem.
Uzdrowienie ciała poprzedziło inne uzdrowienie — darowanie grzechów. „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”. Jezus wyraźnie wypełnił obietnicę Boga wypowiedzianą niegdyś przez proroka Izajasza: „Ja właśnie przekreśliłem twe przestępstwa i nie wspominam twych grzechów”. Zapewne uczestnicy tego wydarzenia znali słowa Proroka, skoro tak bardzo się oburzyli: „Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden”. Nie trzeba się im dziwić. Poczuli się zawiedzeni w swoich nadziejach. Czekali na cudowne uzdrowienie, wszak szeroko była znana działalność cudotwórcza Jezusa. Jednak Nauczyciel z Nazaretu, skąd — jak uważano — nie może pochodzić nic dobrego, najpierw odpuszcza grzechy.
Zanim jednak ich potępimy, przeanalizujmy własne postawy wobec sakramentu pokuty i przebaczenia. Patrzymy nieraz na ludzi przy konfesjonale, sami także klękamy u jego kratek. Czy nie rodzi się w nas, gdzieś na dnie duszy, ta sama myśl: „Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden?”. Wszak w sakramencie pokuty powierzamy je w jakimś sensie człowiekowi takiemu jak my, choć obarczonemu posłannictwem, które nie ma odpowiednika w świecie. I powtarza się scena ewangeliczna: „Żebyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów... wstań... i idź do domu”.
Czy dla nas to zawsze takie oczywiste, czy łatwo w to uwierzyć? Czy ci, którzy stoją obok w kościele, którzy patrzą z boku, nigdy nie żywią podobnych podejrzeń jak uczeni w Piśmie z dzisiejszej Ewangelii?
Chrystus nie chce łatwych rozwiązań. Mógł uzdrowić i szepnąć do ucha: „Synu odpuszczają ci się twoje grzechy”. A jednak... Najpierw słowa przebaczenia. Trudne dla chorego i dla tych, którzy go przynieśli z niemałym wysiłkiem przed Jezusa. Bo cóż jest łatwiej powiedzieć: odpuszczają ci się grzechy, czy wstań i chodź?
Odpowiedzią Boga na grzech człowieka jest bezgraniczna miłość wyrażona w Krzyżu. Ogromny szacunek Jezusa wobec człowieka ujawnia się chyba najbardziej i najpełniej w geście przebaczenia. Zauważmy, że Syn Boży nigdy nie potępia człowieka, który uznaje swój grzech. Widzi w człowieku nie tylko zło, ale zawsze także i dobro. Bo nie ma ludzi tylko złych i tylko dobrych. W każdym z nas jest trochę dobra i trochę zła. Jeżeli widzimy w sobie zło, Bóg nawiązuje do tej odrobiny choćby dobra i na niej buduje swoje wielkie nadzieje co do nas. Przebacza nam z wiarą, że i my — rozpoczynając od tej odrobiny dobra — będziemy coraz lepsi.
Miarą szacunku, jakim my, ludzie, darzymy się nawzajem jest to, w jakim stopniu sobie wzajemnie ufamy. Najpełniejszym wyrazem zaufania jest umiejętność przebaczenia. W nim bowiem zawiera się wiara w człowieka, który wobec nas zawinił, wiara w to, że nie jest on zły, że będzie lepszy, że chcemy w to jego odwrócenie się od zła uwierzyć. Przebaczyć komuś to tyle, co uwierzyć w niego. Tak rzadko człowiek jest zdolny naprawdę przebaczyć drugiemu człowiekowi. Tak rzadko jeden ufa drugiemu. Łatwo jest mówić o przebaczeniu — przebaczyć o wiele trudniej.
A przecież nic tak nie zjednuje człowieka, nic go tak wewnętrznie nie zmienia i nie przywiązuje do nas, jak przebaczenie. Jeżeli oczywiście człowiek jest w stanie dojrzeć w postawie przebaczenia wyraz wiary w siebie.
Bóg przebacza człowiekowi zawsze, ilekroć on o to z wiarą i skruchą prosi. Wtedy też powtarza się cud z dzisiejszej Ewangelii: „Synu odpuszczają ci się twoje grzechy. Idź w pokoju”. Nie zapomnijmy i o tych, którzy z ogromnym poświęceniem przynieśli do Jezusa człowieka sparaliżowanego. To zadanie zawsze aktualne. Prowadzić innych do Jezusa, by doświadczyli Jego uzdrawiającej mocy.
Ks. Roman Kempny
opr. mg/mg