List dziesiąty - 13 V 1932

Fragmenty książki "Listy do Ojca"

List dziesiąty - 13 V 1932

Józef M. Bocheński OP

Listy do Ojca

ISBN: 978-83-60703-71-7

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008

Wybrane fragmenty
Wstęp
Podziękowanie
List pierwszy
List drugi - 30 X 1931
List trzeci - 30 XI 1931
List czwarty - 11 II 1932
List piąty - 13 II 1933
List szósty - 3 III 1932
List dziesiąty - 13 V 1932
List jedenasty - 29 V 1932

Roma, 13 V 1932

Najdroższy Tatusiu!

Bóg zapłać za list pełen interesujących wiadomości. Bardzo się cieszę z sukcesu sprawy osiedlowej i z kombinacji na Ryczów. Obie kombinacje są znakomite, że żydki wołyńskie się krzywią — nie mają właściwie prawa, bo Tatuś wyraźnie napisał, że na razie nie ma tak, że nawet się z początku dziwiłem.

Poczta tak fatalnie chodzi, że ostatni list dostałem po 12 dniach. Ja sam w międzyczasie dwa razy pisałem — ale trzymają pewnie na granicy.

U mnie nic nowego. W najbliższym czasie wyjaśni się zagadnienie wakacyjne, mianowicie, czy dostanę owe 60 dolarów — jako stypendia. Jeśli nie dostanę, kalkulacja będzie taka:

zostać = jechać =

= pagare podróż ca 50 $

3×30×18 L. = netto 90 $ mleko kwaśne x

$ 90 w Borkowie

50 + x

Otóż owo x (mleko kwaśne) prawdopodobnie zbliża się (kasowo) do zera — a w każdym razie nie wyniesie 40 dolarów — tak że w tym wypadku wrócę do Polski, nawet nie pytając ojca prowincjała — bo to byłaby czysta strata tu siedzieć.

Jeśli, przeciwnie, dostanę owych 60 dolarów, i tak zysk będzie niewielki — bo 60 dolarów odpowiada 60 stypendium — a w Polsce miałbym na pewno co najmniej 30 powiedzmy, a 0,80 dolara = 15 dolarów — netto zatem zostaje 45 dolarów — co odciągnięte od 90 dolarów pozostawia z drugiej strony 45 dolarów. Strata z mojego przyjazdu do Polski wyniosłaby dla ojca prowincjała 5 dolarów + x (= mleko kwaśne). Co n'est pas le bout du monde46 ale mój Ojciec Prowincjał nie chciał jednemu z naszych ojców, który tu przyjechał, beknąć 150 dolarów gotówką (II klasa, samochody...) i teraz boi się.

Piętnastego napiszę do niego z wiadomością — odpowiedzi spodziewam się przed 15 czerwca — gdyby była niepomyślna zatelefonuję do Tatusia, prosząc Go, aby jeśli by chciał mnie mieć na prymicjach, wtedy interweniował i zawiadomił mnie telegraficznie.

Na wszelki wypadek jednak proszę o możliwie rychłe odesłanie mi książeczki wojskowej, bo bez niej nie mogę wyjechać. To wszystko oczywiście na wypadek, jeśli Tatuś, jako rzekłem, obstaje przy projekcie prymicyjnym.

Ojciec Marian odmówił przyjazdu na prymicje, bo nie chcą go puścić. Za to zaczynam myśleć teraz o Michale47. Oto co się stało. Michał świątobliwy zapomniał zawiadomić mnie o swoich prymicjach, co z oburzeniem „napiętnowałem” w liście do braci. Ci oczywiście powtórzyli mu i teraz Michał, który czuje się winny, sadzi się na grzeczność i już dwa listy do mnie napisał. Co Tatuś myśli o nim? Boję się tylko, żeby to nie wyglądało na snobizm. Księdza Kozaczewskiego48 chętnie bym widział jako kaznodzieję, ojca Jordana49 jako asystenta, Romualda50 jako diakona, ojciec Michał ewentualnie poszedłby na subdiakona. W ten sposób nadałoby się uroczystości lokalny charakter qui lui convient tres bien51. Cały kłopot jest z akolitami, bo ze względu na stosunki z Najdroższą Mamusią nie chcę zapraszać ojca Cyryla52 — a ten nie pojechawszy, nie puści kleryków. Ale coś wykombinuję.

Co ze ślubem Olusi? Bardzo bym chciał mieć od niej jakąś wiadomość co do daty etc.

Ojciec Jacek, stękający pod pięcioma kołdrami w tym upale, dowodził mi, że ja nie jestem żaden krewny Skrzyńskiego53, złośliwie dowodząc, że jego żona54 jest... (zapomniałem), a „z nimi to chyba koligacji nie macie”.

Upierałem się mimo wszystko, opierając się na oświadczeniach Tatusia i Adzia55 i ich niezawodnej wiedzy. Jacek zdziwiony poszedł do ambasadora i jemu swoje dubium przedłożył, na co Ekscelencja vehementer się do mojego bliskiego pokrewieństwa56 przyznał, Jachone mirante i chce mnie widzieć. Wobec tego po 26 V zacznę chodzić z wizytami do niego. Będę też u M[atki] Generalnej sióstr nazaretanek57 i innych presonalii duchownych.

