Fragmenty książki "Jak wychować dziecko?", będącej podręcznikiem dla rodziców i wychowaców
Przekład: Agnieszka Sobejko
Tytuł oryginału: I sentieri della vita.
Crescere i propri figli.
Fondamenti e consigli per i genitori
© Edizioni San Paolo s.r.l.
Piazza Soncino, 5
20092 Cinisello Balsamo (MI)
© Wydawnictwo WAM, 2002
Redakcja: Ks. Stanisław Pyszka SJ
ISBN 83-7097-926-2
Alina, wieloskrzydła wróżka, pragnęła mieć potomka. Myślała i myślała, ponieważ wyprodukować potomka jest o wiele trudniej, niż wyprodukować dziecko.
Całymi dniami siedziała przeglądając się w przejrzystej wodzie.
— Musi być do mnie podobny — myślała, bo jeśli nie, to nie będzie moim potomkiem. I dokonywała dokładnego przeglądu swej osoby. Musi mieć mój profil, to na pewno, i tę aureolę złotych loczków wokół wielkiej głowy, w ten sposób go nie pomylę. Musi też mieć moje skrzydła... Ale po co te wszystkie skrzydła — przyłapała się na myśli —, nie wystarczą mu dwa, duże i mocne, jak u orła? Nie, a jeśli potem jedno się złamie? Może przydałyby mu się moje skrzydła, ale szybsze...
— Nie pójdziesz pofruwać z nami? — powiedziały jej inne wróżki, ze zdziwieniem patrząc na przepiękną Alinę, siedzącą nieruchomo nad brzegiem wody.
— To dlatego, że stałam się trochę przyciężka... — przyznała Alina, z nutą tęsknoty, — być może spodziewam się dziecka...
— Dziecka... dziecka... dziecka... — rozszeptały się inne wróżki, głosem tajemniczym i jakby odrobinę zardzewiałym.
— To proste! — wybuchła wreszcie najlepsza przyjaciółka Aliny, — wystarczy, że przejrzysz się cała w przejrzystej wodzie, a będziesz mogła zobaczyć drugą Alinę, taką samą jak ty.
— Ach, nie! — odpowiedziała przerażona Alina, — ktoś taki sam jak ja nie jest dzieckiem.
Powiedziała to z taką powagą, że pozostałe wróżki prędko odfrunęły, aby nie ryzykować, że wpadną do wody.
Ponieważ nie mogła połapać się w swoich myślach, Alina ostatecznie zrezygnowała z „drugiej siebie” i pofrunęła nad wszystkie kołyski ziemi, by w nich poszperać i zobaczyć, jak wygląda dziecko. Tak więc, jeśli matki zobaczą kołyskę trochę w nieładzie i maleństwo dziwnie odwrócone, mogą być spokojne: przeszła tędy Alina, próbując skraść sekret. Alina jednak, a wraz z nią wszystkie wróżki, jakie ma niebo, nie zdołają nigdy skraść sekretu dziecka.
Wróżki, jak wiadomo, nie poddają się łatwo i Alina nie zostawiła nie przeszukanej żadnej kołyski. Nareszcie się zdecydowała: chciała tę buzię tamtego małego Hindusa, dwoje przenikliwych i świetlistych oczu małego Sycylijczyka, różową skórę małego Irlandczyka, nóżki... i serduszko... Ale choćby nie wiem jak mocno starała się myśleć, dziecko się nie rodziło. Po raz pierwszy w życiu zdarzyło się jej, że nie potrafiła wyprodukować czegoś myślą.
— Nie może narodzić się jakieś tam dziecko. Choćbyś nie wiem jak o nim myślała i go pragnęła, zawsze otrzymasz takie dziecko, jakiego się nie spodziewałaś; — Król życia stał za plecami Aliny
i siłą swojej postaci zaciemniał myśli Aliny, tnące jak lśniące ostrza.
— Chcesz powiedzieć, że mają rację niektóre nordyckie bajki, kiedy mówią, że dzieci przynosi bocian?
— Nie, naprawdę! — roześmiał się Król, — dzieci ani nie przynosi bocian, ani nie może wyprodukować ich pragnienie ich rodziców.
— Uff! — tyle tylko umiała powiedzieć Alina i powstrzymała płacz, gdyż w przeciwnym razie jej łzy zalałyby całą ziemię.