Homilia na 4 niedzielę Adwentu roku C
Ostatnia niedziela tegorocznego Adwentu jest pierwszym dniem świętowania. Kalendarzowy zbieg terminów, a przecież ma symboliczną wymowę. Kończy się Adwent. Kończy się tysiąclecie. A "koniec" znaczy "początek": zaczyna się trzecie tysiąclecie. Zaczynają się święta. Na adwentowym wieńcu płoną cztery świece. To nie ozdoba, to zegar przypominający, jak wielkim darem jest czas. Żyjemy w czasie. Żadna chwila nie wraca - jest więc jedyna i najważniejsza. Każda godzina jest darem i zadaniem. Każdy dzień przynosi nowe wyzwania i nowe łaski. Nowe trudy i nowe radości. Ile zawdzięczamy własnemu wysiłkowi? Bez wątpienia sporo. Ale gdyby nie został nam dany czas, nie byłoby niczego. Razem z czasem i jego upływem wszystko jest darem. Możemy ów dar pomnażać i doskonalić. Dlatego, gdy coś się kończy, coś także się zaczyna. Zawsze. Dlatego chrześcijanom przystoi radość. Co jest darem największym? Czas? A jednak nie. Chrześcijanie mają odpowiedź szczególną. Darem największym jest przyjście Bożego Syna w czasie i przestrzeni naszej ziemskiej historii. Zapowiadali to prorocy: Z ciebie Betlejem wyjdzie Ten, którego pochodzenie od początku, od dni wieczności. Apostoł, powtarzając słowa psalmisty, mówi o tej samej tajemnicy przyjścia Boga pomiędzy ludzi: Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś mi utworzył ciało. Oto idę, abym spełniał wolę Twoją, mój Boże (Ps 40). Słowa te są echem modlitwy Jezusa: Ojcze, nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie (Łk 22,42). Darem największym jest zatem to, że Bóg Ojciec dał nam swego Syna, a Syn dał samego siebie. Dlatego od tamtego dnia liczymy upływ lat. Nie jest ważny błąd rachuby czasu - ważny jest sam punkt odniesienia: dzień, w którym Bóg wyrzekł swoje "tak" i Maryja odpowiedziała "tak". Wkrótce wybrała się w drogę i poszła z pośpiechem do Elżbiety, niosąc w sobie Tajemnicę jeszcze niewidoczną dla oczu. Wielu ludzi mijało młodziutką Miriam niosącą poczętego już Jezusa. Ilu z nich przeczuło, że ta piękna i uśmiechnięta Dziewczyna nie jest kimś zwyczajnym? Ilu przeczuło obecność Boga? Na pewno Elżbieta: Błogosławiona jesteś między niewiastami! - zawołała - Błogosławiony owoc Twojego łona! Skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Domyśliła się sama? Nie. To trzeci dar Boga: Ewangelista powiada, że Duch Święty napełnił Elżbietę. Chciałbym mieć serce tak wrażliwe jak ona, by nie przeoczyć największego Daru. By nie przegapić chwili, gdy na moim progu stanie Jezus. Potrzebuję daru Ducha Świętego. I zostałem obdarowany... Uwierzyłem. Ty także. Wiara nie jest naiwnością. Przeciwnie - naiwni są ci, którym się zdaje, że wszystko można wyjaśnić i udowodnić, jak choćby twierdzenie Talesa. Wiem, upraszczam. Ale naiwność niewiary jest również uproszczeniem. Nie czujemy się lepsi z powodu naszej wiary. Wiemy, że jest ona Bożym darem. Wiemy też, że Bóg nikomu go nie odmawia - co najwyżej obdarowuje w inny sposób, w innym momencie. Zawsze można więc iskrę wiary rozniecić. Można też, niestety, tę iskrę w sobie zgasić, a dar zaprzepaścić. Póki człowiek żyje, póki płynie czas ziemskiego życia, póki zapalamy kolejne świece na adwentowym wieńcu, póki można wyzwolić się z naiwności i pewności siebie - póty jest nadzieja na rozniecenie iskierki wiary. Ostatni dzień Adwentu, ostatki drugiego tysiąclecia - to dla chrześcijan, dla mnie i dla Ciebie, dni wdzięczności: Bogu Ojcu - za to, że dał nam swego Syna. Bogu Synowi - za to, że chciał być jednym z nas. Że miał Matkę, osiołka, Betlejem... A po latach krzyż, żeby tak naprawdę i do końca być jednym z nas. Bogu Duchowi Świętemu - za to, że darem wiary pozwala nam widzieć dalej niż najśmielsze ludzkie oczekiwania. Zaczynają się dni wielkiej wdzięczności...
opr. mg/mg