Poza tym zdechł mój skorpion, którego z wielką pieczołowitością hodowałem. Trzeba Tatusiowi wiedzieć, że o tej porze ukąszenie tej bestii jest śmiertelne, bo w ciągu zimy nagromadził bez końca jadu. Mój sąsiad, pulchny młodzieniaszek kanadyjski (hr. Christmass) przyznał mi się, że po zdechnięciu tego zwierzątka ma lepszy sen i że myślał już o uszczelnieniu drzwi kauczukiem. Nota bene mam wielkie podejrzenie, że popełnił samobójstwo (skorpion!), bo dwie godziny przed zdechnięciem był pełny energii i złośliwości. Te bydlęta mają mianowicie ten ciekawy zwyczaj — że jeśli widzą pewną zgubę, zaginają ogon do góry i wbijają sobie śmiercionośne ostrze w kark. Ciekawy problem dla filozofa.

Ojciec de Munnynck58, mój mistrz, twierdził, że dla człowieka nauki najgorszą ofiarą jest, że musi się wyrzec wszystkich scjencji, do których ma żyłkę, aby się poświęcić wyłącznie jednej, zostaje dyletantem. To jest bardzo wielka prawda. Ja na przykład czuję równocześnie ogromne zainteresowanie do skorpionów i innych bydlątek, do japońskiego i innych języków — a ostatnio i do prawa, które muszę do egzaminów studiować. Jak to pogodzić z miłością mądrości? Zwłaszcza kiedy teologia, na kształt czcigodnej, ale nie pierwszej wiosny matrony, też swoją pulchną rączkę ofiaruje. Zostanę wierny mojej damie filozofii — choć w świecie duchownym mówią: Jeśli chcesz być:

— wielkim profesorem, studiuj teologię

— bzikiem — studiuj filozofię

— biskupem — studiuj prawo

— nigdy niczem — studiuj historię.

Studia teologiczne w Angelico są koniec końcem lepsze niż z początku myślałem. Mimo wszystko jest kilku naprawdę dobrych profesorów, a żaden nie jest (u nas przynajmniej, tj. na kursie „formalnym”) poniżej normalnego poziomu. [...]

[fra Innocenzo]


46 Nie jest końcem świata (fr.).

47 Michał (Jan Franciszek) Czartoryski (1897-1944), dominikanin, kolega Józefa Bocheńskiego z nowicjatu w Krakowie, w latach 30. kierował budową klasztoru na Służewie w Warszawie (po nim odpowiedzialnym za stronę finansową został ojciec Bocheński), rozstrzelany przez hitlerowców podczas powstania warszawskiego w 1944 roku jako kapelan szpitala. Dziś kandydat na ołtarze.

48 Ksiądz Kozaczewski był blisko związany z rodziną Bocheńskich, należał do najbliższych przyjaciół i powierników duchowych Marii Małgorzaty Bocheńskiej.

49 Ojciec Jordan - przeor w Podkamieniu.

50 Romuald Kostecki, współbrat Józefa Bocheńskiego w zakonie, studiował w Angelicum od roku akademickiego 1929/30, doktoryzował się tamże, napisał m.in. Św. Albert Wielki, wyznawca, biskup i doktor Kościoła, 1934.

51 Co bardzo mu pasuje (fr.).

52 Cyryl Markiewicz, dominikanin, mistrz w nowicjacie w Krakowie, do którego o Bocheński wstąpił w 1927 roku.

53 Władysław hr. Skrzyński (1873-1938), początkowo w służbie austriackiej, później dyplomata polski, wiceminister spraw zagranicznych, poseł w Madrycie w latach 1919-1921, poseł, a następnie ambasador przy Stolicy Apostolskiej w latach 1921-1937.

54 Izabela Skrzyńska, pochodziła z hiszpańskiej rodziny markizów Silva y Carvajal, jej matka nosiła tytuł księżnej San Carlos i była wielką ochmistrzynią dworu królewskiego.

55 Adolf Bocheński żywo interesował się dziejami swojej rodziny. Opracował kilka tablic genealogicznych różnych linii rodziny Bocheńskich, a także poszczególnych osób.

56 Matka W. Skrzyńskiego pochodziła z rodziny hrabiów Duninów Borkowskich i była kuzynką Marii Małgorzaty Bocheńskiej, matki ojca Bocheńskiego.

57 Laureta Lubowiedzka (zm. 1942), nazaretanka, od 1885 roku przełożona prowincji amerykańskiej, po śmierci F. Siedliskiej

58 Marc de Munnynck (1871-1945), profesor kosmologii i psychologii na wydziale filozoficznym uniwersytetu we Fryburgu Szwajcarskim; przez liczne swoje prace wywarł wpływ na różne ośrodki myśli katolickiej w Europie i Ameryce, Bocheński doktoryzował się u niego z filozofii na podstawie rozprawy o M. Straszewskim.

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama